🎄rozdział piąty🎄

625 34 8
                                    


Na moim ciele, widocznie odznaczał się wielki świąteczny sweter.
Wzorki w białe śnieżynki, przechodziły przez całą długość poziomych linijek, klimatycznie wpasowując się w ogromnego, uśmiechniętego Mikołaja wraz z Reniferem u jego boku.
Pogładziłam materiał i nałożyłam czarne jeansy, kończąc na czerwonych trampkach. Włosy jak zwykle pozostały mocno upięte.

Wiedziałam, że wyjście wraz z aroganckim Calebem do klubu na mniemaną imprezę, to nie dobry pomysł. Ba! Mogłam sprzeciwić się i zostać w pachnącej kołdrze, wraz z cichą grającą muzyczką w tle, jednak bunt z mojej strony to nie była codzienność.

Zawsze porządna słodka Lili musiała pozostać na miejscu, w Świątecznym porządku.                       
Jak zawsze.
Ona to kochała.

— Lili!— krzyknęła moja mama z dołu.

Szybko spojrzałam w lustro, oceniając swój perfekcyjny strój. Z uśmiechem zgasiłam światło i zeszłam a dół.

Caleb przewrócił oczami.

— Znowu te Świąteczne wymioty.

Tata posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Chłopak jednak nic sobie z tym nie robił i ponownie powrócił do mnie, gromiąc mnie wzrokiem.

Czyżby miał mi za złe, że z Nim idę?

— Bądźcie grzeczni i pilnujcie Siebie nawzajem!— krzyknęła babcia.

Caleb mruknął cicho i wyszedł z domu, ja po raz ostatni posłałam im przyjazny uśmiech i zamknęłam drzwi.

— Mogłaś się nie zgadzać, wolałem już zostać w domu— burknął, kopiąc kamień z chodnika na trawę.

Zaśmiałam się.

— Przepraszam? Zawsze możemy wrócić— przystanęłam i skrzyżowałam ręce.

Chłopak przewrócił oczami.

Co się stało Calebowi i jego otoczce pewnego Siebie i nie obojętnego?

Zdążyłam już zauważyć, pomimo naszej nie sympatii, nie byliśmy sobie obcy. Zwracaliśmy na Siebie uwagę, zmierzając do przechwalania.
Zdarzyło Nam się już parę razy zatracić w 2-godzinnych pogadankowych kłótniach. Nie pozostawaliśmy sobie obojętni.

Dlatego zastanawiałam się, co mogło się wydarzyć.

— Już dobrze, pójdziemy— zaczął—
Pod kilkoma warunkami— dokończył i ruszył w przód.

Uniosłam brew, doganiając chłopaka.

— Po pierwsze, trzymaj daleko ode mnie ten obleśny sweter— skrzywił się.

Poczułam ukłucie w sercu.

Aluzja, którą próbował mi wcisnąć równała się z tym, że skrytykował moje własne dzieło, które szyłam 2 lata!
Nie mówiąc już o tym, że chciał bym to JA, trzymała się od niego z daleka.

— Po drugie. Nie podchodź, nie szukaj mnie— zerknął w moją stronę, gdy mocno się skrzywiłam.

Wziął głęboki wdech.

— Inaczej. Zajmij się sobą.

Mimo wszystko znowu poczułam ukłucie w sercu.

Zawsze wiedziałam, że są lepsi ode mnie, a ta informacja, nigdy nie pokrzepiała mojego Świątecznego ego. Wstydził się mnie.

— No i ostatnie. Będą tam moi znajomi, więc do Nich też nie podchodź.

Kiwnęłam głową.

Przyznam szczerze.
Przez kilka sekund miałam nadzieję na pogaduszkowy konflikt.
Ubierając sweter byłam bardziej niż pewna, że przez całą drogę będziemy przejęci rozmową, aż w końcu nie trafimy do klubu.

Ale mimo wszystko nie traciłam pogody ducha.

Na moją twarz wpełzł znikomy uśmiech.

— Zakodowałaś?— podniósł jedną brew.

Prychnęłam.

— Calebie Świąteczny głupcze. Nawet przez sekundę nie wyobrażałam Sobie, trzymać się obok Ciebie— skłamałam, na co chłopak się zaśmiał.

🎄

Klub był wielki.
Mało powiedziane był ogromny! Kryształowe żyrandole, pomagały w przejściach niebieskich i czerwonych świateł.
Świąteczne remix-y, pobrzmiewały w każdym kącie budynku.
Kafelkowa podłoga lśniła, powodując chęć do tańca,
kolejka ludzi przy bufecie i barze, przypominała zatłoczony pociąg, a parkiet był zapełniony młodzieżą jak i osobami dorosłymi.
Czerwony motyw był niemal wszędzie. Ubrania, ozdoby, które tworzyły piękną całość.

Podziw wszystkiego zajmował mi dużo czasu, z resztą nie miałam nic lepszego do roboty.
Caleb od razu po wejściu do klubu zostawił mnie na pastwę losu, nawet nie obdarzając ani jednym słowem.

Opiekun jakich mało.

Przewróciłam oczami i wstałam z czerwonego krzesła usadowionego w kącie.

Nie miałam zamiaru psuć sobie humoru, tym bucem.

Ruszyłam w stronę baru.
Na widok prawię kończącego się ponczu, sięgnęłam po kubeczek. Po 6 dokładce, lekko zakręciło mi się w głowie.

O cholera.

Sięgnęłam po kolejny kubeczek i nalałam po brzegi, płynem w dzbanku, mając nadzieje, że to woda. Poczułam solidne pieczenie, które paliło mi przełyk.

Lekko spocona, odwróciłam się w stronę parkietu, czując nagłą chęć do tańca.

— Dlaczego ja jeszcze stoję!— zaśmiałam się i chwiejnym krokiem weszłam w sam środek tańczącego tłumu.

Kręcąc biodrami, głową, skacząc i śmiejąc się zwróciłam uwagę grupy osób obok mnie.
Podzieleni moją radością, tańczyli razem ze mną.

— Bawmy się!— krzyknęłam, dostając w odpowiedzi przebudzenie się całego parkietu.

Moją uwagę zwrócił Caleb, który płynnymi ruchami przemieszczał ręce po ciele pięknej blondynki, obdarzając ją jednocześnie pocałunkami.
Na jego polikach widoczne były rumieńce, a włosy tworzyły przyjemny dla oka nieład.

— Dajesz Caleb!— krzyknęłam w jego stronę, na co nie zwrócił uwagi.

Ale tu gorąco!

— Tańczmy! Nago!— krzyknęłam najgłośniej jak się dało.

Po parkiecie uniosły się piski i krzyki radości.

Szybko zdjęłam sweter, wymachując Nim na boki i rzucając w jakiś kąt, wraz z moimi nowymi nieznanymi znajomymi.

Nie myśląc, chwyciłam za policzki wysokiego blondyna obok i obdarzyłam pocałunkiem. Zarzuciłam swoje ręce na jego kark i nieudolnie wepchnęłam mu język do środka, powodując jego ślinotok.

Nie wiem, czy to tak powinno wyglądać, ale chciałam więcej. Chciałam więcej!

I może by mi się udało, gdyby nie mocne ramiona.

Uniosłam się w górę i odleciałam, zamykając powieki.

Świąteczne ZmartwienieWhere stories live. Discover now