Część III - Rozdział 10

494 57 17
                                    


Następne dni zlewały się jej w jeden ciąg. Były monotonne, tak samo beznadziejne. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że mogła być tak nieodpowiedzialna. Najgorsze było to, że sama była sobie winna. Chociaż nie, jeszcze gorsze było to, że ponownie straciła Petera. Odwlekała wizytę u lekarza najdłużej jak mogła. Taka niepewność była lepsza niż ostateczna prawda. Która albo zwiąże ich na zawsze, albo na zawsze poróżni. Peter zachował się niemal tak samo jak ona, gdy dowiedziała się o ciąży Miny. Z tą różnicą, że ojcem jest dziecka mógł być Prevc. Albo Schlierenzauer. Albo Wellinger. Jak mogła być tak nieodpowiedzialna? Jak? No jak?

Po powrocie do Monachium zrobiła jeszcze dwa testy, obydwa były pozytywne. Zaczął się rok akademicki, musiała udawać przed Stephanem i Alice, że wszystko jest ok. Na szczęście, Andreas był w innej grupie niż ona i nie widywała go. Wykręcała się z odpowiadania na pytania o Petera. Była strasznie rozchwiana. Miała doskonały humor, a pięć minut później płakała. Hormony siały istne spustoszenie w jej organizmie.

Wreszcie nie mogła dłużej odwlekać wizyty u lekarza. Umówiła się do tej samej lekarki, która prowadziła obie ciąże Sandry. Ciotka bardzo dobrze ją wspominała, więc postanowiła skorzystać z jej usług. Siedziała na niewygodnym krzesełku przed drzwiami do gabinetu. Było późne popołudnie, oprócz niej nie było tam nikogo.

- Pani Sieger – z gabinetu wyszła lekarka i zaprosiła ją do środka. Weszła niepewnie i usiadła. – Czym mogę pani służyć? – wzięła głęboki oddech.

- Chyba jestem w ciąży. To znaczy mam wszystkie objawy no i spóźnia mi się okres – nie była w stanie popatrzeć kobiecie w oczy. Przełknęła głośno ślinę.

- Kiedy ostatni raz pani miesiączkowała?

- Pierwszego sierpnia – głos się jej załamał.

- Jakie objawy?

- Poranne mdłości, powiększone piersi, szybciej się męczę no i biegam co chwilę do toalety – kobieta pokiwała głową.

- Proszę położyć się na łóżku za parawanem, zrobimy USG – lekarka uśmiechnęła się ciepło. Wstała i przeszła we wskazane miejsce. Położyła się ostrożnie i podwinęła bluzkę. Kobieta wylała chłodny żel na dolną partię jej brzucha i włączyła aparaturę. Przymknęła oczy i poczuła łzy pod powiekami. – Pani Nino? – usłyszała głos lekarki. Otworzyła oczy i popatrzyła na nią. – Proszę tutaj spojrzeć – pokazała końcówką długopisu jakiś punkt na monitorze. – To serduszko – poczuła ścisk w żołądku, a kilka łez spłynęło po jej policzkach. – Niestety dzidziuś odwrócił się pleckami i nic więcej pani dzisiaj nie pokażę. Proszę wytrzeć żel i przejść z powrotem, wypiszę pani witaminy – podała jej kilka ręczników papierowych. Wytarła resztki mazi i wstała powoli. Poprawiła ubrania i usiadła ponownie na krześle. – To ósmy tydzień, a więc do zapłodnienia doszło mniej więcej w drugiej połowie sierpnia. Tutaj ma pani receptę na witaminy i kwas foliowy – uśmiechnęła się na wspomnienie Lahti. – Widzimy się za miesiąc.

- Dziękuję. Do widzenia – powiedziała i wyszła z gabinety. Gdy wychodziła z budynku jeszcze jakoś się trzymała. Rozpłakała się dopiero siedząc już w aucie. Oparła głowę o kierownicę i pozwoliła łzom swobodnie spływać. A więc Prevc odpada. Zostaje Schlierenzauer i Wellinger.

The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)Where stories live. Discover now