Od trzech dni Envil siedziała w ciemnym pomieszczeniu. Niedawno wyszedł Lucas, który jak zwykle dopytywał ją o watahę białych. Zauważyła, że za każdym razem był coraz to surowszy. Więcej krzyczał, denerwował się wciąż. Widocznie ledwo się hamował przed użyciem przemocy fizycznej. Miała świadomość, że to już tylko kwestia czasu, gdy podniesie na nią rękę.
W myślach cicho błagała ojca, by ten jak najszybciej znalazł sposób, żeby ją stąd zabrać. Coraz bardziej bała się, że ten tylko ją oszukał. Jednak już zbyt wiele przeżyła przez kłamstwa matki, by teraz z łatwością komuś zaufać.
Jak zwykle usiadła pod ścianą, zaczęła płakać. W głowie kłębiło jej się mnóstwo myśli, aż sama sądziła, że było ich zdecydowanie za dużo. Gubiła się. Z jednej strony wiedziała, że nie poradzi sobie w dziczy, miała do niej za miękkie serce, jednakże nie chciała siedzieć w miejscu, gdzie widziano w niej tylko źródło informacji. Nie znała też ich innych zamiarów, a na samą myśl, że takowe istniały, przechodziły ją dreszcze.
Przetarła oczy. Planowała uciąć krótką drzemkę, by choć na moment uciec od tej krzywdzącej rzeczywistości. W snach mogła bezpiecznie marzyć. Widywała w nich siebie biegającą wśród innych białych wilków. Wywracali się na śniegu, który spadł zeszłej nocy. Czuła ogromną radość. Przebywała z tymi, którzy chcieli ją w swoich progach.
Jednakże to tylko marzenie. Białe wilki nie żyły, nikt ich nie widział od początków wojny. Nie istniał nawet cień szansy, że uda jej się kogoś z nich znaleźć, jeśli jakiś przeżył. W lesie była skazana na samotność.
Ułożyła się najwygodniej jak tylko umiała. Przez te kilka dni zdążyła trochę przywyknąć do tej zimnej posadzki. Uspokoiła wszystkie myśli na tyle, ile dała radę.
Odpocznij... Odpocznij... – powtarzała, starając się powoli zasnąć.
Rozległ się hałas z góry, przez które Envil się zerwała. Było słychać cudze krzyki, coś na wzór rozkazów kierowanych do wojowników. Wszystko dochodziło do uszu dziewczyny z taką głośnością, że bała się myśleć, co działo się na powierzchni.
Trzęsła się okropnie. Uszczypnęła się w ramię, by upewnić się, że wszystko nie było tylko koszmarem. Jednak zrozumiała, że trwała w rzeczywistości, gdy poczuła tylko piekący ból.
Do pokoju wbiegł Evan. Bez słowa podszedł do córki. Envil na jego widok wielce się ucieszyła. Pociągnął ją za sobą, prowadząc ją tym samym w kierunku wyjścia. Dyszał ciężko. Envil dostrzegła nawet, że na całej ręce miał kilkanaście ran od pazurów – dużych pazurów.
Wyszli na świeże powietrze. Akurat zachodziło słońce, zatem las niedługo miał pogrążyć się w mroku, jednej z najniebezpieczniejszej pory, szczególnie po tej stronie, gdzie czarni lubili urządzać nocne polowania.
Czemu on mnie wyciągnął teraz? – zapytała w głowie, lecz odpowiedzi domyśliła się, gdy spojrzała przed siebie. Panowało ogromne zamieszanie z powodu tego, że trzy gigantyczne niedźwiedzie wdarły się do środka wioski. Kobiety z dziećmi rozbiegały się na boki, a mężczyźni, pod postaciami wilków, starali się zatrzymać najeźdźców przed taranowaniem domów. Wielu się nie udało, gdyż trup ścielił się gęsto, gdzie tylko zasięgnąć wzrokiem. Jak do tej pory, udało im się powalić jednego niedźwiedzia.
— Wybacz mi Matko Naturo, bo zdradziłem... — wyszeptał pod nosem Evan z opuszczoną głową.
To jego sprawka?! Otworzyła szerzej oczy. Mężczyzna spojrzał na nią ze łzami w oczach.
— Uciekaj... To twoja jedyna szansa.
Popchnął ją w przeciwnym kierunku do niedźwiedzi. Czekał, aż dziewczyna odbiegnie. Po jego policzku spłynęła słona łza.
— A ty...? — spytała, patrząc się jakby błagała, by ruszył za nią.
— Ja mam obowiązki względem swoich... — Położył rękę na sercu. — Uciekaj, zanim się spostrzegą, że zniknęłaś...
Envil chciała protestować, kazać mu biec za nią, lecz zatkało ją w gardle do tego stopnia, że nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa, pomimo iż ruszała ustami. Zacisnęła zęby z rozpaczy. Przytuliła się do niego ostatni raz, wypłakując rzewne łzy w jego ramię.
Odsunęła się. Musiała się do tego zmusić. Powoli się cofała, nie spuszczając ojca z oczu. Poznała go zaledwie trzy dni temu, a już przywiązała się do niego tak, że w sercu miała odczucie, że to było najgorsze pożegnanie w jej życiu. Pozwoliła wciąż łzom swobodnie spływać po jej policzkach.
Przyśpieszyła kroku. Była już kilka metrów od Evana. Dostrzegła nagle, że niedźwiedź zakradał się tuż za nim. Chciała go ostrzec. Krzyknęła, machnęła ręką, lecz ten zareagował zbyt późno. Został mocno zadrapany na plecach. Odwróciwszy się gwałtownie, przemienił się w wilka, ukazując swoją czarną niczym smoła sierść. Ignorując okropnie krwawiące rany, rzucił się na olbrzyma samotnie. Starał się przebrnąć przez jego sierść, lecz wciąż nie mógł znaleźć żadnego słabszego punktu. Zwinnie unikał ataków zwierzęcia, dobrze wiedząc, że jeśli zostanie chociaż raz trafiony, nie wyjdzie z tego żywy.
Wskoczył na jego grzbiet, dodatkowo jeszcze chroniąc się przed zamachami niedźwiedzia. Tam dokonał swoich ostatnich działań. Spróbował jeszcze wgryźć się w szyję stworzenia, jednakże zawiódł. Niedźwiedź stanął na dwóch tylnych łapach, zrzucając Evana na twardą ścieżkę. Jęknął cicho z bólu. Chciał się podnieść, jednak oprawca przycisnął go do podłoża swoją masywną łapą.
Poddał się. Nie było już dla niego ratunku. Uśmiechnął się lekko w stronę niedźwiedzia, by pokazać mu, że nie bał się śmierci, a nawet o nią błagał. Zamknął oczy, czekając już tylko, gdy będzie mógł wydać z siebie ostatnie tchnienie.
Envil patrzyła się na to wszystko, mimo iż niezbyt tego chciała. Coś jednak sprawiło, że nie dała rady odwrócić wzroku. Przyglądała się śmierci ojca ze ściskającym sercem. Była wściekła na siebie, że nie posiadała na tyle odwagi, by mu pomóc. Oddychała z rozpaczy przez otwarte usta, przez co kilka słonych łez wpływało jej do środka.
Warknęła pod nosem, zaciskając pięści. Ruszyła biegiem. Nie mogła zwlekać z ucieczką. Błysnęła swoją białą sierścią, nie obracając się już. Nie sprawdzała, czy ktoś za nią biegł. Nie interesowało ją to w tym momencie. Wciąż miała za złe sobie, że zostawiła ojca na pastwę losu.
Lepiej, gdybym zginęła tam razem z nim...
Pędziła przed siebie już kilka minut. Ignorowała zmęczenie w nogach. Chciała znaleźć się jak najdalej od watahy czarnych w nadziei, że żal po śmierci ojca zniknie. Jednakże ten wciąż pozostawał taki sam, a nawet czasem mocniej ściskał jej serce.
Przyhamowała na moment. Spojrzała się za siebie. Nikogo tam nie było. Odetchnęła z ulgą. Kolejne łzy zebrały się w kącikach jej oczu, lecz tym razem szczęścia.
Jestem wolna... – Uśmiechnęła się szeroko. – Jestem wolna...
Rozległ się bardzo głośny huk. Coś uderzyło w drzewo. Envil spojrzała tam przerażona. Nie dostrzegła jednak żadnego zwierzęcia. Serce tłukło jej jak szalone ze stresu. Hałas powtórzył się kolejny raz, a w korze drzewa dało się dostrzec coś bardzo małego. Był to pocisk z broni ostrej, lecz skąd Envil miała o tym wiedzieć? Trafiła na sezon myśliwski, a najwyraźniej ktoś był na tyle uparty, że zauważywszy rzadkiego, białego wilka, musiał spędzić dodatkowe godziny w lesie.
Bez namysłu zabrała nogi za pas. Nie wiedziała, z kim miała do czynienia, lecz nie pozostało jej nic innego niż ucieczka. Wykorzystywała ostatnie siły w nadziei, że uda jej się uchronić przed „niewidzialnym wrogiem". Nie chciała tak łatwo oddać swojej dopiero co odzyskanej wolności.
Przez pewien czas nie było słychać żadnego strzału. Envil pomyślała, że uciekła, znów mogła się cieszyć. Zatrzymała się zatem... Lecz tym samym zrobiła ogromny błąd, którego skutki przyszło jej odczuć niemalże natychmiast.
Rozległ się kolejny huk.
Próbowała znów zacząć uciekać, lecz poczuła piekący ból w lewej, tylnej łapie.
Upadła. Jej ciało było bezwładnie miotane przez siłę grawitacji. Na białej sierści pojawiła się czerwień, a cała reszta została ubrudzona ziemią...
CZYTASZ
Samotny wilk
SpiritualCzy da się żyć w nieludzkich warunkach? Czy da się przetrwać bez miłości w świecie opanowanym wojną? Czy można wiecznie hamować gniew, gdy inni ciebie obrażają? Niby odpowiedź zdaje się prosta... Lecz dla Envil Kiba Sentille odpowiedź na te wszystki...