To musiało wyglądać kosmicznie. Stałam w szlafroku z figurką jakiegoś świętego w dłoni. Inez siedziała przy blacie i wyglądała jakby kij połknęła, cała sztywna i blada. A między nami mężczyzna, który sfingował naszą śmierć i twierdzi, że zna mojego ojca.
Ja pierdole... Chciałam zniknąć, ale ten facet zamordował wszystkich moich ochroniarzy! I zachowuje się jakby to było nic! Ludzie wokół mnie giną, ale napijmy się kawki!
Teraz jak Nicolas dowie się, że nie żyje, to założę się, że mu ulżyło. Zaoszczędzi sporo kasy... Cholera! To tylko wyszło mu na rękę, a powinien cierpieć!
Ale z drugiej strony moje dziecko jest bezpieczne... No chyba mnie pojebało za takie myśli! Ten mężczyzna właśnie zamordował mnóstwo osób i teraz pewnie całe Włochy o tym mówią!
Ścisnęłam mocniej figurkę. Nie zrobię mu nią krzywdy, ale mogłabym ogłuszyć i chwycić nóż, którym właśnie kroi jabłko...
-Nawet o tym nie myśl. – Powiedział nagle. – Twój wzrok cię zdradza. Nad tym też będziemy musieli popracować.
-Dziękuje za pomoc... - Będę miła, może tym coś ugram. – Rzeczywiście sprawiłeś, że zniknęłyśmy. Lecz teraz na nas czas. Jakkolwiek po włosku mówi się do widzenia, ja właśnie to robię... Jeszcze raz dzięki.
Patrzył na mnie jak na idiotkę. No wiem... Głupio myślałam, że od tak nas puści.
-Dobra, chcesz pieniędzy? Nie mam ich, ponieważ domyślam się, że biżuterię jaką miałam, spaliłeś razem z samochodem!
-Nicolas z ciebie by nie zrezygnował gdybyś żyła... Nosisz jego dziecko, w życiu by cię nie wypuścił.
-Skąd ty wiesz, że jestem w ciąży?! – Czy jest coś czego on nie wie?
-Twoja matka w pierwszych miesiącach uwielbiała jabłka i czekoladę. Pamiętam, że Tom raz wysłał mnie na rynek bym kupił kilka skrzynek jabłek. Okazało się, że ta odmiana nie zasmakowała twojej mamie... Może spróbujesz te, a jak nie, to będę dalej szukał? – Postawił talerzyk z pokrojonym jabłkiem na blacie i uśmiechnął się zachęcająco.
-Skąd wiesz o dziecku?
-Przecież cały czas cię obserwowałem. Gdybym tego nie robił, twój ojciec by mnie zabił.
-Ja pierdole... - Nie pomyślałam, że nadal będzie mnie obserwował.
-Nicolas bardzo ułatwił mi robotę sprowadzając cię do Włoch. Twój rodzinny dom tu jest, więc nasza podróż do domu nie była długa. Pokój, w którym cię położyłem, należał Lary. Ciuchy które mogłaś zobaczyć, wszystkie były jej. – Nalał wody do szklanki i upił kilka łuków. – Jednak musisz sobie coś zamówić razem z Inez. Nie możemy pojechać na miasto, Nicolas już tu jest.
-Jest tu? – Moje serce szybciej zabiło.
-W końcu nie żyjesz. – Przypomniał mi.
-I co? Znajdzie ciała swoich ludzi, ale nie będzie mnie ani Inez. Nie uwierzy w naszą śmierć. – Czy ja się łapałam nadziei? Tylko jakiej? Nicolas mnie nie chce, więc... Nie wskoczę mu w ramiona i nie powiem, że jednak żyje.
Nagle się zaśmiał.
-Myślisz, że trudno jest znaleźć dwa ciała kobiet w podobnym wzroście i wadze co wy? Do tego mam ludzi, którzy przekonają Nicolasa, że DNA się zgadza i to rzeczywiście ty spłonęłaś w aucie. Jeśli chcesz by twoja praca była skuteczna, musisz wiedzieć komu zapłacić by mówił to co chcesz... Twój narzeczony wróci do domu, a ty rozpoczniesz nowe życie we Włoszech. – Spojrzał na Inez i puścił jej oczko. – Razem z słodką Inez...
-Zamordowałeś kogoś? – Musze wiedzieć z kim mam do czynienia.
-Słońce, to moja praca. Porywam, morduje, zdobywam informacje, zależy, ile płaci i co chce zleceniobiorca.
-Czyli jesteś przestępcą... - Świetnie. Skaczę z jednego na drugiego, a kolejnym skokiem będzie więzienie.
-Twój ojciec jest najlepszy w branży, ja jestem drugi. W tej chwili nie ma z nim kontaktu już od dobrych paru miesięcy, domyślam się, że wziął grube zlecenie. Pewnie ma zamordować kogoś znanego albo polityka. Mam nadzieje, że niedługo wróci. Do tego czasu spędzisz czas z wujkiem Stephanem. – Usmiechnął się w stronę Inez. – Dla ciebie sam Stephan.
I mamy być tu bezpieczni?
Czekaj...
-Mój ojciec jest zawodowym zabójcą?!
-Tak. – Odpowiedział.
-To kurwa wiele tłumaczy! – Już wiem, dlaczego jestem taka pojebana! Mam to w genach! Moja fascynacja nożami, niebezpieczeństwem... Wszystko układa się w całość.
Stephan patrzył na mnie i nic nie powiedział. Moje zachowanie nie robiło na nim wrażenia.
-Dlaczego obudziłam się bez bluzki? – Każe mi mówić na siebie „wujek", a jednocześnie mnie rozbiera? Coś jest nie tak...
-Za dużo środka usypiającego się nawdychałaś i kiedy się obudziłaś w nocy to wymiotowałaś. Razem z Inez cię obmyliśmy i nie mogłem pozwolić byś spała w obrzyganej bluzce.
To Inez była już o wiele wcześniej obudzona? Nic dziwnego, że siedzi taka wystraszona. Była z tym wszystkim sama.
-No dobrze... - Uśmiechnęłam się i śmiało podeszłam do blatu odkładając figurkę na bok. – Ale jestem głodna! – Udałam, że sięgam po talerz z jabłkiem, ale Stephan domyślił się co robię i mnie wyprzedził.
Zaśmiał się obracając nóż, w dłoni który udało mu się chwycić chwilę przede mną.
-Słońce, błagam cię... - Pokręcił delikatnie głową. – Jeszcze byś zrobiła sobie krzywdę.
-Daj mi ten nóż, a przekonamy się, że tylko ty wyjdziesz stąd zakrwawiony... - Już mnie denerwował.
-Proszę. – Oddał mi nóż. W co on teraz ze mną gra? – I tak nie wiesz, jak go użyć. – Odwrócił się do mnie plecami cały czas się śmiejąc. Bez chwili zastanowienia rzuciłam nożem, który przeleciał blisko jego ucha i poleciał za kuchenkę. – No proszę... - Stephan powoli się odwrócił, z jego ucha pociekło trochę krwi. – Chyba jednak wiesz. – Nie był zły, w jego oczach zobaczyłam podziw.
-Słuchaj. Nie wiem w co pogrywasz. Dziękujemy za pomoc, ale dalej już sobie poradzimy. – Nie mogę zapomnieć kim on jest. Moje dziecko nie jest bezpieczne. Zapewne jestem mistrzem podejmowania beznadziejnych decyzji. Jakim cudem poprosiłam seryjnego zabójcę o pomoc? No dobra, były przesłanki, że nim jest, sam mi mówił... Kurwa... Ze mną jest naprawdę coś nie tak.
-Nawet gdybyś nie poprosiła mnie o pomoc, Tom i tak by cię stamtąd zabrał. On nienawidzi rodzinę Caldwell. Twoja matka zwariowała przez jednego z nich.
-Zwariowała?
Westchnął i pokręcił głową.
-To nie moje miejsce by o tym mówić.
-A może moja matka uciekała przed wami?! – Komu ja niby mam wierzyć?
Zaśmiał się.
-Twoja matka kochała Toma, byli szczęśliwi, gdy okazało się, że jest ona w ciąży.
-To co ma z tym wszystkim wspólnego Otto?!
-Była kiedyś jego kochanką, a mu trudno było z niej zrezygnować.
-Och... - I nagle słowa Otto o tym, że przypominam mu starą miłość, nabrały sensu. On widział we mnie moją matkę. Ale dlaczego nie w Tiffany? Przecież mamy tą samą twarz! No może ona zrobią z siebie blondynkę, ale niczym innym się nie różnimy. Okay, prócz charakterem. Chociaż...
-Muszę teraz zaplanować odbicie Tiffany. – Oznajmił nagle, a mi włoski na karku aż się zjeżyły.
-Nie! – Krzyknęłam nim mogłam pomyśleć. Spojrzał na mnie pytająco. – To przez nią Nicolas mnie porwał... Przedstawiła się mu jako ja i sprowadziła na mnie niebezpieczeństwo. Najgorsze w tym wszystkim jest, że tego nie żałowała. Ja nie mam siostry.
-Tom...
-Mam to gdzieś! – Przerwałam mu. – Jeśli ją tu sprowadzi, to i straci mnie! Zawsze byłam tą drugą! Zawsze zepchnięta na drugi plan! Nawet teraz, mężczyzna, którego kocham, pozbywa się mnie dla Tiffany!
-Rozumiem. Nie będzie problemu by umieścić ją w innym domu.
-Niech zgnije u rodziny Caldwell! Są siebie warci!
-Tyle nienawiści...
-Nie wszystko jest takie kolorowe jakbyśmy chcieli. – Odparłam.
-Będę ją obserwował, ale na twoje życzenie na razie nic nie zrobię. – Sięgnął po laptopa. – Zamówcie sobie ubrania, dodatki, kosmetyki. – Zerknęłam na ekran i zobaczyłam, że miał już wyszukane strony różnych sklepów. – I prosiłbym być nie planowała ucieczki. Nie masz pieniędzy, jesteś w ciąży, a gdy Nicolas cię zobaczy, będzie wściekły. Zastanów się nad tym.
Spiorunowałam go wzrokiem i odwróciłam się na pięcie by wrócić do sypialni, w której się obudziłam.
Gdy tylko drzwi się za mną zamknęły, zaczęłam ciężko oddychać.
Zabił innych tylko po to by wyrwać mnie z rodziny Caldwell. To nie jest normalne.
I teraz co? Powinnam uciec? Ale gdzie? Wrócić do Nicolasa z podkulonym ogonem? U niego byłoby to samo gówno jak tu. Co innego jakby mnie kochał. Ale nie... Dla niego najważniejsze są interesy.
Niech się pierdoli!
Chce go nienawidzić, ale... Nie mogę przestać go kochać.
-Hej... - Odwróciłam się zszokowana słysząc słaby głos Inez. – Stephan kazał przynieść ci coś do jedzenia. – Rzeczywiście trzymała talerz słodkich bułeczek z owocami, a pod pachą miała laptopa.
-Wejdź. – Gdy była w środku, zamknęłam za nią drzwi.
Odstawiła wszystko na komodę i spojrzała na mnie. Nic nie mogłam wyczytać z jej oczu.
-Dobry plan... - Tylko tyle powiedziała.
-Zjebałam...
-Oczywiście, że tak! Już lepiej gdybyśmy były w posiadłości Nicolasa! A teraz siedzimy pod dachem profesjonalnych zabójców, których boi się praktycznie cała śmietanka jebanej mafii! Oglądałaś film „John Wick"?
-Tak...
-Pamiętasz jak wszyscy się go bali? To wyobraź sobie, że oni są lepsi! Wiesz, ile historii słyszałam na ich temat?! Raz podsłuchałam, jak Franz rozmawiał z Nicolasem mówiąc, że nie mogą ich zdenerwować, bo wtedy byłoby po ich rodzinie. Oni są wstanie niszczyć rodziny mafijne ot tak! – Pstryknęła palcami. – I puff, wszyscy nie żyją. Ponoć eksperymentowano na nich jak byli nastolatkami... To są plotki, ale ich rodzice to byli wojskowi i ponoć sprzedali ich rządowi... Dlatego są tacy dobrzy.
-Dobra, bez przesady. – W eksperymenty już nie uwierzę. – A gdyby mogliby zniszczyć ot tak jakąś mafię, to rodziny Caldwell już dawno by nie było. Ponoć mój ojciec ma wszelkie prawa by nienawidzić Otto. A jak wiesz, nieźle sobie radzą.
-Mimo tego nie jesteśmy tu bezpieczne!
-A może jesteśmy? – Nie ma to jak samą siebie okłamywać. – W końcu jestem córką jednego z nich. Nicolas i Tiffany nie dostaną mojego dziecka, ja poznam ojca i wszyscy będą szczęśliwi...
-A później ten ojciec stwierdzi, że mu przeszkadzasz i zabiję cię. A nawet jeśli nie, to mam ci przypomnieć, że masz w sobie dziecko Caldwella?!
Dotknęłam swojego brzucha.
No właśnie... Co zrobi Tom jak dowie się kogo jest to dziecko?
-Czy musisz mi tak mącić w głowie?! – Krzyknęłam. Wystarczająco jestem zagubiona.
Westchnęła.
-Dobra, nie ważne, gdzie umrę i tak by to się stało! – Odparła.
-Daj spokój... Nie chciałam nas wciągać w coś gorszego... Ja martwiłam się o swoje dziecko... Tiffany ma mężczyznę, którego kocham, ale nie będzie miała mojego dziecka. Prędzej umrę niż to się stanie.
-Gratulacje, tak właśnie może się stać.
-Nie dołuj mnie... Inez... Jesteś moją przyjaciółką. – Potrzebowałam jej, nie mogłam teraz zostać sama.
-Tak i jestem odpowiedzialna za to by wskazać ci, że masz problem z odróżnieniem niebezpieczeństwa od bezpieczeństwa.
-No teraz raczej mu nie uciekniemy!
-Wiem co zrobimy. Poprosimy go by nauczył nas strzelać z broni i wtedy ich zabijemy.
Aż szczęka mi opadła na jej słowa.
-Brałaś ty coś? Chwilę wcześniej mówiłaś mi, że wszyscy się ich boją, a teraz chcesz ich zabić? – Gdzie tu logika.
-Panikuje! Masz lepszy plan?
-Przeżyć? Może nie będzie tak źle? Stephan chyba ma na ciebie oko...
-I ma 55 lat!
-Kucharz był po 40... - Przypomniałam jej.
-Weź mnie teraz nie wpakuj w jakiś romans, dobrze?!
-Może wtedy byśmy miały większą szansę na przeżycie? – Zasugerowałam.
-Zjedz coś, wtedy porozmawiamy. – Wskazała na talerz i razem z laptopem usiadła na łóżku.
-Tak tylko mówię... - Mruknęłam pod nosem i wręcz rzuciłam się na te słodkie bułeczki. – Szkoda, że nie ma czekolady...
Cały czas byłam obserwowana, nie było możliwości ucieczki. Nicolas powinien uczyć się od Stephana albo przynajmniej jego ludzie powinni zaciągnąć parę nauk. Minął tydzień, odkąd jestem w „domu". W sypialni matki nie znalazłam nic ciekawego, chciałam dowiedzieć się mniej więcej jaka była, ale prócz starych ubrań, nic nie znalazłam. W domu było wiele zamkniętych pokoi, ale jeden Stephan mi otworzył, by pokazać pokój jaki przygotował mój ojciec dla mnie i Tiffany. Dwa łóżeczka, pełno misiów... Miałam wrażenie, że naprawdę na nas czekał. Przynajmniej będę miała gdzie położyć moje dziecko, gdy już się urodzi.
Razem z Inez miałam w tym domu zapewnione wszystko, ale nie mogłyśmy wychodzić, jedynie do ogrodu.
Co o tym wszystkim myślałam? Szczerze? Bałam się.
Żałowałam wiele rzeczy. Ciągle wmawiałam sobie, że jednak powinnam porozmawiać z Nicolasem, a on teraz myśli, że nie żyje.
Nie mogłam liczyć na jego miłość, ale może by zachował się honorowo i ze względu na dziecko, to mnie by wybrał. Na nowo bym zaczęła go uwodzić i może bym miała namiastkę jakiegokolwiek uczucia do mnie.
Tęskniłam za nim, chciałam znaleźć się w jego ramionach, poczuć jego zapach...
Budzę się w środku nocy i przez moment panikuje jak nie widzę go obok siebie. W bardzo krótkim czasie przyzwyczaiłam się, że śpię z nim w jednym łóżku. A teraz... Jestem samotna. Może miłość kiedyś przejdzie...
-No dobrze, tu masz gorącą czekoladę. – Z myśli wyrwał mnie Stephan, który postawił kubek na stoliku kawowym. – Nie ma to jak w tej temperaturze pić gorącą czekoladę...
Tak, było gorąco, ale moje dziecko domagało się tego.
Uśmiechnęłam się i zamoczyłam kawałek jabłka w kubku. Miał rację, na jabłka także ciągle miałam ochotę.
-Kup więcej czekolady jak będziesz na miejscu. – Powiedziałam ciesząc się moją przekąską.
Zaśmiał się.
-A skąd wiesz, że idę na miasto?
-Zawsze, gdy wychodzisz zakładasz skórzane rękawiczki.
-No tak... - Przysiadł obok mnie, spięłam się, ponieważ nadal nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. – Wrócę dopiero jutro nad ranem.
-Okay, nie musisz mi mówić, że idziesz na noc do kochanki.
-Próbuje uwieść Inez, w życiu bym jej tak nie zdradził.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Inez udaje, że nie widzi próby flirtu przez Stephana. Codziennie dostajemy od niego kwiaty, dba o nas i otwarcie flirtuje z moją przyjaciółką. Wiem doskonale, że lubi starszych. Ale nie jestem pewna, czy ja chcę by coś z tego wyszło.
-No to, dlaczego dopiero jutro wracasz? – Czy powinnam się pytać?
-Mam małe zlecenie lokalne.
-Czy nie masz już i tak dużo pieniędzy?
-Tu chodzi o to co czuje, gdy to robię. Nie mogę bez tego żyć, tak samo jest z twoim ojcem.
-Rozumiem... I zostawiasz nas tu... - Na tyle nam zaufał? No proszę...
-Nawet tak się nie uśmiechaj. – Pacnał mnie palcem w czoło. – Pilnuje was 40-stu ludzi.
-S-Słucham? – Tego nie wiedziałam.
-Myślałaś, że jesteśmy tu sami? – Zaśmiał się. – Tak jak wspomniałem już kiedyś, nie zdołasz stąd uciec. – Poklepał mnie po kolanie. – Przywiozę czekoladę. Chcesz jakąś konkretną?
-Nie... - Wyjrzałam przez okno, ale nigdy nikogo nie widziałam. – Mleczną...
Zaśmiał się i ubrał kurtkę skórzaną.
-Nie martw się słońce, jesteście tu bezpieczne.
Patrzyłam, jak wychodzi i westchnęłam. Serio się postarał.
Ułożyłam się wygodnie na kanapie.
I tak nie mam, jak uciec. Jestem tym wszystkim zmęczona, chyba przechodzę tak zwane „złamane serce". Nie w moim stylu, ale dziecko sprawiło, że chyba zrobiłam się miękką kluchą.
-Nie kładziesz się do łóżka? – Spytała Inez. Właśnie wycierała włosy ręcznikiem, domyśliłam się, że była w basenie.
-Nie... Chce pooglądać telewizję. – Odparłam.
-Idę pod prysznic, wezmę jakąś książkę i pójdę spać. Jak coś jestem w swojej sypialni.
-Jasne. – Odparłam skacząc między kanałami.
Ciekawe co robi teraz Nicolas? Czyżby spędzał czas z moją siostrą?
Powstrzymałam napływające łzy.
-Maluchu... - Szepnęłam. – Przestań robić z mamy taką emocjonalną osobę.
Głupia byłam, że się zakochałam, ale przynajmniej będę miała swojego maluszka, czyż nie?
Głośna reklama wybudziła mnie ze snu. Zaskoczona podniosłam głowę, nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Za oknem było już ciemno.
Ziewnęłam i usiadłam masując mój kark.
Było ciemno, więc zapaliłam lampkę. Żółte światło trochę rozjaśniło pomieszczenie.
-Kurwa! – Krzyknęłam wbijając się w kanapę.
W fotelu naprzeciwko mnie siedział mężczyzna z bronią, w ręku która była wycelowana na mnie.