Prolog: Urywki przeszłości 1/2

10 2 3
                                    

Młody chłopak, najpewniej nastolatek, błąkał się bez celu po jednym z mniejszych miasteczek królestwa Fiore. Właśnie wyrzucili go z pracy, bo ponoć nie wolno mu było przysypiać na zapleczu. Nie próbował się nawet tłumaczyć, że to nocki, u innego pracodawcy tak go wymęczyły i nie miał za bardzo czasu, aby zdrzemnąć się w domu, to było zupełnie niepotrzebne. Od dłuższego czasu miał wrażenie, że ten stary pryk tylko czeka na wymówkę, aby go wywalić. Nie ważne. Dostał swoje należne, więc był zadowolony.

Musiał znaleźć sobie jakiś inny sposób zarobku, żeby mieć za co zapłacić czynsz, ale jedno, co musiał przyznać panu Drillowi, to to, że dawał solidne wynagrodzenie. Ze spokojem wystarczyło mu na kilka miesięcy pracy jedynie jako ochroniarz na nocnej zmianie. Pierwszy raz od długiego czasu, nie potrzebował dodatkowej roboty! To była spora ulga, chociaż kompletnie nie wiedział teraz, jak zająć wolny czas.

Dlatego właśnie krążył między witrynami sklepów pod jasnym niebem, z brzęczącą saszetką w kieszeni. Miasteczko Reptans było najprawdopodobnie jednym z nudniejszych miejsc na ziemi. Nie miało morza, jeziora, żadnej rzeki, gór, czy czegokolwiek ciekawszego niż lasy sosnowe. Położone pośrodku niczego nie miało nawet za wielu klubów, czy innych miejsc, gdzie można byłoby spędzić popołudnie i spokojnie poczekać na nadejście wieczora i rozpoczęcia pracy.

Z westchnieniem skręcił z ulicę, gdzie w jednej z kamienic wynajmował mieszkanie. Szybko wbiegł po schodach już po kilku chwilach chrapał na miniaturowej kanapie w salonie.

***

Praca w magazynie wcale nie była zła. Musiał tylko siedzieć, albo włóczyć się z latarką po wielkiej hali i od czasu do czasu nadzorować dostawę towaru. Nie lubił tego przyznawać, ale był zadowolony, że członkowie gildii, do której należeli jego rodzice, nauczyli go kilku przydatnych chwytów i uderzeń. Przynajmniej to im zawdzięczał. Dzięki temu bez problemu znajdował tą i podobne prace. 

Tej nocy nie była zaplanowana żadna dostawa, więc siedział w swoim małym oszklonym kantorku z widokiem na całe pomieszczenie, z rękami za głową, próbując nie zasnąć.

***

Prawie spadł z krzesła, kiedy usłyszał głośne stukanie w metal. Zdezorientowany przetarł oczy i dopiero wtedy uświadomił sobie, że zasnął. Jak zwykle. Na szybko ułożył rozczochrane włosy, po czym uderzył się kilka razy w policzki, aby chociaż minimalnie się rozbudzić. Miał szczerą nadzieję, że tym kto pukał, nie był jakiś wyższy rangą pracownik, któremu się coś przypomniało. 

Wstał szybko i poszedł do głównych drzwi hali. Były ogromne i miejscami przerdzewiałe. Otworzył je jednym z kluczy, które nosił przy pasie. Wielce się zdziwił, kiedy za nimi, w świetle księżyca zobaczył małą dziewczynkę. Miała może z dziesięć lat i tak jasne, niebieskie oczy, że wydawało się, że i one dają delikatne światło w mroku nocy.

  Hej mała, co ty tu robisz? zapytał przyciszonym głosem, przyklękając przed nią.

Nie odpowiedziała, tylko wyminęła go i poszła w głąb magazynu. Od razu wstał i złapał ją za rękę, tym samym zatrzymując.

 Gdzie twoi rodzice?  Wciąż go ignorowała. Westchnął. Słuchaj nie możesz tutaj zostać, więc proszę cię po dobroci, żebyś powiedziała mi, gdzie mam cię odstawić, bo chyba nie przyszłaś tutaj sama, prawda?

  Jestem sama odparła w końcu delikatnym głosikiem. 

Może to było coś w jej tonie, postawie, albo wzroku, ale momentalnie zrozumiał, że jednak nie będzie miał do kogo jej odeskortować. Patrzył na nią przez kilka sekund, po czym poszedł zamknąć, uprzednio otwarte drzwi.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 27, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Przeciw kręgomWhere stories live. Discover now