JOHN
Stanąłem przed drzwiami klubu nocnego, z nadzieją, że znajdę w nim to, czego szukałem. Na dworze robiło się ciemno, a grupy skąpo ubranych dziewczyn wchodziły do środka, wzbudzając przy tym, zainteresowanie pijanych małolatów. Wcale nie dziwiło mnie to, że bramkarz przepuszczał wszystkich bez wcześniejszego wylegitymowania. Tu było tak zawsze i doskonale o tym wiedziałem. Ten klub był jednym z wielu, do których chodziłem po udanych walkach. Chodziłem do niego nawet po śmierci rodziców, bo miałem nadzieje, że alkohol pomoże mi rozwiązać wszystkie problemy, z którymi nie umiałem sobie poradzić.
Przede mną stały trzy blondynki, które co chwila zerkały w moją stronę, posyłając najlepsze uśmiechy, na jakie było je stać. Za to, chłopakowi jednej z nich zdecydowanie nie podobało się zachowanie swojej dziewczyny. Patrzył w moją stronę, jakby miał zamiar zabić mnie na miejscu. Oparłem się o ścianę budynku, czekając na to, co zamierza zrobić. Jednak w końcu się nie doczekałem. Przy wejściu zobaczyłem jeszcze, jak ten sam chłopak mówi coś bramkarzowi, patrząc w moją stronę.
-Ty nie wchodzisz- Spocony grubas, wepchnął się przede mnie, zasłaniając mi wejście do klubu. Odsunąłem się o krok, żeby lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Małe wąskie oczy i łysą głowę ze znaczną ilością blizn. Typowy bramkarz, uważający się za niezniszczalnego, pogromcę małolatów.
-Jesteś tego pewien?- Zapytałem ze spokojem w głosie. Za mną usłyszałem przekleństwa padające pod moim adresem. Najwyraźniej nikomu nie podobały się długie kolejki.
-Jaja sobie ze mnie robisz? Spierdalaj stąd, zanim sam cię wyprowadzę- Duża łapa wylądowała na moim ramieniu i pchnęła mnie do tyłu. Niestety nie z taką siłą, która mogłaby mnie przesunąć, choć o centymetr.
-Posłuchaj, wpuścisz mnie do środka i zapomnimy o sprawie. W innym razie będę musiał cię usunąć z drogi, a wierz mi, to nie będzie przyjemne- Nie przejmując się moimi słowami,skrzyżował ręce na piersi i sapnął, opierając się o drzwi. Już prawie zapomniałem, że każdy wypad do takiego klubu musi kończyć się - najczęściej- połamanymi kośćmi i kilkoma siniakami. Oczywiście nie moimi.
Grubas zbliżył się do mnie, nieco ostrożnie. Łapiąc, za pasek od spodni. Udało mi się zobaczyć kawałek kabury ukrytej za marynarką. Nie wątpiłem w to, że spoczywała w niej broń. Domyśliłem się, że było to ostrzeżenie.
Bramkarz zamachnął się, żeby zadać mi cios pięścią, ale uchyliłem się na bok, łapiąc jego łysy łeb i uderzając nim o ścianę budynku. Zatoczył się, ale szybko złapał równowagę, odwracając się w moją stronę. W jego oczach dało się zobaczyć narastającą furię. Odchylił rękę do tyłu z zamiarem ponownego uderzenia, ale zablokowałem jego cios, zanim zdążył go zadać. Wyprowadziłem lewy sierpowy, poprawiając jeszcze dwoma prostymi. Za każdym razem jego głowa, odchylała się do tyłu, by zaraz powrócić do pionu. Jak na takiego grubasa, był szybszy, niż się spodziewałem. Rzucił się na mnie, zanim zdążyłem zrobić unik. Przyparł mnie do ściany, a następnie uderzył łokciem w brzuch. Syknąłem, z powodu dość dużej siły uderzenia. Pieprzony skurwiel. Zanim na jego ustach zdążył pojawić się zwycięski uśmiech, wolną ręką złapałem go za szyję i zacisnąłem na niej dłoń. Pod wpływem zaskoczenie, grubas wypuścił mnie z uścisku, a ja wykorzystując okazję, wyprowadziłem cios w bok. Kiedy zgiął się w pół, nogą kopnąłem go prosto w ugięte kolano. Najpierw usłyszałem zgrzyt łamanych kości, a potem rozdzierający krzyk bramkarza. Mogłem go tak zostawić i w spokoju wejść do środka, ale za bardzo mnie zdenerwował. Kiedy klęczał jeszcze na kolanach, uderzyłem go w ten obleśny ryj, tak aby przewrócił się na stronę złamanego kolana.
-Ostrzegałem- Rzuciłem okiem na kolejkę, za mną, która dziwnym trafem zmniejszyła się o połowę. Kilka przerażonych dziewczyn, zaczęło przyklejać się do pijanych gości, którym wyraźnie się to podobało. Grubas zwijający się z bólu leżał w kałuży własnej krwi, chociaż na czerwonym dywanie, wcale nie było aż tak tego widać.
Wszedłem do środka, wycierając zakrwawione ręce o spodnie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale jedyne co dało się zobaczyć w tych ciemnościach to tańczące na środku pary. Po lewej stronie zobaczyłem dziewczynę tańczącą na kolanach, pijanego zboczeńca, który bezwstydnie ją obmacywał, ale najwyraźniej jej to w ogóle nie przeszkadzało.
- Szukasz zabawy, kolego?- Drobna szatynka, stanęła obok mnie, a jej ręce natychmiastowo dotarły do mojego torsu.
- Szukam Layli- Mógłbym tu nie przychodzić, bo wcale nie miałem zamiaru, gdyby nie to, że numer dziewczyny nie odpowiadał. Ale w tym momencie jej potrzebowałem i to bardzo, więc nie mogłem czekać, aż postanowi się do mnie sama odezwać.
-Layli? Że kierowniczki, tak?- Zdezorientowana i trochę zaskoczona dziewczyna, zabrała swoje ręce. Odsunęła się na bok i gestem przywołała, bym poszedł za nią. Kierowniczka? Powiem szczerze, że chyba nie doceniłem jej zdolności.
Przeszedłem połowę klubu i wszedłem po schodach na drugie piętro, o którym nie miałem pojęcia. Cały czas czułem się obserwowany przez dziewczynę, która szła obok mnie. Mimo wszystko ręce nadal trzymała przy sobie, co był dość dziwne. Najwyraźniej Layla stała się w tym klubie kimś, z kim nie warto zadzierać.
-Poczekaj, zobaczę czy znajdzie dla ciebie chwilę- Zniknęła za różowymi drzwiami, ozdobionymi świecącym napisem „Pani kierownik". Prawie się roześmiałem, dziewczyna naprawdę miała nie równo pod sufitem.
Nie musiałem długo czekać, bo za kilka chwil drobna szatynka wróciła z wielkim uśmiechem i oznajmiła, że mogę wejść. Co za zmiana nastawienia. Kiedy otworzyłem drzwi, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to duże dębowe biurko, a na nim siedząca z uśmiechem zgrabna blondynka. Ale to, co najbardziej mnie zdziwiło to, to że dziewczyna miała na sobie normalną bluzkę z długim rękawem i różowe dresowe spodnie. Zupełnie nie przypominała, tej Layli, która jeszcze niedawno błagała mnie, żebym się z nią pieprzył.
-Kogo moje oczy widzą- Zsunęła się z biurka i szybko mnie przytuliła, podstawiając mi krzesło.- Wiedziałam, że przyjdziesz...chociaż nie myślałam, że akurat dzisiaj- Spojrzała z niesmakiem na swoje ubranie, a następnie z powrotem usiadła na biurku. Ja za to popatrzyłem na krzesło, które mi dała, zastanawiając się, do czego wcześniej służyło.
-Pani kierownik Layla?- Oparłem się o ścianę i spojrzałem na plakietkę, leżącą na blacie. Dziewczyna uśmiechnęła się i z dumą zapięła ją sobie na bluzce.
-We własnej osobie. Dopiero wczoraj dostałam to biuro, po jakże smutnym odejściu mojego poprzednika- Domyśliłem się, że Layla miała coś wspólnego z odejściem „swojego poprzednika".- Ale teraz nie o tym. Jeżeli masz ochotę, to pokój numer dziesięć jest wolny. Osobiście wolałabym siódemkę, ale piętnaście minut temu weszła tam Marry ze stałym klientem.
- Nie po to tu przyszedłem- Westchnąłem, patrząc jak na twarzy dziewczyny, pojawia się zdezorientowanie.
-Nie?
-Nie- Powiedziałem z pewnością, tak, że twarz Layli wykrzywił grymas. Rękom zrzuciła graty z biurka i się na nim położyła, obracając do mnie twarzą.
- To, po co tu jesteś?- Zapytała ze znudzeniem w głosie i wzięła telefon do ręki, pokazując mi tym, jak bardzo jest znudzona, moim przyjściem. Było to cholernie zabawne. Usiadłem na krześle i spojrzałem na Laylę, która nadal wpatrzona była w telefon.
-Muszę wejść do domu Hale'a po północy- Oznajmiłem. Dziewczyna upuściła telefon na ziemię i szybko usiadła na blacie. Jej źrenice powiększyły się do granic możliwości.
-Zwariowałeś? Czy z tobą na pewno jest wszystko w porządku?- Zeszła z biurka i okrążyła go, siadając na dużym fotelu. Byłem w pełni przekonany, że ze mną, nie jest jeszcze tak źle.- Nie masz pojęcia, z kim zadzierasz. Raz ci się udało, bo ci pomogłam. Nawet nie masz pojęcia, ile musiałam za to zapłacić, rzecz jasna nie pieniędzmi.
- Przykro mi, ale ja naprawdę muszę się tam dostać, a ty jesteś jedyną osobą, która ma dobry kontakt z Hale'm- Prychnęła i skrzyżowała ręce na piersiach, wpatrując się w sufit. Gdy tak siedziała, wyglądała jak zwykła dziewczyna, a nie dziwka. Ciekawe co ją zmusiło do zostania kimś tak okropnym.
Zanim zdążyła mi odpowiedzieć, zadzwonił jej telefon. Nie ten, który leżał na podłodze, a stary telefon z tarczą, powieszony na ścianie. Podeszła do niego i przyłożyła dużą, czerwoną słuchawkę do ucha.
-Znowu?- Zamknęła oczy i ucisnęła nasadę nosa.- Kto tym razem?- Popatrzyła na mnie, a w jej oczach zaczęła wzbierać się złość.- Dzięki, zajmę się tym.
Zaczęła chodzić w kółko ze słuchawką od telefonu, jakby mocno się nad czymś zastanawiała. Raz patrzyła na mnie innym razem na podłogę, sufit, krzesło. Co chwila zaciskała zęby i powieki.
-Dobra pomogę ci, ale tylko jeżeli staniesz na jedną noc na bramce. Jeden z bramkarzy wylądował w szpitalu i prawdopodobnie już nie wróci - Westchnęła i popatrzyła na mnie z nadzieją. Przez całe moje życie, natłukłem tylu bramkarzy, że natychmiast chciałem odmówić. Stanie na bramce i przepuszczanie wszystkich tych małolatów, w szczególności, obrzydzało mi te wizje. Chociaż z drugiej strony, jak inaczej dostanę się do domu Hale'a. Szlag by to trafił. Jedna noc mnie przecież nie zbawi.
-Jak dostanę się do Hale'a?- Zapytałem, a dziewczyna wróciła na swój fotel.
-Wiesz, że to głupi pomysł, nie? I że potem nie będzie odwrotu? I to nie ja ci o tym powiedziałam?
-Tak, pani kierownik, wiem doskonale. A teraz mów - Dziewczyna przegryzła wargę i oparła ręce na biurku.
- Za kilka dni, Marco wyprawia małe przyjęcie. Jakkolwiek by to brzmiało, to tylko przyjęcie biznesowe. Podobno mają przyjechać jego stali kliencie i ci, których ma zamiar zrujnować. Nie będzie ich za dużo, ale w tym czasie większość ochrony jest w środku razem z gośćmi, tak więc można bez problemu wejść na jego posesję. Z tyłu jest wejście do piwnicy, zazwyczaj otwarte, bo jego synalek trzyma tak swoje zapasy. Tylko musisz być ostrożny. W całym ogrodzie porozstawiane są kamery, a w pokoju na drugim piętrze siedzi jeden z ochroniarzy, który ma wszystko na oku. W każdym razie, kiedy już dostaniesz się do piwnicy, po lewej stronie są brązowe drzwi. Będziesz sobie musiał poradzić bez światła, bo jedyna żarówka, jaka tam była, się przepaliła. Za tymi drzwiami znajdziesz garaż z samochodami, a z niego to już tylko prosta, do salonu Marco. Nie obiecuje, że nie będzie tam stał jeden, albo w gorszym przypadku, dwóch ochroniarzy- Layla pochyliła się do przodu i zakryła usta, jakby chciała przekazać tajną wiadomość.- On ma świra na punkcie tych samochodów.
-Skąd to wszystko wiesz?- Zapytałem, próbując zapamiętać te wszystkie informacje. Miałem tylko nadzieję, że Layla mnie nie okłamała, w takim wypadku mogłoby być nie za wesoło.
-A, no wiesz. Chodzi się tam i tu. Piwnice znam na pamięć, bo tam zazwyczaj pieprzą mnie jego ochroniarze, on sam z resztą też- Machnęła ręką i obróciła się na fotelu.- Pomogłabym ci, ale dostałam już ostatnie ostrzeżenie, a chce jednak jeszcze pożyć. W końcu, jak już zostałam tą panią kierownik, to muszę się nią troszkę nacieszyć.
- A co z bramą wjazdowa?- Musiałem dowiedzieć się od niej jak najwięcej, żeby później coś z tego było.
-No, a co ma być? Bierzesz smoking i wchodzisz, nie widze w tym problemu. Marco na taką okazję zatrudnia nowych ludzi, więc nie ma obawy, że ktoś cię pozna. Poza tym powiedz, że jesteś ode mnie, a zapewniam, że cię wpuszczą- Wyjęła małe pudełko z szuflady biurka i przesunęła je w moją stronę.- Czekoladkę?
-Będziesz tam?- Zignorowałem pudełko, które zresztą tak szybko, jak przesunęła w moją stronę, zabrała do siebie.
-No co ty. Nie ma szans, będę w pracy. Poza tym jakby Marco chciał, żebym tam była, to powiedziałby mi dwa tygodnie wcześniej. Taki już jest- Wrzuciła cukierka do ust, a następnie spojrzała na mnie.- A co z tą twoją dziewczyną? Masz ją jeszcze, nie masz? Pamiętaj, że moja propozycja nadal jest aktualna, bylibyśmy dobrą parą.
-Ta propozycja mnie akurat nie interesuje- Wstałem z miejsca i ruszyłem do drzwi. Stanąłem jednak, zatrzymując rękę na klamce, a następnie się odwróciłem.- Wiesz, gdzie można wypożyczyć smoking?
Nagły wybuch śmiechu Layli, mnie nie to, że zaskoczył, a może trochę zirytował. Oparłem się o drzwi i czekałem aż skończy. Następnym razem, zapytam się Alison, chociaż ona pewnie zareagowałaby tak samo. Kiedy dziewczyna już przestała się śmiać, wrzuciła pudełko do kosza na śmieci i podeszła do mnie.
-Typowy facet z ciebie, ale może to i dobrze. Smoking wypożyczysz w tym małym sklepie na rogu, taki z czerwonym szyldem. Na pewno znajdziesz, przystojniaku.
-Dzięki- Odwróciłem się i sięgnąłem po klamkę. Kiedy już zamykałem za sobą drzwi, usłyszałem jeszcze, jak dziewczyna biegnie za mną.
-Czekaj!- Wybiegła na korytarz i stanęła pośrodku.- Nie zapomnij. Jutro o dwudziestej, masz być gotowy. Tylko przyjdź najpierw do mnie, powiem ci wszystko, co musisz wiedzieć.
-A muszę?- Obok nas przeszedł chłopak w długich włosach, który pokłonił się przed Laylą z wielkim uśmiechem i poszedł dalej. Dziewczyna wyraźnie była dumna z jego postawy.
-Musisz, wielu rzeczy nie wiesz na temat bramkarzy, których tak bardzo nie lubisz. Duży, powiedział, że jeszcze kiedyś się zemści, przystojniaku- Otworzyła drzwi i ostatni raz na mnie spojrzała.- Do jutra.
Kiedy wychodziłem z klubu, nadal miałem przeczucie, jakby ktoś mnie obserwował, mimo że kilka razy odwracałem się za siebie, nie zauważyłem nikogo, kto by mi się przyglądał. Miałem nadzieje, że z tymi informacjami, które posiadałem uda mi się spokojnie dostać do domu Hale'a. Miałem tylko jeden mały problem, który mógłby się wydawać nieistotny, a jednak. Layla była źle doinformowana, na rogu nie było żadnego małego sklepu, a jak był, to pewnie go zburzono. Gdzie ja teraz wypożyczę smoking, i to taki, żeby nie odbiegać wyglądem od innych gości Hale'a? Cóż, jakoś będę musiał sobie poradzić, zresztą, jak zawsze.