Rozdział 21

6.4K 445 124
                                    

Im szlachetniejszy organ, tym rana jest poważniejsza.

Nie potrzebujemy atakującego nas wroga, by ją nabyć.
Życie potrafi złamać każdego.

***

Czuła się jakby przechodziła jakąś
okropną chorobę.
Bolała ją głowa, jej ciało drżało,
a oczy piekły.
Na ból serca nie ma odpowiedniego eliksiru, maści czy ziół.

Siedziała na fotelu, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w podłogę.

- Panno Granger?

Czyjś głos oderwał ją z rozmyśleń.
Uniosła głowę i spojrzała na stojącą naprzeciw niej McGonagall.

- Czy wiecie, kto zabił Alecto Carrow?

- Tak jak pani wcześniej słyszała, gdy tam dotarliśmy, już nie żyła. Zapewne wykończył ją któryś z Aurorów. Nie mam nic więcej do dodania. Mogę już dostać swoją różdżkę? Źle się czuję - powiedziała cicho.

Nie chciała tu być.
Chciała zaszyć się gdzieś,
zdała od wszystkich.
Potrzebowała samotności.

McGonagall popatrzyła na nią zatroskanym wzrokiem i podała jej własność.

Wstała ze swojego miejsca
i wyszła na korytarz, gdzie
stali Blaise, Ginny i Pansy.
Naprzeciw przejścia czekał oparty o ścianę Draco, który miał wejść do gabinetu jako ostatni.

Jego niegdyś zimne oczy ukazywały ból, gdy na nią patrzył.

Mijając go, z całych sił zmuszała się, by nie unieść wzroku z podłogi.
Gdyby to zrobiła, z pewnością rozsypała by się na kawałki.

Ruszyła, chcąc jak najszybciej dostać się do dorminatorium.

Szła nie oglądając się za siebie.
Nie zwróciła uwagi na krzyczącą do niej Ginny, która wraz z Pansy za nią pobiegły.

- Co teraz zrobisz? - Blaise spytał Malfoya, który wciąż patrzył w stronę oddalającej się dziewczyny.

Młody mężczyzna po raz pierwszy w życiu nie wiedział co ma mu odpowiedzieć.
Nie wiedział też, co ma jej powiedzieć.
Przecież nie mógł zdradzić powodu swojej decyzji o zabiciu Alecto.

Nie chciał dokładać jej cierpienia, szczególnie, że niedawno pogodziła się z losem i zdecydowała ruszyć dalej.
Wolał, by żyła w słodkiej nieświadomości, wyobrażając sobie nowe, szczęśliwe życie jej matki i ojca.

- Panie Malfoy - usłyszał głos Minevry, stojącej w przejściu.

Odwrócił głowę w jej stronę i wszedł do gabinetu odebrać swoją różdżkę.

***

- Proszę usiąść, muszę z panem o czymś porozmawiać.

Spełnił polecenie dyrektorki, siadając na jednym z foteli.

Zaczął się zastanawiać, czy Hermiona jednak zmieniła ustaloną przez wszystkich wersję wydarzeń i powiedziała o nim prawdę.
Szczerze, to by się nie zdziwił, gdyby to zrobiła.

- Tak? - spojrzał na nią beznamiętnym wzrokiem, zakładając na twarz maskę obojętności.

- Aurorzy zbadali pańską różdżkę. W ciągu ostatnich kilku godzin, rzucił pan dwukrotnie zaklęcie niewybaczalne, surowo karane, grożące pobytem w Azkabanie. Zważywszy jednak, na całą sytuację, nie podejmą działań w tym kierunku - starsza kobieta złączyła swoje dłonie i oparła łokcie na blacie swojego biurka.

Twój Cień { Dramione }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz