Przebrany w czarne garniturowe spodnie i tego samego koloru koszule wchodzę do przestronnej, jasnej jadalni. Nie ma w niej nic prócz wielkiego stołu wykonanego z drewna Heban afrykański, który jest w kolorze czerni, tak samo, jak 22 krzesła naokoło niego. W tym pomieszczeniu znajdują się jeszcze drzwi francuskie prowadzące na ogród.Pogoda tego wieczoru odzwierciedla mój nastrój. Na niebie nie widać ani jednego gwiazdy, są za to ciemne chmury, z których powoli zaczynają sączyć się krople deszczu. Zanosi się na burzę. Moje przeczucie mówi mi, że nie tylko na zewnątrz będą leciały pioruny, ale także w tym pomieszczeniu podczas starcia z Aurorą.
Siadam u szczytu stołu, na którym jest już przygotowana nasza kolacja. Zazwyczaj, gdy jedliśmy posiłki, miejsce Aurory było naprzeciwko, czyli po drugiej stronie długiego mebla w znacznej odległości ode mnie. Tym razem kazałem swojej gosposi nakryć miejsce po mojej prawej stronie, bym mógł ją mieć na wyciągnięcie ręki.
Układam sobie w głowie wszystko, czego potrzebuje się dowiedzieć, gdy do moich uszu dociera dźwięk uderzania obcasów o drewnianą podłogę. Odwracam głowę w stronę wejścia i widzę przepiękną kobietę, która jest powodem chaosu w mojej głowie, stojącą w progu. Na jej twarzy jest delikatny makijaż, a jej długie włosy falami opadają na smukłe ramiona i plecy. Ma na sobie biała, koronkową sukienkę na cienkich ramiączkach z dość głębokim dekoltem. Materiał sięga za kolano, opinając krągłe ciało, jak druga skora. Na stopach ma kremowe, sandały na szpilce.
Ja pierdole ! I jak tu nie stracić głowy ?
Jej bystre spojrzenie trafia na zastawione miejsce obok mnie. Zaskakuje mnie, gdy bez słowa protestu rusza do stołu i siada po mojej prawej stronie. Sprawnie nakłada sobie porcje jedzenie i zabiera się za konsumowanie.
- Wina ? - pytam lekko zachrypniętym głosem, na co mocniej zaciska dłonie na sztućcach.
- Poproszę. - odpowiada melodyjnie, nawet na mnie nie zerkając.
Nalewam do dwóch lampek trunek w krwistym kolorze. Podaje jej naczynie a ona ostrożnie, jakby za wszelką cenie nie chciała mieć kontaktu z moją skórą, chwyta je i upija nieznaczną ilość. Moja szczęka automatycznie zaciska się na ten dystans, który tworzy między nami.
- Auroro nie należę do cierpliwych ludzi. - informuję ją przez zaciśnięte zęby. - Mimo to dałem ci wystarczająco dużo czasu i przestrzeni, której potrzebowałaś, aby przystosować się do sytuacji, ale z tym już koniec. - mówię twardo, żeby wiedziała, iż powoli przekracza granice mojej wytrzymałości.
- Oczekujesz, że będę skakać z radości, bo dałeś mi czas na przystosowanie się do roli więźnia. - prycha kpiąco. - A może mam być ci wdzięczna za wpakowanie mnie do swojego łóżka, w którym mam jednak niewiele przestrzeni. Nie rozbawiaj mnie Braydenie. - kręci głową na boki z uśmiechem, który nie ma nic wspólnego z wesołością.
- Owszem powinnaś Auroro. - mówię ostrzegawczo. - Darzę cię szacunkiem i oczekuje tego również od ciebie. Uwierz mi, jestem w stosunku do ciebie niezwykle delikatny. Gdyby jakakolwiek inna kobieta odezwała się do mnie w taki sposób, już dawno miałaby fioletową dupę od moich uderzeń i byłaby rżnięta na tym stole bez możliwości dojścia. - syczę wściekły, uderzając pięścią w blat pod koniec wypowiedzi. - A teraz grzecznie powiesz mi wszystko, co chce wiedzieć. - odchylam się na oparcie krzesła i wpatruje się intensywnie w twarz dziewczyny.
- Zatem pytaj. - niewzruszona odsuwa swój talerz, po czym splata dłonie ze sobą i kładzie je na drewniany stół.
- Co robiłaś wtedy w tym magazynie ? Dlaczego okłamałaś mnie, że jesteś kobietą tego skurwiela Estebana, kiedy tak naprawdę łączy was jakaś umowa ? Chcę również wiedzieć, z czym ona się wiąże. Ostrzegałeś mnie przed Rocha czy może przed ludźmi, z którymi się zbratał ? - wykładam wszystkie karty, mówię powoli, by mogła wszystko przeanalizować.
CZYTASZ
Wysłannicy Lucyfera: Upadły Anioł
RomanceBrayden Carson to bezwzględny, brutalny i niezwykle wpływowy Boss mafii budzący przerażenie i szacunek innych. Zawsze obchodził go czubek własnego nosa do czasu, gdy podczas jednego z zamachów, przed śmiercią ratuje go nieznajoma piękność. Tajemnicz...