•8 "Nazywam to magią, kiedy jestem obok Ciebie"

79 2 0
                                    




Obudziła się, słysząc dźwięk skrzypiących drzwi, a gdy wyczuła czyjąś obecność, tylko jęknęła w poduszkę, nie mając najmniejszego zamiaru, by wstać. Nie miała ciężkiej nocy, zmęczenie już dawno z niej uszło, ale po prostu nie paliła się, by robić dzisiaj cokolwiek pożytecznego.

- Nie znam drugiego wampira, który spałby tak długo, jak ty. - Usłyszała głos Stefana, dlatego szybko otworzyła oczy. Podniosła się delikatnie na ramieniu i spojrzała w jego stronę, mając świadomość, że prawdopodobnie wygląda jak siedem nieszczęść.

- Próbuję przespać apokalipsę z nadzieją, że obudzę się już po zbawieniu- westchnęła, po czym poklepała miejsce obok siebie, a następnie położyła się znowu, nie umiejąc wstać z łóżka od razu.

- Musimy porozmawiać... - Stefan nie usiadł obok. Po chwili wpatrywaniu się w sufit, podniosła się z powrotem na łokciach i przeniosła wzrok na chłopaka. Nie tylko brzmiał poważnie, co również wyglądał poważnie, a Caressa miała już dość powagi wszystkich sytuacji, które ich spotykały. Chyba nie zniosłaby kolejnej.

- Coś złego się stało?

Stefan wyciągnął dłoń, by nieco ją uspokoić.

- To ważne, ale nie denerwuj się. - Uśmiechnął się pokrzepiająco, a gdy zobaczył, że dziewczyna jest już spokojniejsza, ruszył się, by opuścić sypialnię. - Bonnie i ja czekamy na ciebie na dole, przyjdź, proszę, kiedy będziesz gotowa.

Nie chciała, by Bonnie i Stefan czekali na nią długo, dlatego też pospieszyła się z wyjściem z łóżka, z którego nie chciała wychodzić jeszcze parę sekund temu. Ale jako że to była jakaś pilna sprawa, a ono zamierzało stać tu później, była zmuszona je opuścić.

Gdy na dole zobaczyła Bennett, posłała jej uśmiech, chociaż w głębi duszy była nieco przerażona, szczególnie widząc poważne miny obojga. Usiadła na skórzanej kanapie w salonie, a gdy Stefan podał jej szklankę do połowy wypełnioną krwią, nie odmówiła.

- Proszę, powiedz, że tym razem nie chodzi o Boone'a... - powiedziała niemal błagalnym tonem, odkładając szklankę na szafkę obok.

Jeśli chodziło o jej rodzinę, Cess momentalnie stawała się inną osobą. Zawsze niepokoiła się, że któremuś z nich może cokolwiek grozić, szczególnie teraz, gdy Boone zmienił się w krwiożerczą bestię, która totalnie nie dba o własne rodzeństwo, w przeciwieństwie do tego, co było kiedyś. Zrobiłaby wszystko, byleby jej bracia byli bezpieczni. I gdyby zastanowić się nad tym dłużej, wpływ na jej obawy miały dwie rzeczy: fakt, że musiała rozstać się z rodzicami i wyjechać do krewnych, których zastała martwych, oraz przykład wzięty od Mikaelsonów. I to było chyba najbardziej wartościową rzeczą, jakiej nauczyła się od Klausa.

- Oboje zdecydowaliśmy, że martwisz się za dużo i że powinnaś skupić się na czymś innym. - Stefan usiadł na fotelu naprzeciwko dziewczyn, trzymając w ręku swoją porcję dzisiejszego śniadania. - Będziesz w szoku, ale mamy nadzieję, że to co ci za chwilę powiemy, w jakimś stopniu ci pomoże.  

Care zmarszczyła brwi. Zastanawiała się, dlaczego oboje są tacy tajemniczy i już nie mogła znieść niewiedzy, w której żyła od kilkunastu minut. Przeniosła wzrok na Bonnie.

- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie, to jak dziwnie na ciebie zareagowałam? Cóż, to nie było bezpodstawne. - Bennett wzięła głęboki wdech. - Wyczułam od ciebie magię i czuję ją za każdym razem, gdy mam z tobą jakikolwiek kontakt fizyczny. Jestem pewna, że się nie mylę.

Caressa przez moment nie była w stanie nawet zakodować słów Bonnie Bennett. Zmarszczyła brwi i wyprostowała się, przez dłuższą chwilę analizując wypowiedź dziewczyny. Ona i magia?

Madness // tvdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz