- Szefie? - słyszę ostry ton Demetrio, który wyrywa mnie z zamyślenia. Wiem, że nie wzruszyło go zachowanie Adrian'a i nic nie zrobił sobie z jego gróźb. To chodząca bestia i tykająca bomba w jednym. Wie, co do niego należy i zrobi wszystko, żeby wygrać. Nie dla mojego brata czy mnie samego, jako szefa, ale dla siebie. Czerpie pieprzoną satysfakcję z wygranych, ćwiczy do upadłego i właśnie dlatego odnosi ciągłe sukcesy.
- Słyszałeś już pewnie o wytypowaniu Garcii. - zaczynam.
Kiwa głową. Walczył z nim już kilka razy na przestrzeni ostatnich miesięcy. Mimo że nigdy nie przegrał, zawsze odnosił dość poważne obrażenia. Garcia wydaje się niewiele słabszy od mojego najlepszego zawodnika. To niezawodna broń Stasinskiego. Zna styl walki Demetrio, wie jakie są jego słabe i mocne strony w pojedynku. Na pewno nie zawaha się ich użyć ani wykorzystać przeciwko mojemu pięściarzowi na ringu.
- Wiesz, co masz robić. Wymagam od Ciebie tylko skupienia. Nie daj satysfakcji temu pojebowi Stasinskiego. - mówię spokojnie.
- Nie dam, szefie. Skurwysyn skończy na macie po kilku minutach.
Takiej odpowiedzi się spodziewałem. Rzucam krótkie "powodzenia", po czym wychodzę z szatni. Walki zaczynają się za piętnaście minut, co daje mi jeszcze chwilę żeby odciągnąć myśli od walk i skupić wzrok na czymś innym niż oblegany ring.
Jill
Zapinam pasek butów na obcasie na ostatnią dziurkę, gdy słyszę pukanie do drzwi. Przez ostatnie półtorej godziny szykowałam się i dopracowywałam fryzurę, żeby nie odstawać wyglądem od Avery. Chciałam wyglądać zarówno elegancko, jak i schludnie oraz zrobić pierwsze dobre wrażenie na reszcie ekipy, której nie miałam jeszcze okazji poznać. Kimkolwiek są i jakiekolwiek mają stanowiska, mam nadzieję, że charakterem przystają bardziej do Ricardo niż do Adriana, z którym mam już wystarczająco na pieńku.
Wstaję powoli i podchodzę do drzwi żeby je otworzyć. Moim oczom ukazuje się długa, bordowa suknia z lekkiej, ażurowej tkaniny, pobłyskująca delikatnie w odpowiednim świetle. Góra sukni jest koronkowa, przylegająca ciasno do biustu i brzucha. Rękawy, również koronkowe, sięgają samych nadgarstków i ciasno oplatają ręce na całej długości. Kiedy przenoszę wzrok wyżej, dostrzegam szeroki uśmiech Avery. Jej brązowe włosy są upięte w wysokiego koka, a zielone oczy podkreślone delikatnym, bordowym cieniem.
- Wyglądasz zjawiskowo. - mówię, wpuszczając ją do środka. Już teraz wiem, że ja i moja mała czarna możemy robić jedynie za tło dziewczyny i jej bordowej kreacji. Jej wesołe spojrzenie zmienia się w zamyślone, gdy spogląda na mój strój. Jej usta zaciskają się w dzióbek, gdy podchodzi bliżej i zaczyna ciągnąć moją sukienkę w dół , przez co mój biust zostaje lekko wypchnięty ku górze przez ciasno przylegający materiał. Avery sięga dłonią moich włosów i rozpuszcza niedbałego koka. Od mocnego i długotrwałego upięcia, moje włosy zmieniły się z prostych jak druty w delikatne fale.
- Lepiej, dużo lepiej. - odpowiada zadowolona. - Wyglądasz jak milion dolarów, moja droga.
Puszcza do mnie oczko, po czym sprawdza godzinę w telefonie.
- Zbierajmy się. Show zaraz się zacznie. - chowa komórkę z powrotem do torebki. - Obserwowałaś już kiedyś walki?
- Nie miałam okazji. - odpowiadam luźno, zgarniając włosy na plecy. - Ilu ludzi Ricardo będzie dzisiaj walczyć?
Avery przerzuca pasek od torebki przez ramię i krzyżuje ręce na piersiach.
- Zwykle walczy siedmiu pięściarzy. Wchodzą po kolei, zgodnie z kolejnością eliminacji podczas treningów. - informuje mnie. - Najczęściej ostatni wychodzi Domenic albo Demetrio, zależy od tygodnia i dobrej passy.
- I zapewne kondycji. - dodaję, otwierając drzwi.
- Muszą być silni, inaczej nie zarabialibyśmy na zakładach. - odpowiada Avery, wychodząc z pokoju. - Swoją drogą, obstawiamy kto wygra? Zabawmy się. - uśmiecha się do mnie cwanie.
- Bardzo chętnie, ale jestem spłukana. - wzruszam ramionami, zamykając za nami drzwi.
- Już niedługo. - Avery sięga do torebki. - A na razie.. - pokazuje mi gruby plik banknotów. - Pozwól, że obstawię za nas obie.
*
Już w pierwszej chwili, gdy przekraczamy próg sali, uderza mnie szum rozmów i krzyki nieznanego, młodego chłopaka, zbierającego zakłady. Przeciskamy się przez tłum mężczyzn w garniturach, a kolejno między stolikami z kolekcją pustych butelek i szklanek po drinkach. Czuję się nieswojo, przyłapując paru mężczyzn na prowokujących spojrzeniach w moją stronę. Nie przywykłam do takiego zainteresowania i mimo że nie mam sobie nic do zarzucenia i lubię swoje ciało, nigdy nie czułam potrzeby być w centrum uwagi. Znałam swoją wartość i bez tego. Zawsze liczyła się dla mnie bardziej wewnętrzna siła aniżeli czysto seksowny wygląd. Dzisiaj jednak byłam razem z Avery, dla której styl i klasa są jednym z priorytetów przy wyborze odpowiedniego stroju.
Avery wskazuje na ostatnią wolną lożę w kącie, z dobrym widokiem na ring i usadawia się wygodnie na kanapie. Chwilę później, robi mi miejsce i podnosi rękę żeby przywołać kelnerkę. Podchodzi do nas wysoka, szczupła dziewczyna w skąpym stroju i z dużą ilością makijażu. Zza kołnierzyka jej bluzki wystaje kolorowa końcówka większego tatuażu, wyglądającego jak ogon kobry, a uszy zdobi kolekcja srebrnych kolczyków.
- Co będzie dla Was, piękne? - chowa tackę pod pachę i wyciąga z kieszonki bluzki malutki notes i długopis.
- Dla mnie będzie Cosmo. - odpowiada wesoło Avery.
- Dwa razy. - uśmiecham się do dziewczyny. Z jej plakietki wyczytuję, że ma na imię Jenny.
- Jasne, zaraz podam. - chowa notes do kieszonki i odchodzi szybkim krokiem w stronę korytarza, prowadzącego zapewne do baru.
Avery ponownie podnosi rękę, gdy zauważa młodego zbieracza zakładów. Gdy chłopak zaczyna torować sobie drogę w stronę naszego stolika, pytam się jej:
- Gdzie jest toaleta?
- Na prawo od wejścia do sali. - stara się przekrzyczeć echo rozmów.
- Dzięki, zaraz wracam. - informuję ją, mijając się z chłopakiem.
- Cześć, Antonio. Na kogo jest najwięcej zakładów? - słyszę za plecami, zanim odchodzę z powrotem w stronę wejścia.
Ponownie przeciskam się między stolikami, starając się nie przewrócić zestawu pustych butelek. Kiedy jestem już przy wejściu, zaczynam się rozglądać za drzwiami do toalety. Nie dostrzegam ich jednak nigdzie w ciemnościach korytarza. Nie pomaga nawet słabe światło, padające z sali. Wychodzę z jednego pomieszczania do drugiego, wpadając tym samym prosto w czarne czeluści holu.
- Pięknie, gówno tutaj widać a ja nie mam nawet telefonu. - mamroczę pod nosem.
Mrużę oczy, próbując znaleźć choć jeden włącznik na ścianach. Może ktoś, po prostu, zapomniał włączyć światło albo jak dotąd, nikt się tutaj nie kręcił. Mijają kolejne minuty aż decyduję się zawrócić i iść do toalety do pokoju. Niespodziewanie, ktoś za mną włącza latarkę w telefonie. Korytarz rozjaśnia się miejscowo, a ja odwracam się pospiesznie żeby zobaczyć, kto poszedł za mną do egipskich ciemności. Zamieram bez ruchu, gdy spoglądam w lekko rozjaśnioną twarz.
Czyżbym wpadła w kłopoty?
CZYTASZ
Ricardo
RomanceJill Bellamy nie miała łatwego dzieciństwa. Stara się za wszelką cenę wymazać z pamięci przykrą przeszłość i zacząć wszystko od nowa. Jednak kiedy los w końcu zaczyna się do niej uśmiechać, dostrzega coś, czego nikt nie powinien był zobaczyć. Zjawia...
12. Ostrożnie
Zacznij od początku