SERUM

By CXVSQN

250K 16.8K 2.5K

TRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać... More

Zwiastun!
Postacie
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
2/ Zwiastun
POSTACIE2
2/1
2/2
2/3
2/4
2/5
2/6
2/7
2/8
2/9
2/10
2/11
2/12
2/13
2/14
2/15
2/16
2/17
2/18
2/19
2/20
2/21
2/22
2/23
2/24
2/25
2/26
2/27
2/28
2/29
2/30
2/31
2/32
2/33
2/34
2/35
2/36
2/37
2/38
2/39
2/40
2/41
Uwaga!
2B/1
2B/2
2B/3
2B/4
2B/5
2B/6
2B/7
2B/8
INFO2
2B/9
2B/10
2B/11
2B/12
2B/13
2B/14
2B/15
2B/16
2B/17
2B/18
2B/19
2B/20
2B/21
2B/22
2B/23
2B/24
2B/25
2B/26
2B/27
2B/28
Zwiastun cz.3
3/1
3/2
3/3
3/4
3/5
3/6
3/7
3/8
3/9
3/10
3/11
3/12
3/13
3/14
3/15
3/16
3/17
3/18
3/19
3/20
3/21
3/22
3/23
3/24
3/26
3/27

3/25

135 5 0
By CXVSQN

Mavis.

Budzę się. Otwieram swoje zaspane oczy, które zostają zalane nadmiarem białego światła.

-Logan? -majaczę. Nikt mi jednak nie odpowiada. Czuje ból w klatce piersiowej. Mój ciało jest koszmarnie wiotkie. Podnoszę się do siadu. Mam ogromne zawroty głowy. Jestem sama w zupełnie obcym pomieszczeniu. Nie jestem już w pustce. Nie ma tutaj Kayi i Freda. Zasadniczo nie ma tutaj niczego, oprócz ogromnej szyby.

-Co do..?- przyglądam się temu, co widnieje za kolosalnym oknem. Czy to okno? Czy zwykła projekcja? Może to monitor? Gdzie ja do cholery jestem? Wstaje, lecz okazuje się to trudniejsze, niż przypuszczałam. Jestem bardzo ospała, słaba. Każdy ruch okazuje się być dla mnie trudny. Ile spałam? Czy to wszystko, co pamiętam to sen? Moja dłoń dotyka wielkiej szyby, za którą znajduje się ciemność. Tak, ciemność. W centrum mroku widnieje ogromna kula, która przepleciona jest zielenią, bielą oraz błękitem. To jest...

-Gãjã. Ziemia.- odwracam się przerażona. Za moimi plecami materializuje się kobieta. Nie znam jej. Wysoka, szczupła, ubrana w biały, lateksowy kombinezon. Ma skórę jasną, jak mleko. Oczy w całości białe- bez źrenicy, tęczówki. Nie ma brwi, ani rzęs. Posiada jedynie białe włosy, które są związane w bardzo oryginalną fryzurę, na czubku głowy. To kok, w którym związany jest jeszcze jeden. Tak jakby planeta ze swoim pierścieniem. Wygląda trochę, jak duch. Przyprawia mnie o ciarki.

-Kim jesteś? -Pytam sucho. Mam chrypę. Czuje się, jakbym przespała wieki. Obraz wydaje się napływać do mojej głowy coraz szybciej i szybciej. Nie nadążam z analizą tych wszystkich nowości.

-Wiesz kim jestem. Cieszę się, że w końcu udało nam się spotkać.

-Diexne?

-Na potrzeby twojego komfortu, możesz mnie tak nazywać.

-Ile spałam?- pytam niewzruszona i ciągne głośno nosem.

-Wystarczająco długo, by wiele przegapić i na tyle krótko, by zdążyć na zakończenie.- świetnie trafiła mi się poetka. Nie wymawiam jednak ani słowa na głos. Z minuty na minutę czuję, jak moje ciało wybudza się do życia coraz wyraźniej, mocniej, pewniej.

-Co z Loganem? Co z resztą?

-Są bezpiecznie uśpieni, tak jak i ty byłaś. Ich umysły wciąż znajdują się w pustce, a ciała bezpiecznie spoczywają na statku. Nie musisz się o nich martwić.

-Dlaczego nie wybudzisz ich? Dlaczego śpią?

-Ich ciała są uszkodzone. Słabe. Wegetują w pustce, dopóki tkanki nie zregenerują się wystarczająco, by wrócili.

-Są tam bezpieczni?

-Są.- odpowiada krótko, robotycznie. Wpatruje się we mnie swoim pustym, białym spojrzeniem. Wierci we mnie dziurę. Wygląda, jakby chciała mnie pożreć.

-Ile będą musieli wegetować?

-Może miesiąc, a może setki lat. Wszystko zależy od potencjału jednostki do regeneracji.

-Setki lat?!- sapię załamana. Logan utknął tam na setki lat? Moje serce bije coraz szybciej. -Dlaczego mnie wybudziłaś?- cedzę przez  zęby z łzami w oczach.

-To nie ja wybudziłam ciebie. Sama to zrobiłaś. Twoje ciało się zregenerwało.

-Gdzie ja w ogóle jestem?!- zaczynam nerwowo chodzić po białym pokoju, który wciąż razi swoim blaskiem. Tracę opanowanie, wpadam w panikę.

-Jesteś na moim statku, który stacjonuje obok portu- Ziemia.

-Ile spałam?!- powtarzam pytanie. Mój ton z zagubionego nabrał wrogiej barwy. Diexne przygląda się mi pusto, bez emocji. Jakby prowadziła suchą analizę. Nic ponad to.

-Sześć miesięcy.

-Sz...eść...- brakuje mi tchu. Opieram się o szklaną szybę i powoli osuwam się po jej gładkiej krawędzi ku podłodze. Wreszcie upadam całkiem i zaczynam nerwowo przeczesywać włosy. Spałam sześć miesięcy? Co z Coltonem? Lenvie i Holden żyją? Ile mnie ominęło?

-Zanim zabraliśmy cię z walących się podziemi Golden Meadow, zdążyłaś wypić pewien płyn.

-Serum.- szepczę sama do siebie. Diexne zbliża się do mnie, zatrzymuje o krok na moje prawo i nie patrząc w moją stronę, a jedynie przyglądając się ziemi w oddali, kontynuuje.

-Tak. Twoja ciotka podarowała ci coś, co uratowało ci życie. Twoje obrażenia były na tyle poważne, że nie zdążyłabym inkubować cie do pustki. Umarłabyś jeszcze w podziemiach.

-Co ona mi podała?

-Serum. Dokładną kopie tego samego, które wynalazła twoja matka.

-To niemożliwe.- zaczynam protestować, kiwać głową, przełykam głośno ślinę.- Moja matka wynalazła zło. Jej formuła by mnie zabiła. Wiem, że zależało wam na miksturze supermocy, ale niestety- to kłamstwo. To co stworzyła moja matka to butelkowana śmierć.

-Niestety Mavis, ale mylisz się.

-Dowodem na moje słowa są...

-Zmutowane zwierzęta?- istota prycha i tylko na ułamek sekundy przenosi swoje puste spojrzenie na mnie. Wydaje się traktować mnie z wyższością, pogardą. Wygląda jak kobieta, ale nie mogę zapomnieć, że nie jest człowiekiem. Nie wiem, czym ona jest, chociaż bardzo skutecznie upodabnia się do rasy ziemskiej.

-Czym wy jesteście?- pytam cicho z grymasem na twarzy. Podnoszę się w górę patrząc jej prosto w białe, puste oczy.- Dlaczego nas zaatakowaliście?- Diexne w milczeniu obserwuje moją twarz. Mam wrażenie, że teraz jest poważniejsza.

-Nikt was nie zaatakował.- krzywię się. Jak wytłumaczy te wszystkie lata nękania?

-Przez dwanaście lat chowałam się po lasach przed wami! Zabraliście mi dom, rodzinę, dzieciństwo... Zniszczyliście Phoenix i zmusiliście nas do życia, jak robactwo...

-Sądzisz, że miasta, jak Denver, były niewidzialne?- milknę.- Że pozostawialiśmy was przy życiu, ponieważ posiadaliście tam jakiś immunitet? Nie zaatakowaliśmy was. Moja rasa nie posiada swojej planety, swojego domu, ale nie szukamy zamiennika.

-To dlaczego bombardowaliście Phoenix?

-Na życzenie.

-Jakie do cholery życzenie?!

-Wy ludzie kierujecie się bardzo prymitywną naturą. Kierujecie się instynktami i emocjami. Niestety robi to wciąż większa część was. To prowadzi do waszej zguby. Dwadzieścia lat temu nawiązaliśmy z wami pierwszy kontakt. Dostrzegliśmy, że wśród innych ras weszliściście w epokę wyższego rzędu. Zaczęliście myśleć w sposób, który dopuścił was w kręgi ras wyższych. Przestaliśmy utożsamiać was ze zwierzętami, które przecież nie siedzą przy stole podczas obrad, prawda? Nie składają swoich wniosków. Okazuje się jednak, że to był błąd, gdyż ta cząstka, ten- jak go nazywacie- gen, nie występuje jeszcze w populacji, a jedynie w pojedynczych jednostkach.

-O jakim genie mówisz?

-Ewolucja prowadzi do zmiany, do przystosowania gatunku do nowych warunków. Twoja matka posiadała tę cząstkę. Była jedną z pierwszych, którzy przechodzili ewolucje umysłu na wyższy poziom. Ty i twoje rodzeństwo byliście drugim pokoleniem. Dlatego byliście dla nas tak cenni.

-To po co wam było serum?

-Nigdy nie chodziło o serum. Nie nam. Twoja matka chciała, by inni ludzie również szybciej przechodzili proces ewolucji. Chciała, by cała rasa ludzka stanęła na następnej belce, dlatego wynalazła sztuczny gen, który po zaaplikowaniu miał zwiększyć potencjał elektryczny mózgu. Miał przyśpieszyć proces rozwoju.

-A jednak się pomyliła...

-To również nieprawda.- Diexne odchodzi ode mnie, od okna i zbliża się do kapsuły, w której się obudziłam.- Czy wiesz, że Edwin Dupree był bliskim współpracownikiem twojej matki?- zaczynam nasłuchiwać z zainteresowaniem. Edwin Dupree? Jaką rolę ma tutaj Ed?

-Dlaczego mi o tym mówisz?

-Bo to tutaj historia znajduje swój początek. Edwin pracował z twoją matką w laboratorium. Każde z nich zajmowało się nieco inną tematyką. Twoja matka szukała rozwiązań progresywnych. Edwin chciał leczyć raka. Wspaniałe osoby, wspaniałe pomysły. Niestety, ich badania zbiegły się w tym samym czasie i podobnie było z ogłoszeniem wyników prac. Twoja matka spotkała się z większą aprobatą. Ludziom bardziej przypadł do gustu eliksir super mocy, jak to nazwałaś. Dużo bardziej niżeli lekarstwo na mroczną i tajemniczą chorobę, która toczyła ziemian tak długo.

-Edwin się zdenerwował?

-Był na tyle zdesperowany, zawiedziony i upokorzony, że obmyślił plan detronizacji twojej matki. Zbadał każdy szczep komórek rakotwórczych. Można by powiedzieć, że był panem tej choroby.- czuję jak robi mi się sucho w gardle.

-Co on zrobił?

-Dolał do formuły toksyczny szczep.- robi mi się nagle zimno. Pomieszczenie zaczyna lekko wirować.- Twoja matka stworzyła lek na wszystko, a Edwin wymyślił jej koniec. Muty zaczęły zalewać wasz świat. Wasz gatunek był na granicy wymarcia. Śmierć Mary Brice i jej dzieci oznaczała ogromną startę potencjału genetycznego i energetycznego dla całego wszechświata. Chcieliśmy was ewakuować, na co nie zgodziła się Mary. Chciała ratować swój świat, was. Zaczęła pracować nad remedium. Ona również wierzyła, że się gdzieś pomyliła. Edwin widział, do czego doprowadził i wiedział, że nie jest w stanie tego już zatrzymać. Poprosił nas o pomoc. W zamian za przekonanie Mary do opuszczenia ziemi z nami, mieliśmy wyeliminować zagrożenie...

-Muty.- szepczę sama do siebie.

-Niestety. Układ, który zawarliśmy z Edwinem okazał się być nielegalny i co więcej, sam Edwin postanowił go nie finalizować. My bombardowaliśmy skażone miasta, a Ed nie miał zamiaru dotrzymać swojej części umowy.

-Chciał was oszukać.

-Tak. Chciał, byśmy rozprawili się z zagrożeniem. Równocześnie wiedział, że jeżeli Mary przeżyje i dowie się prawdy to jego czeka rychła zguba. Dlatego twoja matka nie została ewakuowana Ostatniego Dnia. Dlatego umarła na lotnisku, bo on zadbał, by nikt jej nie wpuścił na statek, gdy miasto podlegało czystce. Potem układ dotyczył już tylko was. Ciebie, Maxa i Maishy. Tutaj również Edwin nie wywiązał się z obietnicy. Max umarł, Maisha zaginęła, a ciebie przejął jego człowiek. Miał cie zabić- od razu. Wówczas nie mielibyśmy czego szukać na ziemi. Układ by się zakończył bez transakcji.

-Dlaczego Ben mnie nie zabił?

-Tego nie wiem. Wiem natomiast, że bał się śmierci. Bał się, że jeżeli trafi do Edwina, ten zrobi z nim to, co zawsze robi ze zbędnymi świadkami. Bał się likwidacji. Chciał nawiązać kontakt z nami, chciał wejść w układ z nami, ale pomylił się co do jednego. Też uwierzył, że chodziło o serum. Chciał cie wykorzystać, jako klucz. Wiedział, że miałaś dostęp do wielu pomieszczeń swojej matki w M.B.Labs. Dla niego byłaś kluczem. Nie wiedział, że dla nas byłaś celem.

-Wtedy pod M.B.Labs... Jak trafiliście na nasz trop?

-Dopiero w środku. Otwierałaś przejścia zamknięte latami. Nikt inny nie mógł ich otworzyć. Nasze radary wykryły aktywność. Było jasne skąd ta może się brać. To mogłaś być ty, albo Maisha.- milczę I przyglądam się Ziemi. Analizuje słowa Diexne.

-Maisha żyje?

-Nigdy jej nie znaleźliśmy.- znów zapada cisza. Ona nie może żyć. Już dawno przestałam w to wierzyć. Dlaczego ja ciągle byłam przez nich ścigana, a ona rozpłynęła się, jak we mgle? Ona nie żyje.

-On robi to znowu, prawda? Próbuje mnie zabić, żebym nie mogła wrócić, żebym nie mogła powiedzieć prawdy? Skazać go? Tak, jak zrobił to z moją matką.- Diexne chwile milczy. Nagle staje tuż obok mnie i teraz obydwie przyglądamy się ziemi.

-Zgadza się.

-On wie, że żyje?

-Podejrzewa. Przygotowuje się do ostatniego starcia. Chce nas zaatakować, zniszczyć statek, by mieć pewność, że twoje ciało zostało unicestwione. Jedyne czego nie wie, to to, że jeżeli się obudzisz, może być za późno.- przenoszę swoje spojrzenie na Diexne. Ta jednak wciąż na mnie nie patrzy. Czy kłamie? Jeżeli tak, dlaczego brzmi to tak bardzo prawdziwie? Boje się już komukolwiek zaufać. Spoglądam na ziemię.

-Mavis, zabraliśmy cię, ponieważ nareszcie doszło do finalizacji układu. Wypijając serum zwiększyłaś potencjał swojego mózgu, który już genetycznie był predysponowany do rozwoju. Nie należysz już do ziemi. Nie wrócisz już na nią.

-Słucham?- zamieram. Moje ostre spojrzenie wbija się w białą twarz obcej.

-Emocje, instynkty, zemsta. To nie należy do naszych zainteresowań. To nie nasza droga. Musimy opuścić ziemię. To już koniec.

-Do ,,naszych'' zainteresowań?- powtarzam z wyrzutem w głosie.- Od kiedy jesteśmy w jednej drużynie?

-Nie jesteś już człowiekiem. Jesteś nadczłowiekiem i twoje miejsce nie znajduje się na ziemi. Nie pasujesz już do społeczeństwa ziemian. Doprowadziła byś do zbyt dużego dysbalansu.

-I czekaliście tutaj, żebym popatrzyła za okno, pomachała ziemi i z radością wybrała się z wami w kosmiczną podróż w nieznane?

-Twoje aury blokują statek. Trzymasz nas w zakleszczeniu, w orbicie ziemskiej. Nie możemy opuścić jej obrębu, dopóki nie przerwiesz pola.

-Ah tak? I dlaczego mam to robić?

-Ponieważ tylko dzięki mnie Logan może się obudzić szybciej.

Continue Reading

You'll Also Like

75K 4.3K 50
Gdy zagubiony nastolatek przypadkiem myli numery... jego życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni.
53.9K 3.7K 48
Od kiedy dwadzieścia lat wcześniej ludzkość ledwo przetrwała szereg kataklizmów, które spadały na nią jak grom z jasnego nieba, kolejny potężniejszy...
44.1K 889 46
szybkie tłumaczenie dal tych co nie chcą czekać lub tłumaczyć samemu opublikowany materiał nie jest mój a jeśli chcecie zobaczyć ją w oryginalnym ję...
191K 8.8K 55
fragment: ,,Ruszył w moją stronę, a ja się cofałam aż trafiłam plecami o ścianę. Nie czułam wielkiej radości, że wreszcie go zobaczyłam. Nie chciał...