Chapter 47

297 17 0
                                    

Mor zeszła z podestu i przyklęknęła na jedno kolano w płynnym ukłonie. Kasjan i Azriel zrobili to samo. Tak jak i wszyscy zebrani w sali. 

Rhys podszedł wolnym krokiem do Feyry.

– Witaj w moim domu, Feyro Wyzwolicielko. - powiedział i chwycił ją za brodę. – Chodź ze mną – rozkazał. Pociągnął ją za brodę i zmusił do wstania. Podszedł do trony, pociągając za talię i usadawiając na swoich kolanach. – Powstańcie. 

Wszyscy wstali jak jeden mąż.

– Idźcie, bawcie się – zwrócił się do dworzan. Posłusznie rozeszli się do swoich zajęć, a z odległego kąta dobiegła muzyka.– Keir – powiedział Rhys, przecinając głosem powietrze w sali, tak jak błyskawica przecina nocne niebo. 

Nie trzeba było więcej, aby ojciec Mor zjawił się u stóp podestu i zgiął się w ukłonie. Z lodowatą odrazą malującą się na twarzy spojrzał na Rhysa i Feyrę, a potem Dalię, na której wzrok zatrzymał najdłużej – rzucił też szybkie spojrzenie na Mor i Illyrów. 

– Zdaj sprawy – zażądał Rhys. Odprawił Kasjana, Mor i Azriela skinięciem głowy. Cała trójka oddaliła się i wtopiła w tłum. Nie minęły dwa uderzenia serca, a Azriel rozpłynął się w cieniach i zniknął. Keir nawet się nie odwrócił. Dalia nadal stała u jego boku, patrząc na swego wuja z góry. Dłonie splotła ze sobą i stała niczym rzeźba, piękna, dumna, bez ruchu, ledwo oddychała.

– Witaj, panie – powiedział Keir dźwięcznym, głębokim głosem. –Bądź pozdrowiona... pozdrowiony, gościu księcia. 

 – Jest urocza, czyż nie? 

– Nie sposób zaprzeczyć – odparł Keir, spuszczając wzrok. –Niewiele mam ci do przekazania, panie. Od twojej ostatniej wizyty panuje spokój.

 – Nie ma nikogo, kogo mógłbym ukarać? 

 – Nikogo, panie, chyba że rozkażesz mi wybrać kogoś z tu obecnych.- Rhys mlasnął z irytacją.

 – Szkoda. 

Keir zaczął wymieniać członków dworu, przedstawiać nudne doniesienia na temat ślubów, sojuszy i waśni, a Rhys mu nie przerywał. Ukradkiem patrzył na Dalię zastanawiając się jakim cudem jest tu i teraz w Wykuty Mieście. Każdy ze zebranych nie znający prawdy się tym zastanawiał.

- Odnośnie mojej siostry...To cóż długa historia, którą opowiem kiedy indziej lub w ogóle. Raczej zaakceptuj, że wykonam ta drugą opcję. - Keir małostkowo skinął głową i spojrzał ponownie na księżniczkę.

Ku uldze Illyrki Keir postanowił zmienić temat, który na szczęście nie dotyczył jej osoby. Jednak dziewczyna wciąż czuła spojrzenia fae zebranych w sali.

– Słyszałem pogłoski, ale nie potrafiłem im dać do końca wiary –powiedział na koniec swojej tyrady, tak jakby na chwilę stracił panowanie nad sobą. -  Ale najwyraźniej to prawda: maskotka Tamlina ma teraz nowego pana. 

– Powinieneś zobaczyć, jak zmuszam ją, by błagała – wymruczał Rhys, trącając jej szyję nosem. Keir założył dłonie za plecami. 

– Zakładam, że sprowadziłeś ją tu jako swego rodzaju manifest.

 – Dobrze wiesz, że niczego nie robię bez powodu. 

– Oczywiście. Tę tutaj, jak się wydaje, lubisz wrzucać w pajęczyny i ozdabiać koronami. 

 – Może powinnam wziąć ciebie na smycz. - odezwała się Feyra głosem nie podobnym do swojego.

– Lubi się bawić – powiedział zamyślonym głosem. Wskazał brodą rządcę. – Przynieś jej wino. -Chłodna komenda. Nawet cienia uprzejmości. Keir zesztywniał, ale poszedł w stronę stołów. - Ty też idź. - zwrócił się do siostry. Dalia skinęła wdzięcznie głową i wtopiła się w tłum, choć chyba nie można było tego nazwać wtopieniem.

Ludzie robili jej miejsce, kiedy szła po wino. Wiedziała, że powinna udawać, więc wzięła kieliszek i udawała, że popija małe łyczki. Kiedy szła jej suknia falowała niczym fale na wodzie. Ta kreacja była od jej mamy, dziewczyna dla swojej wygody zakryła część pleców, gdzie jej matka nie umieściła materiału by mogła swobodnie poruszać skrzydłami, aczkolwiek nastolatce to było niepotrzebne.

Widziała z boku jak Rhys postępuje z Feyrą. Oczywiście, że była tym zniesmaczona, ale to było przedstawienie i oni musieli grać. Wtedy Azriel wrócił i skinął dyskretnie głową w stronę Rhysa. Wykradł kulę.

Rhys przyzwał skinieniem palca Keira, który ruszył ku im niepewnym krokiem z moim winem wciąż w dłoni. Już prawie dotarł do podestu, gdy moc księcia wyrwała mu puchar i poniosła przez powietrze ku nam. Rhys postawił go na podłodze obok tronu, pokazując, że było to tylko pozbawione znaczenia zadanie, które miało przypomnieć rządcy o jego słabości i o tym, że tron należał do księcia.

- Czy powinienem sprawdzić, czy nie jest aby zatrute? – zapytał Rhys leniwie.

– Nie, panie – płaszczył się przed tronem Keir. – Nigdy bym się nie poważył wyrządzić ci krzywdy. 

Feyra wstała i podeszła w stronę Kasjana czekającego na drugim końcu sali.

– Przyjdzie czas, że zapłacisz za wszystko, dziwko. 

W sali wybuchła noc. 

Dworzanie zaczęli krzyczeć. Gdy mrok się rozwiał, Keir był na kolanach. Rhys wciąż siedział rozparty na tronie. Jego twarz zastygła w lodowatej wściekłości. Muzyka ucichła. 

Mor pojawiła się na skraju tłumu z zadowoleniem wypisanym na twarzy. Azriel podszedł do niej i stanął zbyt blisko, aby uznać, że to przypadek.

– Przeproś – zażądał Rhys. Mięśnie na karku Keira napięły się, pot wystąpił mu na twarz.– Powiedziałem – odezwał się ponownie z przeraźliwym spokojem Rhys – przeproś.

 Rządca jęknął. A gdy minęło kolejne uderzenie serca...Pękła kość. Keir krzyknął. Kolejny trzask. Jego łokieć rozpadł się w drobny mak. Zakotłowało mi się w żołądku. Keir zaczął łkać, ronić łzy wywołane w połowie wściekłością, wnosząc po nienawiści w jego oczach, gdy spoglądał na mnie, a potem na Rhysa. Ale ułożył wargi w słowo „przepraszam". Rhys uśmiechnął się, gdy Keir krzyknął jeszcze raz. 

– Czy powinienem go za to zabić? – zwrócił się do sali. Nikt nie odpowiedział. Książę zachichotał.– Kiedy się obudzisz, nie skorzystasz z usług uzdrowiciela –powiedział swojemu rządcy. – Jeśli usłyszę, że skorzystałeś...

 Kolejny trzask – mały palec u dłoni ojca Mor zwisł bezwładnie. Mężczyzna wrzasnął.

 – Jeśli usłyszę, że skorzystałeś, potnę cię na kawałki i zakopię je tak, że nikomu nigdy nie uda się poskładać cię z powrotem w całość. Teraz oczy Keira rozszerzyły się w śmiertelnym lęku. Następnie, jakby uderzony niewidzialną ręką, opadł bez czucia na podłogę.– Rzućcie go do jego komnaty. – powiedział Rhys, nie zwracając się do nikogo konkretnego. Dwóch mężczyzn wyglądających na kuzynów lub braci Mor pośpieszyło i zabrało rządcę.

W blasku kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz