Rozdział 25

2.8K 88 3
                                    

Cholernie bolał mnie brzuch. Bawiłam się paznokciami w oczekiwaniu na tego psychola. Czasami zachowywał się normalnie, a czasami widziałam obłęd w jego oczach.
Podeszłam do jedynego okna w tym pomieszczeniu. Przez nie widziałam okolice. A raczej wszędzie drzewa i tylko drzewa. Okno nie miało żadnej klamki, więc nie mogłam przez nie się wydostać, poza tym byłam trochę wysoko. Mogłabym w sumie rozbić okno, ale co to da.

— Nie rozbiłabyś tego okna — odwracam się gwałtownie na dźwięk jego głosu.

— Ślicznie ci w tej sukience.

— Wolałabym spodnie. — krzyżuje ręce na piersiach. — Ta sukienka jest tak bardzo niewygodna.

Dziwnie się czuję, rozmawiając z nim. Jednocześnie czuje strach, bo nie wiem, co mu za chwilę odwali i dziwny spokój, ponieważ czuję, że nic mi nie zrobi.

— Przyzwyczaisz się. A teraz chodźmy — podsuwa mi swoje ramię, dając mi znak, żebym go chwyciła za nie.

— Wolałabym iść sama. — kiedy wypowiadam te słowa, widzę, jak w jego oczach narasta gniew. — Chociaż w sumie powinnam się czegoś podtrzymać, gdybym miała się wywrócić czy coś.

Nie chętnie chwytam się jego ramienia. Następnym razem muszę uważać na to, co mówię, bo nie chcę jeszcze umierać. Rok temu powiedziałabym zupełnie coś innego na temat mojego umierania, ale w ostatnim czasie zrozumiałam, że mam dla kogo żyć.

Ubrany był w garnitur, w którym wyglądał jak prawdziwy przedsiębiorca. Gdyby nie fakt, że ten człowiek mnie uprowadził, to w moich oczach byłby prawdziwym dżentelmenem, ale to zrobił i wbrew własnej woli, muszę właśnie przekraczać próg nienaturalnie dużych drzwi.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, kiedy Dave je otworzył, był to ogromny stół, zdolny pomieścić dobre sto osób.
Kim on do cholery był?

— Podoba się?

— Nie. — odpowiadam bez namysłu. Nie muszę nawet na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że nie spodobały mu się te słowa.

— Mam nadzieję, że jedzenie, chociaż będzie ci smakować. Starałem się.

Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo mnie to gówno obchodzi i jaką mam wielką ochotę przywalić mu w twarz tym stołem. Niestety, podniesienie tego stołu graniczyłoby z cudem.

— A teraz chciałbym ci kogoś przedstawić...

Czy gorzej być nie może? Kolejny psychol do listy znajomych. Nieźle Eve. To wszystko przez Luck'a, którego zresztą tutaj nie ma i pożałuje, że nie odebrał tego telefonu. W sumie to pewnie już ma wyrzuty sumienia. Najlepiej jest zwalić wszytko na Luck'a i nie widzieć w tym porwaniu swojej winy. Jesteś po prostu super Eve.

— Eve, poznaj moją siostrę, Gwen. — to imię jak potłuczone szkło rani moje bębenki. Odwracam się gwałtownie z pełnym przerażeniem. To nie może być ona. Ona nie miała brata. Nie miała. Ona nie żyje. To jest niemożliwe. A jednak właśnie stoi tu przede mną.

— Eve ...

— Gwen... — zapanowała chwilowa cisza. — Ty suko! — wyrywa mi się. Przestaje kontrolować siebie. Moje myśli wyparowały.

— Wy się znacie? — pyta zaskoczony Dave, przytrzymując mnie, kiedy robię krok w jej stronę.

— Przecież zabili cię!

— Zabili matkę, nie mnie.

— Ale policja, powiedziała...

— Policja to kretyni. Wystarczyło podobne do mnie dziecko położyć koło mamy, pociąć twarz, żeby nie mogli zidentyfikować, i podmienić kartę dentystyczną.

— Ale DNA...

— Byli skorumpowani. — przetwarzałam po woli słowa Gwen. Ona żyła. Oszukała nas wszystkich. Mnie. Zabiła własną matkę i jakieś dziecko.

— Dlaczego?

— To już cię niech nie interesuje. — opanowałam już trochę swoje emocje. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. To był kolejny cios. Ile można!

— Gdybym wiedziała, że to ona, nigdy bym ci nie pozwoliła na jej porwanie, brat.

— Ty nie masz żadnego rodzeństwa przecież!

— Inna matka, ten sam ojciec. — wzrusza tylko ramionami i nalewa sobie wina. Wszystkie wspomnienia znów wracają.

— Skoro już wiesz, że żyję, to opowiedz mi, co ciekawego się działo po mojej "śmierci"— w powietrzu rysuję ręką cudzysłów. — co tam u Aleks?

— Nie żyje i to wszytko twoja wina. — na jej twarzy rysuje się zdziwienie, a potem przez chwilę widzę smutek. Odwraca się do mnie plecami i przez moment milczy.

— Jak to się stało? — nadal stoi do mnie tyłem.

— Popełniła samobójstwo.

— Kiedy?

— Dzień przed tym, jak twój kochany braciszek mnie porwał. — w całym pomieszczeniu nastała cisza. Było jedynie słychać, buczenie jakichś maszyn.

— Dlaczego to zrobiła? — Gwen nie patrzy na mnie, ale zbyt długo ją znam, żeby nie widzieć, że próbie stłumić łzy. Aleks była dla niej najważniejsza. Dla mnie też była.

— Co cię to tak nagle obchodzi? Zawsze byłaś wyrafinowaną suką. Raniłaś wszystkich wokół, nawet bliskich i jak widać, nawet nie miałaś skrupułów, by sfingować swoją śmierć i patrzeć jak umiera własna matka.

— Dobrze wiesz, że Aleks była dla mnie bardzo ważna! — odwraca się z wściekłością, a lampka wina, którą miała w dłoniach, ląduje na przeciwległej ścianie.

— Jesteś stuknięta!

— A ty może nie? Romans z nauczycielem? Gratuluję! Na tatusia się podałaś!

— Skąd wiesz?

— Dave cię obserwował i zdawał mi relację. Jednak nie powiedział mi, że to ty Eve.

— Aleks po twojej śmierci załamała się psychicznie. Myślałam, że jej przeszło. W liceum było tak jak przed twoją śmiercią. Kilka miesięcy temu została zgwałcona, a niedawno dowiedziałam się, że jest w ciąży. Nie wytrzymała. — w jej oczach znów pojawiają się łzy. Po chwili w moich też, ale nie będę płakać.

— à propos twojego romansu, całkiem niezły ten nauczyciel.

— Nawet o nim nie myśl!

— Dlaczego? Przecież i tak jesteś już własnością mojego brata? — uśmiecha się perfidnie, nalewając sobie kolejną lampkę.

— Po pierwsze nie jestem zabawką ani dziwką, żeby być czyjąś własnością! — uderzam pięścią w stół. — a po drugie, czy nic dla ciebie nie znaczyły lata naszej przyjaźni? Chcesz tak po prostu mnie zniewolić?

Gwen nalewa do drugiej lampki, wina. Obchodzi stół dookoła i staje naprzeciw mnie. Podaje mi wino, a ja jednym łykiem je wypijam.

— Lepiej ci? — uśmiecha się tak jak dawniej. Czuję się przy niej, jakbym cofnęła się w czasie. Jakbym nie była właśnie na jej łasce.

— Dlaczego tak wam na mnie zależy? — zadając to pytanie, zdaje sobie sprawę, że w tym winie coś było. Zaczyna mi się kręcić w głowie. Obrazy się zamazują. Po chwili czuję, jak tracę równowagę. Ktoś mnie uratował przed upadkiem.

— Ten twój nauczyciel nie jest cię wart. Nie zasłużył na ciebie. Wyjawić ci jego tajemnice? On ... — nagle urywa. Słyszę jakiś hałas. Widzę już tylko ciemność, a potem to nawet już nic nie słyszę. Odpłynęłam.

Nie mogę Cię kochać ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz