Rozdział dodany z telefonu, stąd możliwe błędy. Wattpad na kompie nie działa.
Długo zastanawiałam się, jak powinnam ubrać w słowa w ogóle zaistniałą sytuację. Brałam pod uwagę to dosłownie dzień po dniu. W każdym momencie, gdy czas mijał, a ja zaczęłam wszystko postrzegać inaczej. Każda chwila była dla mnie ślepa. Coś co powinno być dla mnie najlepsze na świecie rozmywało się gdzieś w powietrzu. Widziałam, słyszałam, ale nie czułam. Gubiłam się w każdym zmąconym spojrzeniu rzucanym na mnie. Zaczęłam odczuwać swój własny ciężar na nas oboje. Czyny mówiły jedno, a...to co pozwalało mi stwierdzić, że go znam drugie. Każdy dzień był właśnie taki. My, razem, bliżej niż kiedykolwiek, czulsi dla siebie niż w innych momentach naszego życia. Jednak zabrakło uczucia. Czegoś, co potwierdziłoby mi tą jedną tezę, że on w głębi duszy naprawdę wie, co to znaczy kochać.
Brałam to dzień po dniu, minuta po minucie, sekunda po sekundzie. Rozbiegane spojrzenia, chowający się wzrok, nerwowe zachowanie, nawet lekkie zmarszczki pojawiające się na czole, gdy tylko zasięg wzroku pozwalał nam siebie dostrzec. I to bolało, z każdym dniem, sekundą, minutą coraz mocniej. Chociaż z początku nie chciałam nawet przyznać tego samej sobie, że coś jest nie tak, to rzeczywistość mnie dopadła, a ja musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. To nie było to.
Przełknęłam głośno ślinę, poprawiając swoje włosy w lusterku samochodowym. Oblizałam nerwowo wargę, widząc przez nie światła czarnej audicy, które chwilę później zaparkowały równolegle do mnie. Oparłam jeszcze na parę sekund głowę o fotel, w myślach licząc do dziesięciu. Przetarłam spocone dłonie o moje czarne jeansy, poprawiłam pogniecioną na ramionach skórę, a następnie z uczuciem kłucia w sercu chwyciłam za wewnętrzną klamkę samochodową.
Usłyszałam tylko ten charakterystyczny dźwięk otwierania się drzwi, jedno pyknięcie, które już mnie uświadomiło, że to nie będzie nic prostego. Szum drzew leśnych, moja stopa na nierównym podłożu, wiatr, gładzący moją skórę i obrót o sto osiemdziesiąt stopni, aby zamknąć drzwi.
I jego twarz, która stała obok swojego samochodu i patrzyła na mnie tak, jak zawsze.
Złączyłam usta w wąską linię nie chcąc pokazywać emocji, które towarzyszyły mi w tym momencie. Podrapałam się po brodzie, przekręciłam kluczyk w drzwiach i obeszłam samochód, wciąż nie spuszczając kontaktu wzrokowego. I tak staliśmy. On i ja pomiędzy naszymi samochodami w dość wąskiej szparze, patrząc sobie w oczy.I będąc przygotowanym na to, że trzeba w końcu wyłożyć wszystkie karty na stół.
-Chciałaś mnie widzieć. - intensywny ton dotarł do moich uszu, które zarejestrowały dźwięk zapewne tysiąc razy mocniej, niż powinny.
-Tak, David. - zaakcentowałam jego imię, kiwając głową, jednak nie potrafiąc ponownie spojrzeć mu w oczy.
Czułam się jak w pierdzielonym serialu o miłości, w którym następuje krytyczny moment. Bez słowa minęłam go, kierując się w stronę leśnego stolika, tam, gdzie po prostu odbywało się wszystko. W tym miejscu po raz pierwszy mnie pocałował, tam zaczęło się wszystko...
Więc to to miejsce, gdzie pewnie i się wszystko zakończy.
Usiadłam na skraju drewnianej ławki, opierając się o nią dłońmi i zahaczyłam palce o spód desek. Nerwowo trzęsły mi się kolana, a zimne dreszcze przeszły po niemalże całym moim ciele. Bestia dołączył do mnie, siadając obok, jednak w luźniejszej pozycji niż moja. Nie patrzyliśmy na siebie. Być może on sobie jeszcze z niczego nie zdawał sprawy, ale ja nawet w tym momencie nie potrafiłabym skupić się na jego zielonych oczach. To wszystko była jak bańka mydlana, która osiąga swój limit i w końcu pęka. A ja nie mogłam być w niej zamknięta. Jak udawać, że wszystko gra, że jest w porządku? Nie, nie gdy widzę, że on nie czuje do mnie tego, co ja.
CZYTASZ
The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻY
Teen FictionWrócił, jednak go nie znali. Jego imię, pochodzenie, przeszłość. Nic nie było o nim wiadome. Więc, dlaczego siał postrach wśród mieszkańców? Vivienne nie wierzy, że jest taki zły, ale co będzie, gdy Bestia pokaże swoje rogi? Lub co gorsza...prawdziw...