Rozdział 3 - Żniwa

193 17 10
                                    

Zadziwiające, jak szybko pogoda jest w stanie się zmienić, jak łatwo zapomina o wczoraj i widzi tylko jutro. Jak prędko chmury, wraz z nadejściem wiatru, zmieniają swój bieg, a słońce na nowo pojawia się w całej swej okazałości i oświatla rozległe równiny, które pławią się w jego złocistej poświacie. Po wczorajszej mgle i ulewie zostało tylko mokre wspomnienie a świat stracił swe ponure barwy, zastępując je nowymi, świeższymi i żywszymi. Nadejście świtu raz jeszcze było niczym wybawienie od uciążliwego koszmaru, a jednocześnie zwiastowało ono rozpoczęcie się na nowo tego nieskończonego cyklu zabijania i bycia zabijanym. Cała ta sytuacja wydawała się niemal śmieszna. I gdyby tylko nie ten cuchnący oddech śmierci na karku, ciążące brzemię wydanego jej rozkazu, troska o żywych oraz rozpacz po martwych, Renfri roześmiałaby się w głos, aż do braku tchu.

Gdyby tylko nie pomyślała o tym zawczasu, pewnie zmartwiłaby ją ta nagła zmiana warunków, ta piękna pogoda sprawiająca, że jakiekolwiek przemieszczenie się wewnątrz formacji bez wydanego pozwolenia lub rozkazu zakończyła by się fiaskiem, pewnie siedziałaby teraz sprawdzając bezmyślnie wszystkie sprzączki, haczyki i ostrza będące częścią stroju do trójwymiarowego manerwu i zastanawiała się jak wiele kosztować ją będzie podobne wykroczenie. Jednak za daleko zaszła by pozwolić sobie na takie niedopatrzenie, na taką bezmyślność.

Dlatego, poprosiwszy uprzednio o odpowiednie środki Pana Ojca, kilka dni przed wymarszem za mury, złożyła wizytę jednemu z kapitanów. Był on dalekim krewniakiem Keitha Shadisa i wiadomym było, że Dowódca pomimo swojej stanowczości oraz asertywności nie mógł oprzeć się słodkiemu urokowi pokrewieństwa, dlatego nieświadomie łatwo ulegał jego delikatnym sugestiom. W gruncie rzeczy nawet nie znała imienia żołnierza, do którego zwróciła się o pomoc; wystarczyło, że był przydatny, naiwny i chciwy, więc, gdy stanęła przed nim młoda, trzęsąca się kobieta, wciąż szlochająca wraz z ciężką sakwą przy pasie, jak na człowieka honoru przystało, nie mógł przejść obok niej obojętnie i za "symboliczną opłatą", zgodził się szepnąć w jej sprawie słówko lub dwa do odpowiedniej pary uszu. W koszarach wszak panowało przekonanie, iż czym bliżej weteranów oraz wyższym stopniem, tym bezpieczniej, dlatego przekupstwa w sprawach ułożenia formacji były wyjątkowo częste. Teraz jednak, z dala od bezpiecznych murów, chyba nikt w to nie wierzył, nikt nie miał nadziei na powrót do domu.

Renfri zaczęła szukać wzrokiem Eriki, prosząc po cichu, sama nie wiedziała dokładnie kogo, że jeśli dziś nie wróci, nie przetrwa tego bezpośredniego starcia twarzą w twarz z tym co nieuniknione, Erika będzie jej ostatnim wspomnieniem. Znalazła ją przy wozach z poległymi, wpatrującą się wzrokiem pełnym bezsilności w jedo z ciał. Jej mysie włosy ożyły na tle poplamionych krwią białych płócien.

- Chciałam się pożegnać - powiedziała do niej nagle i odwróciła w jej stronę twarz, posyłając przy tym uśmiech wyglądający zupełnie anielsko w pomarańczowych barwach promieni wiosennego świtu- To jak zimny prysznic, wiesz? Nagle otrząsnąć się z tego zaślepienia bohaterstwem i chwałą łowcy. Wybudzenie się z tego marzenia okazuje się być niezwykle bolesne; o wiele bardziej uciążliwe niż mogłabym przypuszczać. Mam nadzieję, że Greeta tego nie doświadczyła. Ani Greeta, ani Benef. Śniła mi się dziś noc przysięgi, gdy prosta jak struna, salutując, z własnej woli dołączyłam do korpusu zwiadowców. Myślałam sobie wtedy:"Rodzeństwo się ucieszy, matka utonie w dumie". A teraz mam jedynie nadzieję, że mój żołd po śmierci trafi w ich ręce. Gówniane to wszystko. Nie tak... Nie w ten sposób to wszystko miało się potoczyć...

- Chyba rozum ci odjęło, nikt nie będzie dziś umierał - warknęła oschle rozzłoszczona Renfri, doprowadzając towarzyszkę do pionu.

Nikt poza Smithem, dodała w myślach.

Pod Presją - Shingeki no Kyojin I KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz