Rozdział ósmy

20K 1.2K 302
                                    

– Wszystko w porządku, Indy? Wydajesz się jakaś taka... zdenerwowana.

Rzuciłam nóż na deskę do krojenia i odwróciłam się, biodrem opierając o przód kuchennej szafki. Założyłam ramiona na piersi i z frustracją wpatrzyłam się w siedzącą na sofie w salonie i popijającą białe wino Nick.

Białe wino w ogóle nie pasowało do mojej siostry, ale akurat nie miałam w lodówce piwa, więc brała, co było. Wyglądała dziwnie z oszronionym kieliszkiem w dłoni, ubrana w postrzępione dżinsy i wpuszczoną w nie koszulkę z żartem na temat konfliktu adresów IP*, z artystycznie za pomocą żelu zmierzwionymi włosami i ciemną szminką na ustach, częściowo już zostawioną na szkle. Nick w ogóle zazwyczaj wyglądała, jakby czuła się nieswojo w moim mieszkaniu, może dlatego, że zostało urządzone w stylu, który do niej kompletnie nie pasował.

Domy na Pleasant Street nie należały do najpiękniejszych. To znaczy, może i byłyby ładne, gdyby ktoś zajął się ich odnowieniem, zamiast pozwolić im coraz bardziej się starzeć. Obdrapana elewacja i nieszczelne okna były tam na porządku dziennym. A na ostatnim piętrze, na którym mieszkałam, praktycznie na poddaszu, było jeszcze gorzej – latem gorąco, a zimą zimno. Stare grzejniki niespecjalnie nadążały z ogrzewaniem całkiem sporej powierzchni poddasza.

Mimo to urządziłam je tak ładnie, jak tylko byłam w stanie. Odmalowałam ściany na przyjemny, ciepły odcień brzoskwini; wstawiłam wyszperane w starociach białe meble, w tym staromodną białą szafę i przeszkloną etażerkę, do której poupychałam wszystkie moje książki, a także niewielki, okrągły, biały stolik z trzema krzesłami, który stał na środku pokoju; odmalowałam też szafki w kuchni, nadając im neutralny, beżowy kolor. Całość składała się praktycznie z jednego pomieszczenia; kuchnię od części salonowej oddzielał tylko rząd kuchennych szafek, za nimi ustawiłam stolik, za nimi z kolei zaś stała moja brzoskwiniowa sofa z kolorowymi poduszkami i dwa fotele zupełnie od czapy, w innych kolorach – jeden był niebieski, a drugi czerwony. Między nimi znajdował się nieduży, biały stolik. To właśnie na tej sofie siedziała obecnie Nick, przyglądając się, jak gotowałam nam obiad.

Przez przyzwyczajenie wyniesione z rodzinnego domu nie miałam nawet w salonie telewizora. Jeśli chciałam coś obejrzeć, używałam leżącego obecnie na komodzie laptopa. Kanapa i fotele były więc zwrócone do siebie, stały zaś przy ścianie, gdzie znajdował się kominek. Taki elektryczny wprawdzie, ale zawsze to już coś. Jeszcze dalej znajdowały się drzwi do łazienki, które również przemalowałam na biało, i kolorowe przepierzenie, oddzielające część sypialną od reszty mieszkania. Wstawiłam tam szerokie łóżko i stolik z lampką nocną, i praktycznie nic więcej się tam nie mieściło.

Owszem, sama kamienica, jak i mieszkanie miały swoje wady, ale kochałam to miejsce i dlatego postanowiłam się z niego nie wyprowadzać po skończeniu studiów. Za dużo serca w nie włożyłam, nawet jeśli obecnie dojeżdżałam do pracy pół godziny i w dodatku z przesiadką. I tak wolałam to od jazdy samochodem i stania w korkach.

– To... nic takiego – zapewniłam ją, po chwili wahania wracając do przerwanego krojenia. – Po prostu... Miałam ciężki dzień w pracy.

– Ciężki dzień w pracy? – powtórzyła z niedowierzaniem. – To coś nowego. Z twoich opowieści domyślałam się zawsze, że się tam nie przerabiasz.

Zerknęłam na nią podejrzliwie przez ramię. Nick zaśmiała się serdecznie.

– Daj spokój, nikomu nie powiem. – Ekstra, a więc teraz miałyśmy wspólną tajemnicę? – Mam znajomych, którzy pracują w różnych korporacjach. Wiesz, wielu informatyków tak kończy. Od nich często słyszę ciekawsze opowieści niż od ciebie. Jedyne, o czym ty opowiadasz, to czym w danym dniu wkurzył cię twój szef.

Po godzinach | Seria bostońska #1 | JUŻ W SPRZEDAŻY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz