✔Dream Chapter: Magic | TXT [...

By catonecstasy

25K 2.4K 4.9K

[Skończone] Nikt nie wraca z Góry Zapomnienia. Tajemnic Ukrytych Ludzi, którzy na niej mieszkają strzeże gęst... More

1
2
3
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18.1
18.2
19
20
21
22
23
24
25
26
xoxo
27
28.01
28.02
28.03
28.04
28.05
29
30

4

730 78 132
By catonecstasy

Beomgyu jeszcze przez jakiś czas patrzył na ścieżkę w lesie, mając nadzieję, że Soobin i Kai zaraz znowu się na niej pokażą. Żaden z nich nie był jakoś szczególnie dzielny, więc chłopak wątpił, by starczyło im odwagi na eksplorację Góry. Jednak czas mijał, a na ścieżce nadal nikt się nie pojawiał.

Nie mógł uwierzyć, że jego tchórzliwi przyjaciele naprawdę odważyli się iść na Górę Zapomnienia. Jeszcze bardziej nie potrafił uwierzyć w to, że zdecydował się zostać w samochodzie i teraz siedział w nim zupełnie sam, na poboczu, w kompletnej ciemności. Przełknął głośno ślinę i jeszcze raz sprawdził, czy wszystkie drzwi od auta są zablokowane, tak na wszelki wypadek, na pewno nie dlatego, że się bał.

Było dość nudno i kiedy już zdążył przejrzeć już cały internet, zaczął się trochę niepokoić. Niby nie minęło jeszcze tak dużo czasu, odkąd Soobin i Kai weszli do lasu, ale z drugiej strony nie wiedział, ile właściwie powinno im to zająć, bo przed rozstaniem nic konkretnego nie ustalili. W dodatku nawet nie mógł do nich zadzwonić, zakładając oczywiście, że tam, gdzie się właśnie znajdują, jest zasięg. Obie komórki leżały na siedzeniu obok, niestety Beomgyu nie znał haseł, więc nie mógł nawet przesłać sobie z kont chłopaków diamentów, potrzebnych do kontynuowania gry.

W radiu tata Soobina podawał właśnie najnowsze wiadomości, Beomgyu szybko zmienił stację, uciszając w ten sposób wyrzuty sumienia. W końcu gwizdnęli jego samochód i zrobili tej nocy więcej zakazanych rzeczy niż przez ostatni rok. No, może pół roku. Radio szukało stacji, a jego cichy szum działał usypiająco.

Nagle, kiedy Beomgyu prawie zasypiał, coś tak mocno uderzyło w boczną szybę, że aż podskoczył. Rozejrzał się trochę zdezorientowany, na szczęście szybko poznał Soobina i Kaia, którzy dobijali się do samochodu, jakby ich życie od tego zależało. Szybko odblokował drzwi.

- Otwórz tył! - powiedział krótko Soobin, a Kai posłusznie jak nigdy, spełnił jego prośbę. Beomgyu odwrócił się przez ramię, próbując zrozumieć, co właściwie widzi.

- Co? Kto to? - zapytał zdezorientowany, kiedy Soobin władował do samochodu jakąś obcą osobę. - Kto to jest?

- Jedź! - krzyknął z tylnego siedzenia Kai, wyglądając przez okno, zaraz po tym, jak Soobin zajął miejsce na siedzeniu obok kierowcy.

- Ale... - zaczął, bo tak naprawdę do tej pory prowadził samochód kilka razy i niezbyt pewnie czuł się za kółkiem.

- No szybko, jedź! - popędził go Kai. Beomgyu zerknął we wsteczne lusterko i przekręcił kluczyk w stacyjce.

- Kto to jest? - zapytał Soobina, który wciąż z napięciem wpatrywał się w stronę lasu. - Soobin! - nadal nie doczekał się odpowiedzi. Ruszył gwałtownie z miejsca, a silnik zaryczał głośno, kiedy zapomniał zmienić bieg na wyższy. Jeszcze raz nerwowo zerknął w lusterko. Jakiś nieznajomy chłopak leżał nieruchomo na siedzeniu obok Kaia.

- Znaleźliśmy go w lesie - odparł w końcu Soobin. - Pod siedzeniem powinna być apteczka - głęboko nabrał powietrza i odgarnął z czoła mokre od potu włosy.

- Jak to w lesie? Gdzie w lesie?! - Beomgyu zwolnił trochę, starając się nie wściec. - Czy... czy on nie żyje?

- Żyje, jest tylko... ranny - odparł gdzieś spod siedzenia Kai. - Tak nam się wydaje - dodał już trochę mniej pewnie.

- Zapnijcie pasy! - przypomniał im Soobin, przez chwilę miotając się ze swoimi.

- I co chcecie z nim zrobić? Kto to w ogóle jest?!

- Nie wiem, ok? Nie było okazji się przedstawić. Znaleźliśmy go w lesie, jest ranny, więc... go wzięliśmy, żeby mu pomóc.

- I chcecie jechać z nim do szpitala? - dopytywał dalej Beomgyu, czując, że zaczyna się trząść ze stresu. Prawdopodobnie wszyscy to czuli, bo samochód przyspieszał za każdym razem, kiedy jego noga podskakiwała na pedale gazu.

- Nie możemy jechać do szpitala - powiedział po chwili Soobin, zaciskając usta.

- Ale dlaczego nie? Przecież jest... - Beomgyu zamarł, wypuszczając wolno powietrze. Pokręcił gwałtownie głową. - Nie powiesz mi, że wzięliście go z tej drugiej strony - Soobin jeszcze mocniej zacisnął usta.

- Możemy ci tego nie mówić - odezwał się Kai, wyciągając z apteczki jakieś zupełnie w tej sytuacji niepotrzebne leki. - Właściwie, jakby się tak dobrze zastanowić, to... trudno powiedzieć - dodał.

- Nie mogliśmy go zostawić - zaczął znowu Soobin. - Był... jest ranny i chyba próbował się przed czymś schować. Sam zrobiłbyś dokładnie to samo.

- Bynajmniej mam na tyle rozumu, żeby nikogo stamtąd nie zabierać! - krzyknął w końcu Beomgyu, czując, że nieświadomie mocniej naciska pedał gazu.

- Przynajmniej... - powiedział cicho Soobin.

- Co? - Beomgyu odwrócił głowę w kierunku przyjaciela, ale po chwili znowu skoncentrował się na prowadzeniu.

- Przynajmniej, nie bynajmniej, bo... - nie dokończył Soobin. Samochód zatrzymał się z głośnym piskiem opon. Gdzieś z tylnego siedzenia usłyszeli jakiś stukot, a potem w środku zaległa całkowita cisza. Beomgyu nadal zaciskał ręce na kierownicy tak mocno, że aż zbielały mu knykcie, po czym bez słowa wyszedł na zewnątrz, trzaskając drzwiami.

- Mogłeś sobie darować lekcje poprawności językowej - mruknął zasapany Kai z tylnego siedzenia, usiłując wydobyć chłopaka ze szpary pomiędzy siedzeniami. - Jak to możliwe, że ktoś się w ogóle zmieścił w tę dziurę? - westchnął.

Soobin odwrócił głowę, przez chwilę zupełnie nie rozumiejąc tego, co działo się na tylnym siedzeniu.

- Miałeś zapiąć pasy! - krzyknął w końcu Soobin.

- Zapiąłem przecież - obruszył się Kai i odetchnął z ulgą, kiedy w końcu udało mu się wydobyć obcego chłopaka z dziury i znowu ułożyć go jakoś obok siebie.

- A jemu? Jemu też powinieneś je zapiąć - jęknął Soobin i przeszło mu przez głowę, że Beomgyu ma absolutną rację. Ich pomoc przyniesie więcej szkód niż korzyści.

- Well... gdybyś się nie mądrzył językowo, to nic by się w ogóle nie stało - powiedział młodszy chłopak.

Soobin uznał, że to było niesprawiedliwe. Przeważnie nie miał nic przeciwko temu, by przyjaciele odreagowywali na nim swój stres, jednak tym razem czuł, jak ogarnia go bunt. Chyba pierwszy raz w życiu musiał ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć Kaiowi czegoś, czego prawdopodobnie żałowałby już po kilku minutach.

Westchnął tylko, patrząc na Beomgyu, który nadal bez ruchu siedział w pewnej odległości przed samochodem.

Odwrócił się jeszcze raz, sprawdzając stan tylnego siedzenia. Obcy chłopak leżał oparty o drzwi samochodu, a Kai nadal wyglądał, jakby miał ochotę się z kimś pokłócić. Wyglądał też na zdesperowanego, zmęczonego i zupełnie zagubionego, więc Soobin odpuścił. Jego własna złość i bunt wyparowały w jednej chwili.

- Pójdę po Beomgyu - powiedział, przekręcając kluczyk w stacyjce. Droga przed nimi, oświetlona wcześniej samochodowymi reflektorami, pogrążyła się w ciemności. - Coś... coś wymyślimy, nie martw się - dodał, cicho zamykając za sobą drzwi.

Wyprostował się i rozejrzał wokoło, jakby spodziewając się, że gdzieś pomiędzy krzakami na poboczu ktoś się na nich czai.

- Znaleźliście go po drugiej stronie, prawda? - usłyszał po chwili cichy głos Beomgyu. Soobin usiadł obok niego, prostując nogi. Pokiwał tylko głową, nie było sensu ściemniać, że jest inaczej.

- Soobin, przecież wiesz, że...

- Wiem... wiem, ok? - przerwał mu. Słyszał te ostrzeżenia tysiące razy. - Nie zabierać nic, co należy do Ukrytych Ludzi - wyrecytował słowa powtarzane przez mieszkańców miasteczka przez setki lat, które mocno wryły mu się w pamięć. Czasem miał wrażenie, że ma je wytatuowane w mózgu. - Nie mogliśmy go tak po prostu zostawić - powiedział, chociaż zdawał sobie sprawę, że już użył tego argumentu. - Jest ranny... mogło mu się coś stać.

- A zastanawiałeś się, dlaczego jest ranny? - Beomgyu odwrócił się wreszcie w jego stronę. Soobin wolno pokręcił głową.

- Nie bardzo rozumiem... - odparł.

- Może zrobił coś złego i uciekał przed konsekwencjami? Może jego ubranie jest brudne nie tylko jego krwią? Pomyślałeś chociaż o tym? - Soobin wolno pokręcił głową, bo taka opcja w ogóle nie przyszła mu na myśl.

- On nie wygląda na kogoś złego - spróbował jeszcze, ale Beomgyu zgromił go wzrokiem. - Jest... no weź, przecież on jest w naszym wieku.

- Wygląda, jakby był w naszym wieku - poprawił go Beomgyu. - Może oni się nie starzeją? W końcu jedyne osoby, które spotkały Ukrytych Ludzi, już nie wróciły z Góry Zapomnienia.

- My wróciliśmy - zauważył Soobin, chociaż teraz to wszystko wydało mu się mniej ekscytujące i bardziej straszne. W końcu nikt tak naprawdę nie wiedział, co się stało z ludźmi, którzy weszli na Górę. Może też z niej zeszli. Może nawet udało im się dotrzeć do drogi, zupełnie tak jak im. Może coś stało się później, coś, co nie pozwoliło im wrócić do domu.

- I całe szczęście - Beomgyu głośno wypuścił powietrze. - Po prostu... zastanawiam się... może, może on na to zasłużył?

- Jak to zasłużył? - zdziwił się Soobin.

- No wiesz... tam u nich musi się coś dziać, najpierw zniknęła mgła, co nie wydarzyło się nigdy, od kiedy w ogóle pojawiły się jakiekolwiek wzmianki historyczne o naszym mieście. Zawsze tam była, rozumiesz? Teraz zniknęła, a wy znajdujecie jakiegoś kolesia w krzaku! - chłopak zaczął mówić coraz szybciej i głośniej. Soobin zerknął na samochód i nawet pozazdrościł Kaiowi, który nie musiał się zastanawiać, jak wybrnąć z takiej sytuacji. - ...to może być ze sobą powiązane, jestem prawie pewien, że tak właśnie jest. Może ten chłopak... czy ktokolwiek to jest, zasłużył na karę? A wy go po prostu wzięliście i teraz konsekwencje tego co zrobił spadną też na nas? - O tym Soobin też nie pomyślał. Właściwie w ogóle się nie zastanawiał nad tym, co powinien zrobić. Po prostu zadziałał instynktownie i tak wyszło.

- Może masz rację, ale nie możemy przecież tam wrócić - westchnął. Potarł dłońmi o spodnie, zostawiając na jasnych jeansach ciemne, prawie bordowe smugi. Co prawda spodniom nie mogło to bardziej zaszkodzić, po wyprawie na Górę były tak brudne, że nie dało się na nich wypatrzeć śladów krwi, ale Soobin je widział. Od razu powodowały u niego wyrzuty sumienia. - Chociaż nadal... po prostu trzeba było mu pomóc - obstawiał przy swoim. - Nawet jeśli będzie to miało jakieś konsekwencje - oznajmił twardo, chociaż naprawdę miał nadzieję, że nie zrobili nic wyjątkowo głupiego.

- To będzie głównie twój problem - Beomgyu skrzyżował ręce na piersiach. - Teraz będziesz musiał go jakoś przechować - wyjaśnił, wstając powoli z ziemi.

- Myślałem... - Soobin podrapał się po głowie. - Że może mógłby zatrzymać się u ciebie albo u Kaia, jego rodzice pewnie nie mieliby nic przeciwko.

Beomgyu pokręcił głową. Właściwie to obaj zdawali sobie sprawę z tego, że rodzina Kaia mogłaby zareagować zbyt entuzjastycznie na wiadomość o prawdopodobnym pochodzeniu chłopaka. Od lat, a właściwie stuleci, jego rodzina prowadziła coś w rodzaju grupy entuzjastów Ukrytych Ludzi i starali się nawiązać z nimi kontakt przy użyciu przeróżnych, głównie legalnych, metod. I chociaż mieli nawet jakiś komitet do spraw kontaktów z mieszkańcami Góry Zapomnienia, nigdy ich tak naprawdę nie spotkali. I może dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby tak pozostało.

- Zbieraj się, trzeba jeszcze będzie wykombinować, jak zataszczyć go do twojego pokoju - powiedział Beomgyu, idąc w stronę auta. - I umyć samochód, zanim wrócą twoi rodzice.

***

Przez całą drogę Soobin zastanawiał się, czy może jednak nie popełnili błędu. Beomgyu miał rację. Pewnie, że miał, ale z drugiej strony było już za późno żeby się wycofać. Nie mogli pozbyć się ot tak, tajemniczego chłopaka, na poboczu drogi. Nie mogli też pojechać z nim do szpitala, bo zaraz zaczęłyby się pytania, przyjechaliby ich rodzice, pewnie policja, dziennikarze i wtedy dopiero byliby w kropce, więc Soobinowi nie zostało nic innego, jak modlić się w duchu o to, żeby obrażenia chłopaka nie były jakieś poważne i nie mieli później problemu ze zwłokami. To dopiero byłby niefart.

Beomgyu zaparkował przed posesją z gracją kierowcy rajdowego i od razu wyskoczył z samochodu, pomagając Kaiowi z chłopakiem, który mało nie upadł na twarz, bo obaj nie potrafili sobie z nim poradzić. Był tak wiotki, że przelewał się przez ręce i mimo wielu prób nie udało im się ustawić go do pionu i tak po prostu podprowadzić do drzwi.

- Czekaj - Soobin powiedział cicho, łapiąc sapiącego Beomogyu za rękaw. - Muszę sprawdzić, czy rodzice są w domu.

- Pośpiesz się - syknął Kai.

Głowa tajemniczego chłopaka przesunęła się na jego ramię i już tam została. Dopiero wtedy Soobin zauważył jego strój. Jakoś wcześniej, gdy wyjęli go wspólnie z Kaiem z krzaka bzu, ani później, gdy taszczyli jego nieprzytomne ciało do auta, nie miał za bardzo okazji, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Widział tylko rany tajemniczej znajdy, jego pełną bólu twarz i nic poza tym. Dopiero teraz, w świetle jasnego światła werandy, kilka szlachetnych kamieni wszytych w bogaty kołnierz jego koszuli, zwróciło na siebie jego uwagę. Chłopak był niesamowicie elegancki. Jego jedwabna koszula wysadzana drogimi kamieniami przylegała do jego spoconych pleców i była tak nasiąknięta krwią, że nie dało się nawet poznać jaki miała oryginalnie kolor. Być może zawsze była taka, bordowa jak włosy chłopaka, ale coś podpowiadało Soobinowi, że niekoniecznie był to jej oryginalny kolor. Jego ubranie było zbyt poszarpane, zbyt brudne.

- Klucze - jęknął cicho Kai, wyrywając go z zamyślenia.

- Oj, tak - odparł szybko Soobin, wyławiając z kieszeni klucz do drzwi wejściowych. Sprawdził błyskawicznie boczne okna i ogród, starając się wypatrzeć światła ze środka domu, ale wyglądało na to, że dom był pusty. Jin miał dziś zmianę w radiu, a Yoongi najwyraźniej jeszcze nie wrócił od Namjoona.

- Jaki on jest ciężki - sapnął cicho Beomgyu, gdy Soobin otworzył drzwi, a tajemniczy nieznajomy, zaczął ześlizgiwać mu się z ramienia.

- Daj mi go - powiedział od razu Soobin, ale przyjaciel od razu zaczął protestować.

- Wniosę go - odparł. - Dam radę - mówił dalej, ale nie dał jeszcze ani jednego kroku i Kai zaczynał się powoli niecierpliwić.

- Beomgyu do cholery!

- No już, idę - Beomgyu dał krok do przodu, ale zadrżały mu kolana i Soobin widział już oczami wyobraźni, jak wraz z tajemniczym nieznajomym upadają, brudząc przy okazji całą podłogę i wycieraczkę błotem i krwią, co na pewno nie uszłoby uwadze rodziców. Chłopak aż się skrzywił. Nie dość, że muszą sprzątnąć samochód, to pewnie jeszcze schody i nie był pewien, czy nie zostawili jakiś śladów krwi na drzwiach wejściowych.

- Daj mi go - powiedział stanowczo i złapał znajdę pod bok, a potem w przypływie jakiejś niezrozumiałej siły, podniósł go i Kai nie musiał tak naprawdę za bardzo pomagać mu we wnoszeniu go na górę. - Beomgyu, otwórz drzwi. - powiedział, gdy byli już przy jego pokoju. Przyjaciel od razu otworzył je na oścież.

- I weź ręcznik z łazienki. Jakiś ciemny - poinstruował tym razem chłopaka Kai. Jego głos był już dość słaby. - Rozłóż na łóżku i...- zawiesił na chwilę głos, bo tajemniczy nieznajomy zaczął zsuwać mu się z ramienia. - Streszczaj się do cholery! - dodał, a potem zwrócił się do Soobina. - Kiedy wraca twój tata? - spytał, gdy Beomgyu zniknął w korytarzu.

Jego włosy były posklejane i lepkie od potu, gdzieniegdzie zaplątały się w nie jakieś liście i gałęzie i Soobin zaczynał podejrzewać, że sam wygląda podobnie. Do swojej coraz dłuższej listy do sprzątania dopisał mentalnie kolejny podpunkt jakim był szybki prysznic. Jak nic zostaną złapani, to się po prostu nie może udać. Ze wszystkich głupich pomysłów jakie mieli kiedykolwiek, ten był chyba najgłupszy i Soobin miał ochotę walnąć samego siebie sprzed kilkunastu godzin w twarz.

Teraz nie popełniłby tego błędu i nie poszedł na górę Ukrytych Ludzi. Może i był teraz mądrzejszy i zaspokoił swoją ciekawość, ale jakim kosztem? Cały czas się nad tym zastanawiał.

- Nie wiem, nic nie mówił, kiedy wraca od Namjoona. To może być zaraz, a może za jakiś czas. Jin utknął w radiu na noc, więc będzie koło dziesiątej - zaczął wyjaśniać szybko. Beomgyu wpadł jak burza do pomieszczenia i zaczął zdzierać pościel, a potem wykładać materac ręcznikami i workami na śmieci. - Gdzie to znalazłeś?

- W szafce pod zlewem - odparł chłopak. - Kładźcie go - dodał, równie błyskawicznie. Soobinowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. On i Kai z przyjemnością pozbyli się dodatkowego ciężaru i gdy wyprostowali się, całą trójką zamarli, bo na tym skończył się ich plan. Chłopak został przetransportowany, ale nie wiedzieli co zrobić dalej. W pokoju zapadła niezręczna cisza, którą można by kroić nożem. - To... co teraz?

- Sprawdźmy może jego puls? - zaproponował cicho Soobin, ale Kai od razu pokręcił głową.

- Przecież widać, że oddycha. Żyje - dodał i jako pierwszy z nich podszedł bliżej. Odgarnął nieznajomemu grzywkę z twarzy i cała trójka aż krzyknęła, bo okazało się, że chłopak ma otwarte oczy. - Ej, śpisz? - spytał tajemniczą znajdę, ale chłopak nawet nie mrugnął.

- Może jest sparaliżowany? - rzucił Soobin. - W końcu trochę go szarpaliśmy, a jeśli miał przetrącony kręgosłup to...

- Nawet tak nie mów - wtrącił się Beomgyu. - Trochę zgina te nogi.

- Zgina, bo je tak ułożyliśmy - poprawił go Soobin. - Może naprawdę nie może nimi poruszyć.

- Dobra, tym będziemy się martwić później - Kai uniósł obie ręce do góry. - Soobin, znajdź jakąś apteczkę. Potrzebujemy bandaży i czegoś do odkażania ran. A ty - pokazał palcem na Beomgyu. - Pomóż mi z tym jego kaftanem. Nawet nie wiem, gdzie to ma guziki.

- Dlaczego ja mam to robić? Dlaczego Soobin... - zaczął protestować młodszy chłopak, ale Soobin postanowił nie czekać, aż Kai zmieni zdanie.

Wyszedł z pokoju i zbiegł na dół, do kuchni po apteczkę. O ile wcześniej widok krwi mu nie przeszkadzał, to teraz, gdy już się trochę uspokoili, zaczynało mu się robić od tego niedobrze, więc wolał jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Złapał ją w biegu i gdy znów zaczął wspinać się po schodach, przypomniał sobie, że wszystkie ich komórki zostały w samochodzie.

- Chłopaki - powiedział, stając w progu własnej sypialni. Rzucił w stronę Kaia apteczkę. - Pójdę zabrać nasze komórki z auta.

- Dobra, to weź też plecaki - odparł Beomgyu, nawet nie odwracając się w jego stronę.

On i Kai jakimś cudem poradzili sobie ze skomplikowaną koszulą i tajemniczy chłopak był już półnagi. Jego opalony tors był tak poorany i zakrwawiony, że Soobinowi trudno było oderwać od niego wzrok.

W jakiś sposób ten widok go fascynował, bo nigdy nie widział nikogo rannego, a z drugiej dość przerażał, bo rany były prawie wszędzie. Na szczęście nie wyglądało na to, żeby były jakieś śmiertelne i głębokie, bo krew nie płynęła już chyba z żadnej z nich. Soobin zdawał sobie jednak sprawę, że łatwo było mu postawić tak nie profesjonalną diagnozę i rzeczywistość mogła być zupełnie inna. W końcu nie był lekarzem i jego jedyna medyczna wiedza brała się z seriali o lekarzach, które oglądał z rodzicami.

- Dobra, zaraz wracam - powiedział wolno, z trudem odrywając wzrok od przyjaciół i tajemniczego nieznajomego. Nawet nie wiedział kiedy, ale zaraz znalazł się przy aucie. Widocznie adrenalina wciąż trochę nim miotała, bo miał co chwila jakieś przypływy dzikiej energii, którą musiał szybko z siebie wydobyć.

Komórki były tam, gdzie je zostawili. Na półce obok przedniego okna i Soobin wiedział od razu, że będą problemy. Przy wszystkich świeciło się małe czerwone albo zielone światełko. Chłopak wpakował dwie pozostałe do kieszeni i odblokował szybko swoją komórkę, czytając błyskawicznie wiadomość od ojca.

"Binnie, wracamy niedługo. Wstaw wodę na herbatę" - wiadomość została wysłana jakieś dziesięć minut temu. - O nie - Soobin spojrzał na swoje własne zakrwawione ręce, a potem na syf z tyłu auta, a na końcu na drzwi wejściowe. - O kurwa! - wrzasnął. - Rodzice wracają, rodzice wracają, rodzice wracają! - wydzierał się dalej, wbiegając do domu, a potem po schodach na górę. Nawet nie zamknął za sobą drzwi do auta, ale nie było to w tym momencie ważne. - Rodzice wracają!

- Twoi? - spytał Beomgyu. Soobin pokiwał szybko głową. - I co teraz?

- Musimy... musimy - zaczął jąkać się chłopak, wczepiając palce we włosy. Myśl, ogarnij się! Krzyczał sam do siebie w głowie, ale nie dawało to żadnego rezultatu. - Musimy go schować - wydusił wreszcie.

- Gdzie niby? - spytał Kai, odrywając się na moment od bandażowania torsu chłopaka. Beomgyu złapał tajemniczą znajdę ostrożnie pod pachami i położył z powrotem na materacu. - Chyba, że masz jakiś ukryty pokój, o którym nie wiemy - rzucił. Soobin nic nie odpowiedział. - No właśnie - Kai wydał z siebie ciężkie westchnięcie.

Wyglądał, jakby miał lada chwila po prostu upaść na podłogę ze zmęczenia, ale ostatkiem sił trzymał się wciąż na nogach. Wreszcie warknął coś pod nosem niezrozumiale i spojrzał na Soobina, który wciąż stał w drzwiach z rękoma w górze i szalonym wyrazem twarzy.

- Dlaczego ja zawsze muszę wam mówić co macie robić?

- Nie zawsze - zaprotestował cicho Beomgyu, ale Kai zaraz uciszył go ruchem dłoni.

- Gdzie trzymacie środki czystości? - spytał Soobina.

- W garażu, ale...

- Beomgyu, zmyj podłogę na korytarzu i na schodach, pamiętaj o drzwiach - powiedział poważnie Kai. - Soobin, ty zajmij się samochodem. Tylko pamiętaj, żeby nie używać ciepłej wody. Jeśli użyjesz ciepłej wody do zmywania krwi to na pewno zostaną plamy.

- A ty skąd to możesz wiedzieć? - mruknął pod nosem Beomgyu, ale zaraz się uciszył pod naporem morderczego spojrzenia Kaia.

- Mam sześć sióstr - warknął. Soobin nie miał zielonego pojęcia, co siostry Kaia miały do pozbywania się śladów zbrodni, ale nie zamierzał kontynuować tego tematu. Nie mieli na to czasu. - No co się na mnie gapicie? Jazda! - krzyknął.

Beomgyu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Soobin został brutalnie odsunięty na bok i chłopaka nie było już w sypialni.

- A ty? - spytał Soobin, patrząc jak Kai z trudem podnosi chłopaka do siadu. - Pomóc ci jakoś?

- Spadaj stąd! - warknął przyjaciel i rzucił w niego pierwszą rzeczą jaką znalazł, która okazała się kocykiem Soobina z dzieciństwa.

Chłopak poczuł jak twarz zaczyna mu płonąć. Beomgyu musiał zrzucić go razem z pościelą, ale nie miał czasu, żeby się tym teraz zajmować. Kopnął go pod szafkę z bielizną, mając nadzieję, że przyjaciel nie zarejestrował nawet czym w niego rzucił i pobiegł do garażu.

Kai miał rację, krew zmyła się z szarych części siedzenia samochodu bez problemu. Musiał co prawda wetrzeć w nie mnóstwo detergentu, ale nie wyglądało to tak źle. Soobin zdążył nawet wrzucić do wiadra śmieci, które zalegały przy jego siedzeniu od kilku dni i sprawdzić dwa razy latarką w komórce, czy czegoś nie przeoczył.

A potem, gdy już zamykał samochód, usłyszał śmiech swojego taty. Śmiechu Jina nie dało się pomylić z nikim innym. Tylko on, gdy był naprawdę wesoły, brzmiał, jakby ktoś właśnie włączył wycieraczki na przedniej szybie samochodu, co oznaczało tylko jedno. To był koniec.

- O fuck, o cholera...- powiedział Soobin sam do siebie. Stojący w drzwiach do domu Beomgyu też musiał usłyszeć jego tatę, bo patrzył na niego z takim przerażeniem w oczach jak tego dnia, gdy pan Park złapał ich na kradzieży szkieletu z sali od biologii.

Soobin do dziś miał koszmary po tej wpadce, chociaż rodzice przyjęli ich wielki plan ucieczki szkieletora z dziwnym zrozumieniem i nawet nie byli jakoś specjalnie na niego źli. Co innego pan Park, mąż Namjoona był tak zły, że prawie przez miesiąc, całą trójką, musieli zostawać po godzinach i sprzątać wszystkie sale na pierwszym piętrze szkoły.

- Debile...- Beomgyu odwrócił się. Kai wyglądał chyba jeszcze gorzej niż poprzednio. Jego całe spodnie i koszulka były tak brudne, że Soobin był pewien, że żadna ilość zimnej wody nie będzie w stanie ich doprać. - Do kuchni - chłopak złapał Beomgyu za ramię i pociągnął go w głąb mieszkania.

Soobinowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zabrał swoje wiaderko i rzucił się do drzwi. Nie przyglądał się jakoś za bardzo, ale wyglądało na to, że Beomgyu poradził sobie z korytarzem i schodami. A potem, wbiegł do kuchni i dostał czymś zimnym i rzadkim, w twarz.

- Co do...- zaczął mówić, ale Beomgyu pisnął tak głośno, że miał wrażenie, że pękną mu zaraz bębenki. Coś upadło na ziemię i potłukło się z hukiem tak głośnym, że aż poczuł wibracje w podłodze. Soobin spojrzał na swoją rękę i przez chwilę też chciał zacząć krzyczeć, bo cała była pokryta w krwi, ale im dłużej jej się przyglądał tym dziwniej wyglądała.

- Bazylia? - zdziwił się i zebrał więcej mazi, która skapywała mu z policzka na rękę. Dopiero teraz zauważył, że maź miała w sobie też jakieś małe, białe kwadraciki i pachniała dziwnie znajomo.

- Ja pierdolę... - znajomy głos za plecami otrzeźwił go. Yoongi wszedł wolno do kuchni i gdy to zrobił, wzrok Soobina podążył za nim. Beomgyu i Kai stali obok szafki, w której Jin trzymał wszystkie przyprawy i sosy. Dwa z nich były zbite i leżały na ziemi, a obaj przyjaciele byli wysmarowani czerwoną, pomidorową pastą z bazylią i mozarellą od stóp do głów. - Wstawiliście chociaż na herbatę, jak was prosiłem? - spytał, na co Kai zaczął śmiać się nerwowo, a potem dołączył do niego Beomgyu.

- Nie bardzo...- przyznał się Soobin i aż podskoczył w miejscu, gdy tata stanął obok niego i położył mu rękę na ramieniu. Jin westchnął tylko, gdy sos, który od dłuższego czasu balansował na nosie Soobina, upadł na jego jasne buty.

- Kochanie...- zwrócił się do Yoongiego, który jak gdyby nigdy nic zaczął się krzątać po kuchni, wystawiając kubki i puszki z herbatą - Czy można jakoś... odadoptować dziecko?

- To chyba się nazywa fachowo wydziedziczenie - odparł Yoongi poważnie, ale zaraz sam wybuchnął śmiechem i opadł na krzesło na moment, ukrywając twarz w dłoniach. Soobin wolno odwrócił twarz w stronę Jina.

- Hej...- powiedział cicho. - Dobry wieczór - dodał wolno, na co Jin pacnął go w czoło dłonią, rozbryzgując sos dookoła.

a/n:
Jeśli myślicie, że to najdłuższy rozdział to nie, to nie jest najdłuższy rozdział.
Milego czytania!

Continue Reading

You'll Also Like

30.1K 2.9K 61
love me until the end. ⚣ tw: przemoc, przekleństwa. ©czitampon_2020; 27092020-23122020
182K 7.2K 54
❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.
44K 2.8K 44
Choi Yeonjun, światowej sławy model oraz Choi Soobin, znany przez tłumy piosenkarz. → jest to tylko tłumaczenie! oryginał należy do @choiyeonbin2019...
35.4K 1.4K 80
Yoongi i Taehyung wychowywali się razem. Ich drogi jednak się rozeszły. Po latach spotykają się znowu. Yoongi ma żonę i dziecko, a Taehyung chłopaka...