Chapter 36

2.4K 172 28
                                    

Lorenzo zaczął tańczyć ze mną jak gdyby nigdy nic a w takim tłumie nikt specjalnie nie zwracał na nas uwagi.

-A więc, królowo. Powiedz jak mija ci twoje przyjęcie?-spytał z tym swoim perfidnym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.

-Mijało świetnie, dopóki się nie pojawiłeś. Jak się tu dostałeś? Podobno miałeś być w wiezieniu.

-Owszem ale udało mi się uciec już z aresztu a policja mnie nie znalazła.- odparł obojętnie.

Ten mężczyzna to najpodlejszy, najbardziej odrażający człowiek jakiego dane mi było poznać. Co z tego, że przystojny skoro nic się za tym nie kryje.

-I co? Zabijesz mnie teraz? Jestem królową ale niewiele ci to da bo ty nie jesteś moim mężem.- prychnęłam. Jakoś nie bałam się go.

-Oh Anastasio...Oczywiście, że cię nie zabije. To byłaby głupota.- jego ochrypnięty głos a przyprawił mnie o ciarki.

-Więc czego chcesz?-warknęłam.

-Twojej korony oczywiście. I oddasz mi ją zaraz, przy wszystkich jak grzeczna dziewczynka.-szepnął prosto do mojego ucha a we mnie wzbudził się odruch wymiotny.

-Chyba śnisz, jeśli myślisz, ze dopuszczę cię do władzy. Niby dlaczego miałabym to zrobić?-prychnęłam.

-Bo w przeciwnym razie ,komuś z twoich bliskich stanie się krzywda, a tego byś nie chciała.-rzucił perfidnie a ja zamarłam.

Podły dupek. Może mi grozić, chcieć mnie zabić ale wara od moich bliskich! Nie pozwolę aby zrobił komuś krzywdę. Już chciałam wezwać straże, jednak uniemożliwił mi to.

-Ani mi się waż malutka. Jeden fałszywy ruch a cię zniszczę.-warknał.

Poddałam się. Nie wezwałam straży. Stałam z nim twarzą w twarz nie wiedząc kompletnie co zrobić. ten kutas nie ma prawa rządzić tym krajem ale co jest ważniejsze? kraj czy rodzina? Odpowiedziałam sobie na to pytanie w momencie, gdy podeszła do nas babcia.

Tylko nie to.

-Ana skarbie tutaj jesteś. Szukałam cię. Tata chciał ci coś powie...Lorenzo?!-gdy babcia zorientowała się z kim stałam, zakryła ręką usta.

Mężczyzna chwycił moją babcię w szczelnym uścisku i wyjął pistolet.

Skąd on do kurwy nędzy wziął pistolet?

Z resztą mniejsza o to. Najważniejsza jest babcia.

Niemniej jednak  już zauważyli nieproszonego gościa jednak zważajac na broń bali się podchodzić. Z wyjątkiem strazy ale kazałam im zostać na miejcu bo Lorenzo mógł przecież pociagnąć za spust.

Chłopcy oraz rodzice moi i luke'a zebrali się przy mnie jednak również nie odważyli się podejsc do mężczyzny.

-Ostatnia szansa Anastasio! Przekazujesz mi władzę albo możesz pożegnać się z babcią!-krzyknął na co wszyscy zebrani wciągnęli ze strachem powietrze, niektórzy coś sobie szeptali.

Tego już za wiele. Nie pozwolę skrzywdzić babci. Korona nie jest tego warta.

Już miałam zdjąc koronę z głowy, kiedy nagle przemówiła babcia.

-Ana nie rób tego! Nie daj się zastraszyć! Ja i tak jestem już stara więc to bez różnicy. A ten padalec nie może tu rządzić!

-Babciu nie opowiadaj głupot! Nie pozwolę aby jakiś złoczyńca cię zabił!-krzyknęłam a łzy napłynęły mi do oczu.

-Oh Anastasio wypraszam to sobie. Nie jestem zły, tylko konsekwentny i bardzo uparty.-odparł lorenzo ze stoickim spokojem.

On sobie ze mnie żartuje czyż nie?

PrincessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz