Eryka siedziała w swoim samochodzie i ściskała telefon w ręce. Na wyświetlaczu widniał, wpisany przed chwilą numer. Czekała kilkanaście minut nim John podał jej kontakt do rodziców Diany. W tym czasie zdążyła się uspokoić i ochłonąć, już nie miała ochoty ciskać przekleństwami i oskarżeniami. Przypomniała sobie, że w końcu Diana również musiała cierpieć po oddaniu Jake'a. Z drugiej strony miała Jared'a, który desperacko potrzebował jej obecności i wsparcia. Eryka była rozdarta, rzadko się jej zdarzało nie wiedzieć co zrobić. Rozprostowała palce zaciśnięte w pięść i z ciężkim serce nacisnęła zieloną słuchawkę.
Diana leżała w łóżku. W zasadzie od pięciu dni nie robiła nic innego. Nie płakała, myślała. Nie angażowała się w prace w domu, mama przynosiła jej jedzenie i zostawiała samą, wiedząc, że Diana i tak nie zechcę porozmawiać. Po długiej opowieści przedstawiającej wydarzenia ostatnich dni, Diana zamilkła i tylko od czasu do czasu miała ochotę, by zamienić z kimś kilka słów.
Diana wiedziała, że zrobili dobrze oddając Caren Jake'a, ale nie złagodziło to bólu, który spowodowała rozłąka. Zostawiła Jared'a samego. Wiedziała, że postąpiła źle, a telefon od Ed'a utwierdził ją w tym. Nie była w stanie poczuć się lepiej w mieszkaniu tak mocno związanym z Jake'iem.
Z dnia na dzień coraz lepiej znosiła zaistniałą sytuację i przygotowywała się do podjęcia decyzji o powrocie. Ale z rodzicami było jej tak dobrze, została otoczona miłością i ciepłem. Ciężko było rozstać się z nimi.
W końcu postanowiła wstać z łóżka. Ostatnie dni nie należały do udanych, ale w końcu trzeba wziąć się w garść. Życie biegnie dalej, a uparte tkwienie w jednym miejscu niczego nie zmieniało. Nie mieli już Jake'a, ale nadal mieli siebie. Jared.
Diana była na schodach, kiedy usłyszała rozmowę rodziców.
-Nie wiem już, jak mam ją przekonać - powiedziała Anna pijąc kawę.
-To dorosła kobieta, jest w stanie podejmować decyzje. - Thomas jak zawsze starał się odwieść żonę od nadmiernego wtrącania się w życie innych.
-Może i ma prawie trzydzieści lat, ale zachowuje się jak jakiś dzieciak. Wiesz na jaki pomysł ostatnio wpadła? Ma zamiar nagrać wszystko i wrzucić na to swoje konto. Zupełnie jakby pomysł z porodem w basenie nie był zbyt głupi. - Anna westchnęła i zamoczyła ciastko w kawie. -Ręce mi już opadają. Nie mam do niej siły.
-Przestań się tak przejmować Marthą, nasza własna córka potrzebuje wsparcia i dobrej rady.
Małżonkowie spojrzeli na siebie smutno i westchnęli. Robili wszystko, by zapewnić Dianie odpowiednie warunki do przeżywania swojego smutku, ale od prawie tygodnia nie było żadnych zmian.
-Być może cieplarniane warunki tylko zachęciły ją do dłuższego odkładania powrotu do życia.
Anna miała odpowiedzieć mężowi, ale pojawienie się Diany zaskutkowało przerwaniem rozmowy.
-Cześć - odezwała się Diana i nalała sobie kawy do kubka. Potem usiadła z rodzicami przy stole. -O czym rozmawialiście?
-O Marthcie, nic ważnego - odpowiedziała Anna.
No tak, Martha. Diana nie poświęciła kuzynce nawet jednej myśli. Była tylko kilka kilometrów od niej i mogła osobiście zakończyć wykorzystywanie Jared'a, ale nie miała na to ochoty. Myślała o czymś zupełnie innym.
Nagle Diana wyłapała porozumiewawcze spojrzenie między rodzicami.
-Chcecie o czymś ze mną porozmawiać? - zapytała.
-W zasadzie to tak - odezwał się Thomas, który wczoraj odebrał telefon Eryki i usłyszał bardzo szczegółowy opis sytuacji w SunCity. Zobowiązał się spróbować przekonać Dianę do powrotu do Jared'a.
-Wiemy, że ci ciężko, ale pamiętasz, że nie jesteś w tym sama? - zaczął Thomas.
-Oczywiście, doceniam wszystko co dla mnie zrobiliście.
-Miałem na myśli kogoś innego.
Diana domyśliła się o kogo chodzi i przybrała smutny wyraz twarzy. Nie odezwała się pozwalając rodzicom powiedzieć co zaplanowali.
-Bardzo cię kochamy, Diana. Jesteś u nas zawsze mile widziana, ale ty masz nas, a Jared został tam sam.
-Ma Erykę - przypomniała Diana.
-Tak i ona bardzo się stara, ale nie jest tobą, kochanie - oznajmił Thomas.
-On cierpi dokładnie tak samo jak ty. Zżył się z Jake'iem i tobą. Widziałam jak patrzył na ciebie, za każdym razem, gdy wymawiałaś jego imię. On bardzo cię kocha i potrzebuje, zwłaszcza teraz - Anna mówiła łagodnym głosem, a w oczach Diany mimowolnie zbierały się łzy.
-Ja to wszystko wiem – powiedziała Diana, łamiącym się tonem. -Sama też kochałam Jake'a i Jared'a, ale bycie tam było tak bardzo trudne. Wszystko przypominało mi o nim, tak jak kiedyś o Adamie.
-Musisz pamiętać, że Jake żyje. On nie odszedł na zawsze, nadal możecie go widywać.
-Ale to wcale nie boli mniej.
-Jesteś moją jedyną córką i kocham cię nad życie. - Anna wzięła Dianę za rękę. -Powiem to, nawet jeśli zabrzmi to okrutnie. Ty straciłaś Jake'a, ale Jared stracił również ciebie. Nie wierzę, że jesteś tak bezduszna, by nie rozumieć tego i pozwolić mu samemu się z tym mierzyć.
-Przepraszam, że jestem taką egoistką. -Diana wytarła oczy zanim łzy popłynęły jej po twarzy.
-Nie jesteś, masz prawo do myślenia o sobie, ale pamiętaj o nim.
Zaczerwienionymi oczami Diana patrzyła na oboje rodziców. Nawet prowadząc tak trudną rozmowę nie przestawali jej wspierać i nie oceniali jej. Kochała ich. Tak bardzo ich kochała.
Wyglądało na to, że wybrali odpowiedni moment na rozmowę. Diana nie zbyła ich, ani nie zaczęła krzyczeć. Nawet jeśli miała ochotę się rozpłakać, to starała się uśmiechać. Nie zdradzała śladu irytacji i zniecierpliwienia.
-Wygląda na to, że muszę się pakować – zażartowała, siląc się na szerszy uśmiech.
Rodzice odpowiedzieli jej tym samym i kamień spadł im z serca. Diana wstała ze swojego krzesła, podeszła do rodziców i objęła ich.
-Dziękuję. Dziękuję za wsparcie i przypomnienie o tym co ważne. Łatwo jest schować się w bezpiecznym miejscu i przeczekać burze. Mam zamiar stworzyć takie dla Jared'a.
Thomas pocałował córkę w skroń, a Anna powstrzymywała łzy.
Po szczerej rozmowie Diana wyciągnęła telefon, ale zrezygnowała z zamiaru zadzwonienia do Jared'a. Wolała zaskoczyć go, przeprosić i wrócić z nim do życia. Prawdą było, że spotkali się i zbliżyli przez Jake'a, ale to wcale nie znaczy, że bez niego, nie miała powodów dalej mieszkać z Jared'em. Kochała Parker'a, szalała za nim i była gotowa wszystko dla niego zrobić.
-Myślisz, że powinniśmy powiedzieć jej jak dokładnie wygląda sytuacja? - zastanawiał się głośno Thomas.
-Nie. Niech jedzie i na własne oczy zobaczy jak potrafi upaść człowiek pozbawiony wsparcia tych, których kocha w najcięższych momentach życia - odparła Anna, przyglądając się jak córka wchodzi po schodach. W jej ruchach znów widziała energię.
Diana spakowała plecak, z których przyjechała do domu i założyła skórzany strój do jazdy motorem. Dokładnie ten sam, w którym za pierwszym razem pojechała do SunCity, dokładnie ten sam, w którym pojawiła się na pierwszym spotkaniu z Jared'em. Nie dało się nie zauważyć, że spodnie ubierała ze znacznie większym trudem, a odgłos ocierania się skóry o skórę, przy każdym ruchu, stał się głośniejszy.
Diana zeszła na dół z plecakiem i kaskiem w rękach. Była gotowa do drogi.
-Zjesz coś zanim wyjdziesz? - zapytała Anna.
-W SunCity będę za jakieś trzy, trzy i półgodziny, zjem na miejscu.
-Wyprowadziłem motor z garażu - wtrącił Thomas.
-Dzięki, tato.
-Kiedy możemy się spodziewać waszych odwiedzin? - Anna podeszła do córki i ją objęła.
-Raczej dopiero na ślub Marthy. Oczywiście jeśli nas zaprosi. - Diana przytuliła ojca.
-Widziałam listę gości i zapewniam, że na niej jesteście. Pomagałam ją pisać.
-W takim razie widzimy się pierwszego maja.
-Diana - powiedziała poważnie Anna. -Wiem, że ostatnio nasze relacje nie należały do najlepszych. Wiem też, że czujesz się zaniedbywana przez mnie, bo zajmuję się Marthą, ale ja naprawdę nie potrafię jej zostawić. Jestem jej najbliższą rodziną i przykro mi, że z tego powodu cierpią nasze relacje. Zdaję sobie sprawę, że nie powinnam była popierać jej pomysłu z mieszkaniem, ale...
-To już nie ważne. - Diana weszła mamie w słowo. -Zapomnijmy o tym.
Anna kiwnęła z wdzięcznością głową i Diana wyszła z domu. Podeszła do swojej maszyny i założyła kask. Usiadł na motorze i poczuła chłód pojazdu. Uruchomiła silnik, opuściła szybkę i ruszyła.
Cieszyła się, że nie sprzedała go, choć nawiedzały ją takie myśli. Po zrezygnowaniu z wynajmowanego mieszkania mogła sobie pozwolić na wynajem garażu. Całą zimę motor stał dokładnie przykryty i czekał na cieplejsze dni.
Jadąc autostradą nie mogła pozbyć się wrażenia deja vu, to wszystko już kiedyś się stało.
Pogoda była ładna, więc warunki na drodze nie utrudniały podróży. Jedyne na co Diana mogła narzekać był chłód. Pomimo szczelnego ubrania zimne powietrze wgryzało się głęboko, do samych kości. Chociaż musiała przyznać, że i tak było lepiej niż, gdy jechała w drugą stronę. Minął niecały tydzień, a dało się wyczuć zmianę w temperaturze podczas dnia.
Po trzech godzinach zjechała z autostrady. Dzięki mniejszej prędkości poczuła promienie słońca na plecach. Jeszcze półgodziny i będzie na miejscu. Już nie mogła się doczekać, żeby zsiąść z motoru i rozprostować nogi. Przez zimę spędzoną na jeżdżeniu samochodem odzwyczaiła się od spędzania długich godzin na motorze.
W lusterku zauważyła, że jadący za nią samochód zaczął ją wyprzedzać. Zjechała bardziej na prawą stronę i cierpliwie czekała. Spojrzała w stronę samochodu, który zamiast pojechać przodem zrównał się z nią. W środku było trzech nastolatków. Musieli dopiero dostać prawo jazdy, bo wyglądali na dzieciaków. Machali do Diany i robili głupie miny. White przewróciła oczami za ciemną szybką kasku i zignorowała ich. Ponownie spojrzała w ich stronę, kiedy usłyszała głośną muzykę. Pasażer wychylił się przez okno i coś do niej krzyczał. Przez pęd powietrza i głośną muzykę docierały do niej tylko pojedyncze słowa. Zrozumiała tylko: mała, fura, bestia i tyłek. Była w stanie wyobrazić sobie jakie zdania do niej kierował.
Ciekawe co by powiedzieli, gdyby wiedzieli ile mam lat?, pomyślała skupiając się na drodze.
Widocznie urażeni brakiem jej zainteresowania postanowili zaczepić w inny sposób. Podjechali bardzo blisko, zbyt blisko. Chcieli ją zapewne tylko przestraszyć, ale Diana poczuła mocne szarpnięcie, kiedy zahaczyli bocznym lusterkiem o jej ramie. Natychmiast straciła równowagę, próbowała jeszcze wyprowadzić pojazd, ale nie dała rady. Przewróciła się na prawy bok uderzając biodrem, a chroniąc głowę podparła się przedramieniem. Przez chwilę sunęła po asfalcie, aż w końcu zatrzymała się. Motor przygniatał jej nogę, a zdezorientowana nie była w stanie się poruszyć. Przez chwilę leżała i oddychała, a z każdym następnym wdechem ból narastał. W końcu oprócz szumu w uszach usłyszała głosy.
-Spadamy stąd! - mówił zdenerwowany chłopak.
-A jak coś się jej stało? - odezwał się drugi. -Chociaż sprawdźmy.
-Nie ma zamiaru odpowiadać za wasze wygłupy. - rozróżniła trzeci głos.
-Rób co chcesz, my spadamy.
Rozległy się kroki dwóch osób, a po chwili dołączył do nich ostatni. Trzask drzwi świadczył, że zaraz odjadą.
Diana skręciła głowę i spojrzała w kierunku oddalającego się samochodu. Przeklnęła i wygramoliła się spod motoru. Usiadła na poboczu i ściągnęła kask. Była na bocznej drodze i zdawało się, że przez jakiś czas nikt tędy nie pojedzie. Właśnie dlatego wybierała tą trasę. Teraz żałowała.
Spojrzała na prawe przedramię. Na bocznej części dłoni i nadgarstka ciągnęły się płytkie rany spowodowane tarciem o asfalt. Przejrzała się w szybce kasku, ale wyglądało na to, że ręka to jedyne rany, które odniosła. Wstała i stwierdziła, że nic sobie nie złamała. Co prawda prawa noga i biodro pulsowały bólem, ale była w stanie chodzić i kontynuować podróż. Nie chciała się rozbierać na środku drogi, ale była pewna, że w bolących miejscach zaczęły się już pojawiać wielkie siniaki. Po upewnieniu się, że z nią wszystko dobrze, zajęła się motorem. Nie było nic gorszego niż konieczność podnoszenia go z ziemi. Westchnęła i kucnęła do niego tyłem. Chwyciła za kierownicę i siedzenie i prostując nogi dźwignęła go z głośnych jękiem. Bok, na który się przewrócił był porysowany, odpadło kilka plastikowych elementów, tak samo jak prawe lusterko. Dianie krajało się serce. Zawsze bardzo dbała o swój sprzęt, polerowała go i garażowała. Nigdy nawet nie miał najmniejszej rysy, a teraz widziała odcień metalu pod zdrapanym lakierem. Nic nie mogła zrobić tam gdzie stała, jedyną opcja było jechanie dalej. Założyła kask i odpaliła silnik, w duchu modląc się, żeby wnętrzu nic nie było. Po chwili usłyszała mruczenie motoru i znacznie spokojniejsza, ruszyła.
Kiedy w końcu podjechała pod blok słońce zaczynało już zachodzić. Nie miała pojęcia, że pozbieranie się po wywrotce zajęło jej tyle czasu. Obolała zeszła z zaparkowanego pojazdu. Wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki, z irytacją zauważyła, że ekran był pęknięty. Na szczęście nadal działał i sprawdziła godzinę. Według jej obliczeń od ruszeniu z domu minęły dokładnie cztery godziny i trzynaście minut. Odpisała na wiadomość od mamy i weszła do bloku.
Nie była pewna, ale wydawało się jej, że lekko kuleje. Z coraz mocniej bijącym serce stanęła przed drzwiami i wyciągnęła klucze. Pokaleczona dłoń drżała, kiedy otwierała zamek.
W mieszkaniu było cicho i wyglądało na to, że okno w salonie, które zawsze dawało najwięcej światła, zostało zasłonięte. Czuła lekki zapach dymu papierosowego. Ściągnęła buty i kurtkę, plecak i kask zostawiła zaraz za wejściem.
Na pogrążonej w mroku kanapie dostrzegła sylwetkę Jared'a.
-Jared? - zapytała podchodząc bliżej.
Parker zerwał się do siadu i spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami. Wyglądał źle. Miał bladą twarz i podkrążone oczy. Koszule niedbale zapiął tylko na kilka guzików, a włosy wydawały się nadal wilgotne po prysznicu.
-Diana? - odezwał się opuszczając nogi z kanapy.
-Jared...- szepnęła dotykając jego policzka. Widziała jak łzy zbierają mu się w oczach.
Parker złapał za jej dłoń mocniej dociskając ją sobie do twarzy. Pocałował jej wnętrze, a potem już płacząc zsunął się z kanapy na kolana i przytulił się do jej brzucha. Kurczowo zacisnął palce na bluzce Diany i szlochał wtulając w nią twarz.
Diana stała oszołomiona i czuła jak jej również zbiera się na płacz. Jak bardzo Jared musiał cierpieć, że zamiast być złym, upadł na kolana i trzymał ją kurczowo? Jakby bał się, że znów odejdzie.
Pochyliła się i położyła policzek na pachnących szamponem włosach Jared'a. Objęła go i przytuliła prawie tak mocno, jak on ją. Chciała, żeby Parker wykorzystał tą swoją dziwną umiejętność czytania z niej jak z otwartej księgi i zrozumiał wszystkie uczucia, jakie chciała mu przekazać.
Słysząc jego płacz zapomniała o motorze, stracie Jake'a, wszystkim co nie wiązało się z trwającą chwilą. Ed miał rację, powinna była przyjechać wcześniej. Jej rodzice również mieli rację, nie powinna była zapominać o Jared'zie i jego uczuciach.
Czuła jak bluzka na brzuchu robi się wilgotna, ale nadal stała i nie miała zamiaru ruszyć choćby palcem, dopóki Jared pierwszy nie zdecyduje, że ma jej dość. Głaskała go po włosach w milczeniu. Tak było lepiej, żadne słowa nie byłyby w stanie wyrazić tego wszystkiego co czuli. Nigdy jeszcze nie widziała by ktoś się tak załamał, a świadomość, że ona pchnęła go w tym kierunku, jeszcze bardziej pogarszała sytuację.
Nie wiedziała ile czasu minęło zanim Jared się ruszył. Rozluźnił uścisk na tyle, że Diana miała swobodę ruchów. Ani myślała uwalniać się od jego dotyku. Uklęknęła ignorując ból prawej nogi i zrównała się z Jared'em. Zwróciła uwagę na jego brodę, wyglądało na to, że nie golił się od kilku dni.
-Mogę cię pocałować? - zapytała starając się nie płakać.
Jared musnął jej usta swoimi wargami, a Diana poczuła dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.
-Tak bardzo przepraszam - szepnęła cicho.
-Wiem i nie musimy o tym mówić. - Słowa Parker'a były równie ciche.
-Zrobiłam ci wielką krzywdę...
-Najważniejsze, że do mnie wróciłaś.
-Już nigdy cię nie zostawię. Razem.
-Tak...
Diana rozpłakała się. Dlaczego Jared wybaczył jej tak łatwo? Chyba wolałaby usłyszeć porządny opiernicz.