— Co sprowadza cię do Nicei? — spytała księżna.
— Suchoty — oznajmiła beznamiętnie.
Nie chciała zbytnio rozwodzić się nad swą sytuacją. Była chora i nie zamierzała tego przed nikim taić, lecz na tym koniec. Tyrady na temat swego stanu zdrowia nie pociągały jej ani trochę. Nie była starszą panią, gotową mówić o swych dolegliwościach przez całe dnie.
— Biedactwo — westchnęła z politowaniem księżna.
Camille zacisnęła pięści. Nie cierpiała, gdy ktoś się nad nią litował. Zwłaszcza ktoś dużo od niej bogatszy i bardziej wpływowy. Czuła się wtedy gorsza, biedniejsza. Powracały do niej kompleksy z jeszcze nie tak dawnych czasów, gdy mieszkała z ojcem.
— Nie są zbyt zaawansowane, lecz mój lekarz uznał, że przyda mi się nieco morskiego powietrza. Mój małżonek wziął to sobie do serca i wysłał mnie tutaj.
— Twój mąż to ten słynny baron-poeta, prawda?
— Tak — potwierdziła nieco oschle. Z każdym dniem coraz bardziej nienawidziła Pierre'a. — Słyszałaś o nim?
Księżna nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż nieoczekiwanie przerwał im niski, męski głos:
— Zapewne tak piękna żona jest dla niego największą inspiracją.
Camille odwróciła się. Przed nią stał towarzysz księżnej. W dłoni trzymał szklaneczkę szkockiej. Patrzył na nią z kpiącym uśmieszkiem.
— Jamesie, miałeś iść do pokoju, bym mogła porozmawiać z madame de Lacroix samotnie. I dlaczego pijesz już od rana? — zapytała ostro księżna, on jednak zdawał się nie zwracać na nią uwagi.
— Val, nie przedstawisz mnie tej uroczej damie?
Kobieta prychnęła.
— Camille, przed tobą lord Ashworth, ale mów mu James. Kiedy używa się jego tytułu, puszy się niczym paw, a wtedy staje się nieznośny.
— Też cię uwielbiam, my darling — rzekł z ironią i usiadł obok Camille.
Był bardzo blisko. Nie podobało jej się to. Lord Ashworth również jej się nie podobał. Wyglądał na człowieka, który dostaje wszystko, czego chce. Nie miała zbyt dużego doświadczenia w relacjach z dżentelmenami, gdyż flirty na balach, na które uczęszczała, trudno do nich zaliczyć, lecz wiedziała, że ten typ mężczyzny jest niebezpieczny dla dam.
— Zdaje mi się, że powinnaś spędzać z nami swój czas, Camille. Prócz mnie i Valérie nie ma tu nikogo młodego, dlatego powinniśmy trzymać się razem — orzekł tonem człowieka, który nigdy się nie myli.
Wejrzała na niego z pogardą. Ośmielił się do niej mówić, używając tylko jej imienia! Jemu, w przeciwieństwie do księżnej de Tourville, nie udzieliła na to zezwolenia. Jeszcze bardziej stracił w jej oczach. Nienawidziła arogancji, zwłaszcza u mężczyzn.
— Zapominasz o tym czarującym właścicielu hotelu, Jamesie — wtrąciła się Val. — Na pewno nie ma więcej niż trzydzieści lat. A poza tym ty, mój drogi, zaliczasz się raczej do staruszków. Trzydzieści cztery lata to poważny wiek.
— Valérie, nie musisz zdradzać naszej słodkiej przyjaciółce wszystkich moich sekretów już na początku naszej znajomości — żachnął się.
— Będę to robiła, dobrze wiesz, jak bardzo lubię opowiadać wszystkim o twoich tajemnicach. Camille, uprzedzam cię, na Jamesa czeka w Anglii żona wraz z trójką dzieci.
CZYTASZ
De La Roche'owie
Historical FictionI miejsce w konkursie literackim Splątane Nici w kategorii Historyczne De La Roche'owie niegdyś byli sławnym rodem, jednak w 1805 roku z ich dawnej świetności pozostały marne resztki. Senior rodziny, pięćdziesięcioletni François, nie może się z tym...
LXI. Nowi aktorzy wkraczają na scenę
Zacznij od początku