Ash
- Jesteś taki jak ja – usłyszałem słowa i zanim zdążyłem się powstrzymać spojrzałem na chłopaka, który je wypowiedział. Wcześniej chciałem żeby już sobie poszedł, chciałem żeby zniknął tak jak wszytko co mnie otaczało. Nienawidziłem nieznajomych, nienawidziłem gości i najpewniej nienawidziłem niemal wszystkiego i wszystkich, i to z zażyłą wzajemnością. Ale kiedy zobaczyłem tego chłopaka zamrugałem zdezorientowany i nie mogłem odwrócić od niego wzroku. Kręcone włosy odcieniach złota wchodziły mu do jasnoszarych, przeszywających oczu. Miał delikatnie opaloną skórę, pełne usta i wysokie kości policzkowe i naprawdę mi się spodobał. Nie pamiętałem kiedy ostatnio ktoś nowy spodobał mi się tak bardzo, i zazwyczaj były to dziewczyny, ale moja seksualność była kolejną dziwną i skomplikowaną rzeczą we mnie. Wszystko we mnie było skomplikowane – tak przynajmniej uważali inni.
Miałem niezaprzeczalną słabość do kobiet, do ich ciał i krągłości i to właśnie one najintensywniej przykuwały moją uwagę, zajmując najwięcej miejsca w moich fantazjach. Ale czasami dostrzegałem też to coś w chłopcach. I ten chłopak zdecydowanie miał to coś. Był jedną z najatrakcyjniejszych osób jakie widziałem, więc moja uwaga została przyciągnięta na dobre. Zapauzowałem grę nie odrywając od niego wzroku. Chłopak natomiast skupił swoje oczy na telewizorze i westchnął z ulgą.
- Dzięki, że to wyłączyłeś. Przyjechałem tu z dwoma małymi dziewczynkami i gdyby tu weszły, a Ana na sto procent za chwilę za mną przybiegnie…
- O co ci chodzi – przerwałem mu obcesowo, mimo że teoretycznie próbowałem być miły. Co mnie obchodziły jakieś małe dziewczynki?
- Ja… Miałem na myśli twoje blizny – dotknął smukłym palcem swojej ostro zarysowanej szczęki. Na pełnej dolnej wardze miał kilka nierównych kresek, podobnie po lewej stronie szczęki i brody. No cóż, miał tego więcej niż ja, na dodatek w innych miejscach, a poza tym trzeba było się przyjrzeć aby to dostrzec. No i dodawało mu to jedynie uroku, podczas gdy w moim przypadku było tylko kolejną niedoskonałością.
- A. I tyle? – Spytałem zawiedziony.
- Skąd je masz? – Odpowiedział wyraźnie przejęty.
- Urodziłem się taki. A ty?
- Dostałem roztrzaskaną butelką w twarz – odparł jak gdyby nigdy nic.
- Ostro. Za co? Biłeś się z kimś? – Uśmiechnąłem się do niego bezczelnie, czując że może jednak się dogadamy
- Z pijanym ojcem, który chciał rozwalić głowę mojej kilkutygodniowej siostry o szafkę nocną za to, że płakała – odpowiedział zaskakująco spokojnym głosem, a ja zamrugałem z dezorientacją.
- O kurwa. Słabo – wydukałem, bo nie miałem pojęcia co miałbym dodać.
- Przepraszam, nie wiem dlaczego ci o tym powiedziałem…
Ale ja wiedziałem. Może faktycznie był taki jak ja?
- Ty jesteś tym dzieckiem adoptowanym przez ciocię i wujka, tak?
Pokiwał głową. Najwyraźniej przed adopcją miał koszmarne życie. O dziwo poczułem, że jest mi z tego powodu naprawdę przykro, mimo, że rzadko coś czułem, raczej po prostu odczuwałem.
- Ciotka Zara jest gorąca jak cholera – wypaliłem zmieniając temat, bo nie lubiłem kiedy coś za mocno mnie poruszało. Spojrzał na mnie skonsternowanym wzorkiem, przy czym jeden z jasnych loków zahaczył się o jego długie rzęsy. Podobały mi się jego włosy. Chciałem ich dotknąć. Na końcach były bardzo jasne, jakby rozjaśnione od słońca, kojarzył mi się z surferami którzy całe dnie spędzali na słońcu przez co ich włosy rozjaśniały się i mieniły różnymi odcieniami złota, od jasnego brązu po platynę.
- Taaak… Chociaż postrzegam ją trochę jak swoją drugą mamę, także sam rozumiesz…
- Ale chyba widzisz, że ma zajebiste cycki – przerwałem mu, a jego mina była dosłownie bezcenna. Idealnie wpasowywała się w definicję słów: konsternacja, szok, niedowierzanie, zniesmaczenie. Ludzie często tak wyglądali, gdy przebywali w moim towarzystwie, więc zdążyłem przywyknąć i nauczyć się ich reakcji.
- Zapewne…
- Zapewne ma też świetny tyłek. I te nogi. Jak mówiłem jest gorąca jak cholera. Jak ta mała, jest do niej podobna?
- Ana?
- Nie pamiętam jak ma na imię, ale wiem, że mają córkę no nie?
- Tak…
Odkąd pamiętałem durzyłem się w Zarze, więc byłem naprawdę ciekaw jej córki.
- Ciocia jest dla mnie za stara. Ogólnie miałbym to gdzieś, bo wygląda lepiej niż większość nastolatek, ale wiesz ma męża i takie tam bzdety – zrobiłem zniesmaczoną minę, a Hunter zamrugał z przerażaniem – Więc dlatego pytam o to dziecko. Podobna jest?
Hunt zaniemówił, znów podobnie jak większość osób które ze mną rozmawiało. Chyba jednak nie był taki sam jak ja.
- Ona… Jest trochę podobna. Ale… Zobacz sobie ją sam, jest w pokoju obok. I o co ci chodzi, to małe dziecko…
- To małe dziecko za jakieś trzynaście lat będzie gorącą laską.
- To obrzydliwe, stary…
- To fakty. Teraz wiadomo, że to gówniara, ale te dziesięć lat różnicy między nami to żaden problem. Odkąd pamiętam bujam się w twojej adoptowanej ciotce, więc jestem skłonny do poświęceń… - opadłem na oparcie kanapy, lekko rozprostowując mięśnie swoich ramion.
Ludzi zawsze dziwiła moja bezpośredniość i to, że mówiłem to co myślałem. Opowiadanie o uczuciach to jedno, ale jeśli ktoś mnie o coś pytał, a odpowiedź była prosta, to nie miałem problemu z jej udzieleniem.
Ludzie też zawsze wszystko komplikowali, nigdy nie mówili wprost tego co myślą, lub co czują. Kłamali, oszukiwali, pieprzyli jakieś bezsensowne bzdury. Ja lubiłem kiedy coś jest proste. A zadurzenie ciocią Huntera było proste. Była śliczna i w moim typie, a wszyscy burzyli się i prychali ze zniesmaczeniem, kiedy o tym mówiłem.
Ludzie byli dziwni.
- Czy ty nie jesteś z nią spokrewniony? - Spytał poddenerwowany Hunter, który okazywał się być dokładnie tacy sam jak wszyscy inni.
- Nie – uśmiechnąłem się do niego bezczelnie i złapałem za pada chcąc włączyć z powrotem swoją grę. Rozmowa z nim nie miała sensu.
- Hej – usłyszałem cienki głosik i niechcąco zerknąłem na małą dziewczynkę, która stała tuż przy mnie i bujała się na piętach. Patrzyła na mnie i się uśmiechała. Nie musiałem pytać, bo widać było na pierwszy rzut oka, że to rodzona siostra Hunta. Była jego dziewczęcą, śliczniejszą wersją. Gdyby była starsza pomyślałbym, że są bliźniętami, tak bardzo byli do siebie podobni.
Wyglądała na jakieś osiem może dziewięć lat, jej kręcone złote włosy były upięte w wysokiego koka a mnóstwo spiralek i fal okalało jej buzie. Zmrużyła oczy w jeszcze jaśniejszym odcieniu szarości niż ten u jej brata i podeszła do mnie z szerokim uśmiechem patrząc ostentacyjnie w moje oczy.
Aż przeszły mnie ciarki. Cholera, miałem dosyć. Nienawidziłem kiedy ktoś się we mnie tak intensywnie wpatrywał. Szczególnie ktoś taki jak ta mała.
- Nie gap się na mnie.
- Nie gapię się – odparła, a po chwili władowała się na kanapę koło mnie, zdecydowanie zbyt blisko, zaburzając moją przestań osobistą, której tak bardzo potrzebowałem.
- Gapisz się. I na dodatek włazisz na moją kanapę. Zaraz włączę film w którym ohydne zżerające swoje mózgi zombie urywają głowy takim małym dziewczynkom jak ty, potem przedostają się do ich mózgów wbijając szpony w dziurki od nosa i…
- …Ej stary, daj spokój, ona jest mała… - świętoszkowaty Hunt zaczął sapać, przerywając moją wypowiedź, a mała wsparła się na moim udzie na co zamarłem w bezruchu. Praktycznie wlazła na moje kolana, a ja nie umiałem jej odepchnąć. Nie była nastoletnim chłopakiem tylko małą dziewczynką i nie wiedziałem jak mam na nią zareagować. Nie chciałem potraktować jej brutalnie jak to miałem w swoim zwyczaju, aby nie zrobić jej krzywdy.
- Jeśli podświetliłabym twoje oczy latarką, to zobaczyłabym źrenice? – Wypaliła. Zastawiłem się czy przypadkiem mi się to nie przesłyszało, ale po chwili konsternacji stwierdziłem, że ona czeka na odpowiedź patrząc na mnie z powagą tymi cholernymi oczami w najjaśniejszym odcieniu szarości jaki kiedykolwiek widziałem.
- Dlaczego miałbyś mi świecić w oczy latarką? Chcesz się ze mną pobawić w przesłuchanie, dziewczynko? – Spytałem ją najbardziej wrednym i odpychającym tonem na jaki było mnie stać
- Nie, ale jestem ciekawa… No bo są czarne, a źrenice też są przecież czarne, i to ciekawe czy widać byłoby różnicę…
- Odwal się.
- Wyglądasz jak kosmita – zaśmiała się pokazując mi język.
- Sama wyglądasz jak kosmita – wysyczałem jadowicie.
- Ja wcale nie wyglądam jak kosmita. Jestem ładna i mam ładną sukienkę.
- Kwestia gustu – posłałem jej wredny uśmieszek – A teraz odsuń się ode mnie.
- Jesteś niemiły.
- To nie ja zacząłem wyzywać cię od kosmitów i nie ja chciałem ci świecić w oczy latarką…
Rozchyliła wargi jakby właśnie uświadomiła sobie, że mam rację i chyba zrobiło jej się głupio. Całe szczęście.
- Przepraszam… Chciałam być miła…
- Nie wyszło. Idź stąd.
- Miałam na myśli ładnego kosmitę – dodała ze słodkim uśmiechem.
- Zaraz się porzygam…
- Takiego kosmitę, który mógłby zabrać mnie na randkę…
Że co?! Nie wytrzymałem. Spojrzałem wymownie na Hunta, który powstrzymywał śmiech zakrywając usta dłonią. Nie było sensu szukać w nim ratunku.
- Widzisz to? – Spytałem pokazując jej na nadruk na mojej koszulce
- Fuj, paskudne. Na naszą randkę musiałbyś założyć koszulę. I krawat. Ale nie czarny! Czerwony, bo lubię czerwone sukienki…
Czerwony. Krawat. Ta wizja niemal bolała fizycznie.
- Nigdy, w całym życiu, lub po mojej śmierci, nawet jeśli w innym wypadku bym umarł, albo miał umrzeć nie umówiłbym się z tobą na randkę – warknąłem - Jeśli nie chcesz skończyć tak – pokazałem na nabitą na pal czaszkę – Trzymaj się ode mnie z daleka. I nie żartuje. Zrozumiałaś? – Powiedziałem poważnie, gapiąc się na nią martwo.
- To głupie – odparła jak gdyby nigdy nic – I ta koszulka jest głupia. Ciocia mówi, że fatalnie się ubierasz i zgadzam się z nią. Do naszego ślubu będziesz musiał się zmienić, nie mogę przyzwalać na takie rzeczy…
Zamarłem patrząc na nią z niedowierzaniem. Ona była nienormalna. Przerażała mnie, a to był wyczyn. Zeskoczyła z kanapy a jej kwiecista, krótka, falbaniasta sukienka zaszeleściła, kiedy rozpuściła włosy sięgające poniżej jej talii. Były gęste, układały się w idealnie podkręcone fale i miały jeszcze ładniejszy kolor niż u jej brata, ale to niczego rekompensowało. Posłała mi buziaczka w powietrzu i puściła do mnie oczko, na co westchnąłem z trwogą i zgorszeniem. Jednak prawdziwe chwile grozy przeżywałem dopiero wtedy, gdy zaczęła tańczyć Lambadę, wyrywając Hunterowi pilota z ręki. Kiedy usłyszałem pierwsze rytmy tej koszmarnej piosenki dosłownie zaczęły mi krwawic uszy. Niemal umarłem.
- Zatańczysz ze mną? – Spytała naśladując ruchy tańczących kretynów z teledysku.
- Wolałbym umrzeć – wypaliłem żałując, że nie mam jak wydłubać sobie teraz oczu. Albo przynajmniej odłupać uszu.
Wtedy jak mała torpeda wpadła do pokoju jeszcze jedna dziewczynka. Rzuciła się na Hunta, jak golden retriver na swojego dawno niewidzianego właściciela, ale ja i tak nie mogłem oderwać oczu od tej małej paskudy, która właśnie robiła obrót w tył i w idiotyczny sposób kręciła biodrami.
- Ana zatańczysz ze mną? Mój przyszły mąż odmawia naszego pierwszego tańca – powiedziała robiąc smutną minę, a ja przełknąłem odruch wymiotny.
- Mam dość. Jestem na skraju wytrzymałości psychicznej. Mój mózg zaraz wypłynie mi przez uszy. Albo przez oczy. Właściwie zastanawiam się czy przypadkiem już nie zaczęły mi krwawić…
- Co ty masz z tym mózgiem i umieraniem? – Mała wredna bestia zaśmiała się, po czym dodała coś co zmroziło moją krew w żyłach, posyłając impuls elektryczny we wszystkie zakończenia nerwowe, który uruchomił we mnie tryb natychmiastowej ucieczki – Ale jesteś tak śliczny, że ci wybaczam. I, tak! Wciąż chcę zostać twoją żoną… – zachichotała i znowu posłała mi buziaczka, złapała Anę za ręką, którą jakimś cudem udało jej się odkleić od Hunta i pociągnęła ją na środek salonu – A teraz naśladuj moje ruchy – powiedziała po czym przewinęła piosenkę od początku.
Tego była za wiele.
- Idziesz ze mną? – Spytałem Huntera, bo mimo że nie przepadałem za ludźmi, w tym za nim, i tak nie zamierzałem zostawiać go tutaj na pewną śmierć z zażenowania.
- Spoko – odparł i ruszył za mną do mojego pokoju.