33. Sahara

879 93 9
                                    

O co chodzi z tymi wężami?

Unoszę brwi, kiedy słyszę Maihiri. Nie znam za dobrze Nadiry, ale nie odważyłabym się jej o to zapytać – na dobrą sprawę, unikałabym wszelkich pytań.

– Wężami? – powtarza Nadira.

Odwracam głowę, ciekawa jej reakcji, ona jednak nieporuszona układa na planszy drewniane kwadraty.

– Po co ci one? Nie rozstajesz się z nimi nawet wtedy, kiedy wyjeżdżasz ze swojego domu. – Maihiri opiera brodę na dłoni. – Czy to prawda, że są magiczne i słuchają się tylko ciebie? Ishaq powiedział mi, że kiedyś widział, jak kazałaś wyjść im z kosza i pogryźć jakiegoś biednego chłopaka, ale nie wierzę mu. To notoryczny kłamca. Raz próbował mi wmówić, że pogryzł go skorpion, a Mehmet wyssał jad z jego rany.

Próbuję ukryć uśmiech i odwracam się do półek pełnych zwojów. Musiałam się zaszyć gdzieś, gdzie mogłabym w spokoju pomyśleć, dlatego, gdy dowiedziałam się, że w pałacu nie ma Mehmeta, zabrałam ze sobą jego dziennik i z dala od chaosu przygotowań do zbliżającego się Inanan, poszłam do biblioteki. Nie pomyślałam jednak o tym, że tuż przy wejściu natknę się na Maihiri i Nadirę.

Do tej pory nie spędziłam z nimi dużo czasu, więc gdy Maihiri mnie zobaczyła, od razu zaprosiła mnie do gry, przypominając o tym, że wczoraj odmówiłam jej spaceru. Nie usiadłam z nimi przy stole, ale nie schowałam się pomiędzy regałami, czując, że chociaż tyle mogę zrobić.

Sama nie wiem, czego szukam. Przeglądam zwoje i księgi, próbując znaleźć coś, co przykuje moją uwagę i połączy wszystkie bezsensowne słowa w dzienniku w jedność.

Jednak wszystko tylko coraz bardziej miesza mi w głowie.

– Ty masz koty – odzywa się Nadira. – Ja mam węże.

Mija chwila ciszy, zanim Maihiri jej odpowiada.

– To tyle? Nie ma z tym związanej żadnej historii?

– Czego oczekiwałaś? – W głosie Nadiry słyszę rozbawienie. – To zwykłe węże.

Odkładam z sapnięciem irytacji kolejny zwój na półkę, pokonana. Opieram dłoń na szafie i próbuję pomyśleć, co mogłam przeoczyć. Czego potrzebuję.

– A ty, Saharo, miałaś jakieś zwierzę?

Zaskoczona pytaniem, marszczę brwi.

– Nie, nigdy – odpowiadam. Wszystkie zwierzęta należały do rodziny Al-Mustasima, szczególnie jego córek i żon.

– To nawet nie jest słowo.

Odwracam się i widzę zadowoloną z siebie Maihiri. Nadira za to mruży oczy, patrząc na nią i wskazując na planszę.

– Nieprawda. To, że go nie znasz, nie znaczy, że nie istnieje. – Maihiri opiera się łokciami o stół z szerokim uśmiechem.

– W takim razie co to znaczy?

– Zależy od dialektu. W umauin vaeva może znaczyć drogę, włóczęgę, rozwiązanie...

Nagle uświadamiam sobie, co powiedziała. Otwieram szybko dziennik, szukając odpowiedniej strony.

– Może i trudno określić to jednoznacznie, bo nie ma zbyt wiele przekazów – kontynuuje – ale to jest prawdziwe słowo. Wygrywam.

Wędrujące PiaskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz