Wtarłam w ciało resztkę olejku do opalania i położyłam się na dużym kocu. Wsunęłam na nos okulary w kształcie serc, przymknęłam oczy i wystawiłam się na działanie słońca, kładąc się w stroju kąpielowym na brzuchu. Leżałam w ogrodzie państwa Scorsese. Byliśmy po obiedzie, więc nadszedł czas codziennego odpoczynku. Nieco dalej w siatkówkę grali Sierra, Amalia, Delilah i Santiago. Ja natomiast postanowiłam postawić na piękną opaleniznę. Rozłożyłam się u stóp schowanego w cieniu jabłoni stolika, przy którym siedział Vincent, czytający jakiś magazyn sportowy. Nie odzywaliśmy się do siebie, starczyła nam obecność drugiej osoby. Wylegiwałam się chwilę w spokoju, by poczuć nagle stopę bruneta na swoim tyłku. Spojrzałam na niego znad czerwonych oprawek, ale on nie zdjął wzroku z tekstu, a jedynie obdarzył świat pełnym samozadowolenia uśmiechem. Wywróciłam jedynie oczami i powróciłam do wypoczynku. Nagle usłyszałam przerażony głos Shirley, która musiała dopiero co przyjechać do domu swoich rodziców, bo nie spotkałam jej wcześniej tego dnia.
- Penny, timore di Dio, będziesz miała nierówną opaleniznę! - podbiegła do mnie, przez co gwałtownie poderwałam głowę.
Obdarzyłam ją nierozumiejącym spojrzeniem, gdy stała nade mną tupiąc nogą, niczym matka nad swoim dzieckiem, które z oporem rozwiązywało zadania domowe. Gdy nie spotkała się z absolutnie żadną reakcją z mojej strony, westchnęła i nachyliła się nade mną.
- Zdejmij ten stanik, dziewczyno! - wykrzyknęła, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
Posłałam zaniepokojone spojrzenie Vincentowi, który jedynie zerknął na mnie i wzruszył ramionami. Zero wsparcia z jego strony! Shirley musiała zauważyć moją konsternację, gdyż znów westchnęła.
- Nikomu to nie będzie przeszkadzać. Ojciec śpi, mama i Amalia same tak robią, a Delilah i Sierra z pewnością nie obdarzą cię większym zainteresowaniem, w końcu same mają piersi - wywróciła oczami, ale wciąż utrzymywała radosny ton wypowiedzi. - Co do Santiago... wątpię, żeby go to interesowało, w końcu ciągle ktoś w tym domu opala się toples. V za to na sto procent widział cię nago, więc co za problem? Sami swoi, Penny! Jesteś już prawie rodziną, więc naprawdę nie musisz się krępować. Idę do kuchni, masz ochotę na lemoniadę?
Powiedziała to wszystko z taką lekkością, że nie byłam w stanie jej zaprzeczyć. Podziękowałam za napój, wskazując na stolik, gdzie stała niemal pełna szklanka. Młoda kobieta zniknęła w domu, natomiast ja stwierdzając, że nie miałam nic do stracenia, zaczęłam rozplątywać sznurek na plecach. Pozbyłam się biustonosza i znów wylądowałam na brzuchu.
Shirley miała rację. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, nawet Valentina, która przyniosła nam kolejną dokładkę świeżych owoców i lemoniady. Puściła mi oczko, rzucając jedynie „dobry wybór".
Wyciągnęłam dłoń do V, którego stopa wciąż spoczywała na moich pośladkach. Strzelił mi krótkie spojrzenie znad gazety, ale posłusznie podał mi szklankę z chłodną lemoniadą. Wzięłam parę orzeźwiających łyków.
Niedługo miała zakończyć się dwugodzinna poobiadowa przerwa na odpoczynek i choć nie mieliśmy obowiązku przerywania, nie chciałam lenić się, kiedy pracownicy wracali do przerwanych zajęć. Nagle wpadłam na pewien pomysł.
- Może wybralibyśmy się na zakupy? - rzuciłam niby od niechcenia do bruneta obok mnie.
Znów podniósł na mnie leniwie wzrok i uniósł pytająco brew. Przesunęłam się trochę w jego stronę i obróciłam się na plecy. Zrobiłam to celowo, chcąc osiągnąć to, co miałam w zamiarze. Nadal nikt z obecnych w ogrodzie nie wgapiał się w moje ciało, co było potwierdzeniem słów Shirley. Odczekałam chwilę, ale wreszcie chłopak się odezwał.
- Okej - mruknął niechętnie. - I tak ciotka prosiła mnie, żebym pojechał po zakupy, więc od razu zahaczymy o spożywczak.
Wstałam dopiero po kolejnych piętnastu minutach. Usłyszałam gwizd, który wyszedł z ust Santiago, ale nie miał na celu urażenia mnie. V spiorunował go wzrokiem, na co tamten się zaśmiał. Zarzuciłam na siebie stanik i czmychnęłam do naszego pokoju, by się przebrać.
Niedługo potem siedzieliśmy w samochodzie wuja Amerigo i jechaliśmy w stronę jakiejś galerii.
Kiedy dotarliśmy przeciągnęłam go po paru sklepach, ale nie chcąc męczyć biedaka zbyt długo, pozwoliłam zaciągnąć się do salonu gier, gdzie nieźle dokopał mi w wyścigach, ale za to zbierał resztki godności z ziemi po meczu hokeja.
W końcu opuściliśmy salon i przeszliśmy się wzdłuż sklepów. Nagle zauważyłam przepiękny ciemnobordowy koronkowy komplet bielizny, który chwycił mnie za serce i portfel. Złapałam V za rękę, niemal siłą wciągając go do sklepu z damską bielizną. Jednocześnie byłam ciekawa, w jaki sposób będzie zachowywał się w takim miejscu. Chwilę się opierał, ale w zasadzie podążył za mną całkiem chętnie. Tak jak się spodziewałam.
Zgarnęłam komplet i bez zastanowienia ruszyłam do przymierzalni. Zajęłam jedną z kabin. Zaczęłam zdejmować z siebie bluzkę, kiedy usłyszałam ciche pukanie. Prychnęłam, ale pozwoliłam mu wejść. Wcisnęłam w jego dłonie majtki, których nie mogłam przymierzyć, ale byłam pewna, że rozmiar był idealnie dopasowany. V rozłożył je przed sobą i mruknął z aprobatą. Szybko zmieniłam stanik, który miałam na sobie na biustonosz z wystawy. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam nieźle. Obróciłam się do bruneta, który przeskanował mnie spojrzeniem zielonych oczu.
- I jak? - zapytałam, niecierpliwiąc się lekko.
- Non avventurarsi fuori voi dal letto, bambina* - stwierdził, co spotkało się z moją niezadowoloną miną. Nie rozumiałam. - Bardzo dobrze - dodał w końcu.
Znów ubrałam się w swoje ciuchy i ruszyłam do kas, gdzie zapłaciłam za bieliznę. Wyszliśmy ze sklepu. Nagle telefon Vincenta powiadomił go o nowej wiadomości. Przeczytał ją natychmiast. Sunąc wzrokiem po tekście, spiął się delikatnie, co nie uszło mojej uwadze. Nie mogąc się powstrzymać, zerknęłam w jego ekran, ale zdołałam zauważyć jedynie skrawek wiadomości, który i tak zdołał wystarczająco mnie zaniepokoić: „... się tu kręci. Zostańcie z Penny w mieście dłużej". Brunet potrząsnął głową i znów zwrócił na mnie uwagę.
- To co, dzisiaj mały pokaz? - mruknął uwodzicielsko, z pewnością mając na myśli mój nowy zakup.
Już chciałam go spławić, kiedy zastanowiłam się chwilę nad tym.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się kokieteryjnie, ale potem natychmiast zmarszczyłam brwi, bo domyśliłam się, że chciał w ten sposób zamydlić mi oczy. - Vincent, powiedz mi, co się dzieje. Ciągle chodzisz jakiś nerwowy. Martwi mnie to.
Chwyciłam jego dłoń, żeby na mnie spojrzał. Nie podobała mi się ta sytuacja. On i Santiago coś ukrywali, a ja nie lubiłam sekretów. Do tego miałam okropne przeczucie, że ta tajemnica mogła mieć opłakane konsekwencje na nas wszystkich.
- Rozmawialiśmy już o tym, Penny - obdarzył mnie surowym spojrzeniem, jakiego nie używał nigdy wobec mnie. Wyglądał wtedy starzej i poważniej. - Prosiłem cię, żebyś nie poruszała tego tematu.
- Nie rób ze mnie głupiej, Vincent - obruszyłam się. - Widzę, że coś cię trapi, a ty próbujesz wmówić mi, że to nic takiego! Jestem twoją dziewczyną i nie możesz mnie tak okłamywać.
- Lepiej dla ciebie byłoby, gdybyś na razie nią nie była - jego słowa były twarde, chłodne i ostre, niczym sztylety.
Przez pierwszą chwilę nie dowierzałam własnym uszom. Myślałam, że żartował. Chciałam, żeby tak było. Przecież jeszcze parę minut temu wszystko było między nami świetnie, flirtowaliśmy ze sobą, a teraz on chciał ze mną zerwać? Tak nagle? To jedynie bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że było coś na rzeczy.
- Słucham?! - wykrzyknęłam, nie zważając na to, że zwróciłam na siebie uwagę paru osób wokół. - Co ty pierdolisz w ogóle? Słyszysz się?
Pokręcił głową i pociągnął mnie w stronę wyjścia, pomimo moich oporów i prób wyszarpania się z jego silnego uścisku. Ogarnęła mnie wściekłość, przemieszana z żalem. Znaleźliśmy się przy samochodzie, do którego niechętnie wsiadłam. V zaskakująco milczał, nic sobie nie robiąc z moich wybuchów.
- Vincent! - zawołałam go po imieniu - Mówię do ciebie! O co tu chodzi? Dlaczego?
Desperacko próbowałam zrozumieć jego decyzję, on jednak jak na złość boleśnie milczał. Zachowywał się, jakbym nie istniała. Kompletnie zbił mnie z tropu, naprawdę nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. Co spowodowało tę decyzję? Czemu była taka nagła? Nim zdążyłam uspokoić swoje emocje, z moich oczu popłynęły łzy. Siedziałam tam kompletnie bezsilna i najwidoczniej musiałam dać temu upust.
Znaleźliśmy się na podjeździe domu. Wysiadł, ja także. Kompletnie się poniżyłam, idąc za nim i płacząc, podczas gdy on wciąż nie obdarzył mnie nawet spojrzeniem.
- To dlatego, że tak cię wypytuję? - załkałam - Przepraszam, naprawdę, po prostu się martwiłam. Ale już nie będę, jeśli tak ci to przeszkadza, obiecuję! - znów szarpnęłam go za rękę.
Tym razem w końcu na mnie spojrzał i przez dosłownie ułamek sekundy, zauważyłam na jego pięknej twarzy ból spowodowany moimi łzami. Jednak trwało to jedynie chwilę. Znów przybrał tę bezwzględną maskę i westchnął, jakbym zaczynała go już irytować. Otarłam mokre policzki.
- Tak będzie lepiej - powiedział w końcu. - Uwierz mi. Zresztą sama doskonale wiedziałaś, że tak to by się skończyło. Łzami i złością.
Pokręciłam gwałtownie głową. Kątem oka zauważyłam Sierrę, która przyglądała się nam ze zmarszczonymi brwiami.
- Ale dlaczego? - zapytałam słabo. - Przecież jeszcze dwadzieścia minut temu wszystko było w porządku. Nie kłóciliśmy się i...
- To nie przez twoje pytania - przerwał mi. - Po prostu dzieją się teraz rzeczy, o których nie powinnaś wiedzieć. A teraz idź, weź prysznic i przestań płakać, jesteś cała spuchnięta. Nie chcę, żebyś przeze mnie się rozklejała - otarł moją twarz i pchnął mnie delikatnie w stronę drzwi.
Doszła do mnie przerażająca myśl. Ta cała tajemnica zaczęła już zbierać swoje żniwa. Nieważne co to było, z pewnością było sto razy gorsze niż to, co działo się teraz. A to cholernie źle.
no i jak moi drodzy, co na to powiecie? B)
ogólnie to myślę, że postaram się zamknąć WDGW w 40 rozdziałach, ale zobaczymy jak to wyjdzie hahah
* - Nie wypuszczałbym cię z łóżka, mała.