#13

10.1K 595 41
                                    


ROZDZIAŁ TRZYNASTY

28 listopada

Dzień 61 (sobota)

Draco przeciągnął się ze zmęczeniem i usłyszał, jak przeskoczyło mu kilka kręgów w kręgosłupie. Siedzieli w bibliotece, gdzieś w połowie ich trzygodzinnej sesji nauki i powtarzania notatek, która miała skończyć się obiadem w Hogsmeade. Którego, co było niepokojące, zaczął z nadzieją wypatrywać.
Nie powinien tak bardzo tego potrzebować, ale potrzebował. Potrzebował czasu z dala od Slytherinu i wszechobecnego napięcia i wrogości. Czasu z dala od Gryffindoru, irytującej i przesadzonej słodyczy, szczególnie w sposobie, w jaki go ostatnio traktowali.
Ci ślepi idioci myśleli, że wyświadczają mu wielką przysługę, przyjmując go do swojego kręgu towarzyskiego. Współczuli mu z powodu tego, co robili Ślizgoni. Witali z otwartymi ramionami, z wielką porcją samozadowolenia „zobacz jacy jesteśmy szlachetni" i mdlącą dawką „czyż nie jesteś wdzięczny, że zaprzyjaźniliśmy się z tobą, kiedy tego potrzebowałeś?".
Miał olbrzymią ochotę rzucić na nich zaklęcie zapomnienia.
Przynajmniej nie czuł się już tak zażenowany w obecności Gryfonów, którzy brali udział w leczniczym kręgu. McGonagall i Snape nie stanowili problemu, ratowanie życia uczniów przez nauczycieli stało się przez te lata w Hogwarcie niemal rutyną, zresztą nie miał z nimi kontaktu na stopie towarzyskiej. Blaise i Pansy zwrócili mu jedynie uwagę, że będzie miał u nich dług do końca życia, nie tylko za zaklęcie lecznicze, ale również za to, że pozostali mu lojalni pomimo niełaski Czarnego Pana, w jakiej znalazła się jego rodzina. Ale przebywając tygodniami w towarzystwie Weasleya, Granger i Longbottoma, czuł się całkowicie bezbronny i zaniepokojony ciężarem wdzięczności. Spędzanie z nimi czasu było raczej krępujące.
W końcu się do tego przyzwyczaił, ale Gryfoni nadal byli irytujący. Jedynym jasnym punkcikiem w wieży Gryffindoru był w tym momencie Seamus Finnigan, ze swoim śmiesznym zażenowaniem na temat całej „kwestii gejów". W dalszym ciągu odwracał wzrok z obrzydzeniem, widząc Draco i Pottera w jednym łóżku, nie był w stanie przebywać z nimi w tym samym pokoju, kiedy się dotykali, a gdy Potter pocałował Draco, wymamrotał nawet coś w stylu „nie możecie tego robić gdzieś indziej", co skłoniło jego kolegów do raczej bezlitosnych - i bardzo śmiesznych - żartów z jego pruderyjności.
Ale przynajmniej jego przerażająca homofobia była szczera. Głupia i wywołana przez mugoli - ale szczera.
No... Nie do końca spowodowana przez mugoli. Sporo czystokrwistych Ślizgonów wyraźnie pokazywało, że jeśli mogłoby to zaszkodzić Draco i Potterowi, to byliby skłonni stwierdzić, że są homofobami.
- Malfoy, przestań - powiedział Potter nieobecnym głosem, kładąc rękę na karku Draco. Nie podniósł nawet głowy znad swoich notatek z astronomii.
- Co mam przestać?
- Zgrzytać zębami. Rozluźnij się. - Potter zaczął masować delikatnie miejsce połączenia barku z szyją Draco. - Boże, jaki jesteś spięty - mruknął, cały czas nie odrywając wzroku od notatek.
Draco pochylił głowę trochę niżej, zaskoczony, jak wspaniałym uczuciem był zwykły masaż, a ręka Pottera przesunęła się ku nasadzie karku.
- Co robisz? - zapytał z ciekawością.
- Co?
- Swoją ręką. To nie jest chyba zwykłe zaklęcie... - urwał, przesuwając się tak, żeby dać Potterowi lepszy dostęp do swojej szyi.
Potter podniósł głowę, zdumiony, a jego ręka dalej czyniła swoją magię w okolicy szyi Draco.
- To nie zaklęcie, to tylko masaż. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłeś?
- Mm, nie sądzę. To naprawdę nie jest magia? - Draco zamknął oczy.
- Nie, naprawdę nie jest. - W głosie Pottera słychać było tłumiony chichot.
- Mmm, to jest przyjemne - stwierdził Draco, pozwalając sobie cieszyć się uczuciem zadowolenia i tym, że ktoś się nim zajmował.
Potter przysunął się bliżej, masując teraz obiema rękami mięśnie między łopatkami Draco, który miał nadzieję, że nikt ich nie podgląda i się nie naśmiewa, ale doszedł do wniosku, że mogą sobie, do cholery, śmiać się, ile chcą. To było zbyt przyjemne, żeby przestać. I kto wie, może jedno z tych „anonimowych" źródeł doniesie „Prorokowi", że wcale się z Potterem nie nienawidzą. Westchnął, układając głowę na ramionach i otworzył oczy dopiero wtedy, kiedy Potter po raz ostatni dotknął jego pleców i odchrząknął.
- Hmm?
- Musimy już iść - stwierdził Potter.
- Co? Myślałem, że chcesz skończyć powtórkę z obrony?
- Z twoim zgrzytaniem zębami i napiętymi jak skała mięśniami? Nie, dzięki. Idziemy polatać, a potem do Hogsmeade.
- Ale... - Połowiczne obiekcje Draco zniknęły szybko, kiedy Potter z determinacją odłożył ich książki i wstał.
No dobra, czemu nie? Ostatnio nie latali za dużo, przez te wszystkie nieprzyjemności związane ze Slytherinem i z powodu obłożenia nauką. Ale było miłe popołudnie, praktycznie nadrobili już zaległości i cholernie zasługiwali na jakąś małą przerwę.
To zdecydowanie była miła przerwa, stwierdził, gdy kilka minut później zaczęli ścigać znicza, a wszystkie myśli o ich współdomownikach, gazetach i powtórce z obrony rozpłynęły się na wietrze. Seks był przyjemny i gdyby ktoś kazał mu wybierać, z pewnością wybrałby seks, a nie latanie, ale nie mogli tego robić przez cały czas, natomiast w Grze Szukających było coś niezwykle satysfakcjonującego. A szczególnie w grze, która kończyła się dla niego tak dobrze.
- Jak, do diabła, udaje ci się cały czas wygrywać? - zapytał Potter z irytacją po tym, jak Draco po raz kolejny złapał znicza, wygrywając ostatnią rundę. - Nigdy nie idzie ci tak dobrze w trakcie meczy.
- Ty nigdy nie jesteś tak dobry w pojedynkę, jak ze swoją grupką sześciu latających fanów - wykrzywił się Draco.
- A jaka to różnica?
- Zawsze latam za tobą w czasie gry - powiedział Draco. - Jestem świetny w śledzeniu drugiego szukającego. A w twoim przypadku zawsze jesteś tylko ty kontra znicz, nic więcej się nie liczy. Pozwalasz twoim kolegom z drużyny zajmować się drugim szukającym.
- Ale to właśnie powinieneś robić w czasie meczy - powiedział Potter, kiedy lecieli na dół.
- W czasie meczy może. Ale nie podczas tej gry.
Potter kiwnął głową zamyślony.
- Ciekawe, czy twoi współdomownicy dalej na ciebie stawiają.
Draco wzruszył ramionami, nieszczególnie chętny, by o tym myśleć.
- Słuchaj, przykro mi, że oni są...
- Nie, nie mów mi znowu, że ci przykro - przerwał mu zirytowany Draco, kiedy wylądowali na boisku. - Chcesz czy nie, to mi nie pomaga.
- Dobrze, nie będę.
- No, Potter, chodźmy do Hogsmeade - rzucił Draco, odkładając znicz i rozpinając swój strój do latania.
- Harry - powiedział Potter po chwili.
- Co?
- Nie żebym chciał ułatwiać cokolwiek twoim rodzicom, ale mają rację w tej jednej kwestii. To trochę głupie, że nadal mówimy do siebie po nazwisku.
- Nie będę mówił do ciebie po imieniu przy ludziach tylko dla rozgłosu.
- Teraz jesteśmy sami - zauważył Potter, a Draco odwrócił wzrok, zdejmując rękawiczki. - Słuchaj, jeśli masz jakiś swój powód, dla którego nie chcesz...
- Nie, tylko...
- Więc przestań zwracać się do mnie jak do jakiegoś znajomego. Przynajmniej, kiedy jesteśmy sami. Możesz sobie nazywać mnie Potty, ile tylko chcesz, kiedy będziesz ze swoimi przyjaciółmi.
Draco zachichotał.
- Zgoda.
- Chodźmy do Hogsmeade, żebyś mógł ponarzekać na beznadziejną obsługę, paskudne jedzenie i powychwalać posiłki, które normalnie jadasz w Malfoy Manor.
Draco roześmiał się.
- A po obiedzie wrócimy do domu - powiedział pod wpływem impulsu.
- Nie do Slytherinu? - zdziwił się trochę Potter, zdejmując ochraniacze. Nie spali w swoich kwaterach od dobrego tygodnia. - Co się stało z posłusznym dziedzicem Malfoyów?
- Cały czas tu jest, tylko wkurzony i potrzebujący odpoczynku od swoich żałosnych współdomowników.
- W sumie dobra noc na urwanie się. Twoi przyjaciele założą pewnie, że wróciliśmy do siebie po wycieczce do Hogsmeade, żeby pieprzyć się jak króliki.
- A kto powiedział, że nie będziemy? - powiedział Draco, a Potter wyszczerzył się do niego. Draco schylił się po pocałunek i Harry odwzajemnił go z entuzjazmem, przyciągając Draco bliżej. - Mmm - szepnął mu Draco do ucha. - Może pójdziemy do Hogsmeade później...
- Eee... Jestem głodny... - odpowiedział Potter cicho, wycałowując ścieżkę na szyi Draco.
- Ja też - zachichotał Draco, przesuwając dłonie w dół pleców Pottera.
- Chodziło mi o jedzenie - zaśmiał się Harry.
- Daj spokój, zawsze możemy kazać skrzatom przynieść obiad...
Przechylił głowę i z zadowoleniem zamknął oczy, a Potter kontynuował swoje starania. Obaj byli jeszcze rozgrzani po grze i pachnieli wiatrem, ćwiczeniami i sprzętem do latania, pobudzeni przyjemnością obejmowania i bycia obejmowanym, palcami przeczesującymi włosy...
Ciche chrząknięcie rozległo się tuż za nimi i Potter niechętnie podniósł wzrok... A potem zesztywniał i wciągnął gwałtownie powietrze. Zanim Draco zdążył się odwrócić, żeby stanąć twarzą w twarz z kimkolwiek, kto im zagrażał, zamarł na dźwięk znajomego głosu.
- Mam nadzieję, że w niczym nie... przeszkadzam?
Draco poczuł, jak zaciska mu się żołądek.
- Ojcze. - Wziął głęboki oddech i zmusił się do opanowania na tyle, na ile był w stanie, puścił Pottera i odwrócił się.
- Draco. Panie Potter. - Przywitał się ojciec uprzejmie. Nastąpił krótki moment ciszy, podczas którego Draco usiłował uspokoić swój oddech i stłumić poczucie skrępowania. Przecież nie istniał żaden powód, dla którego miałby się tak czuć. To był tylko jego ojciec, a przecież Draco nie robił niczego złego, więc dlaczego czuł się dziwnie... winny?
- Powiedziano mi, że znajdę was w bibliotece. Severus wspomniał coś o jakimś szlabanie. Niedokończone zadanie domowe?
- S-skończyłem je już - powiedział Draco szybko, przeklinając w myślach swoje zająknięcie i rumieńce na policzkach.
- Taką mam nadzieję. Lepiej, żebyś nie robił sobie żadnych zaległości - powiedział ojciec. Znowu na krótko zapadła cisza.
- Panie Potter, chciałbym porozmawiać chwilę na osobności z moim synem. Wielka Sala jest w tym momencie praktycznie pusta, może moglibyśmy usiąść przy jednym stole, a pan mógłby uczyć się przy drugim. Zdaje się, że pani Pomfrey powiedziała, że wasza więź ustabilizowała się wystarczająco, byście mogli przebywać z dala od siebie przez kilka minut?
Harry spojrzał na Draco pytająco, a ten kiwnął głową.
- Oczywiście - zgodził się Draco i wskazał ojcu drogę z powrotem do szkoły. - Eee... kiedy tutaj przybyłeś? - zapytał ojca, podczas gdy szli.
- Jakiś czas temu. Mam nadzieję, że moje nagłe zjawienie się nie sprawiło ci kłopotu. Miałem sprawę do załatwienia w Hogsmeade.
- Nie, nie, to żaden kłopot - powiedział Draco. Z dużą trudnością przyszło mu zanurzyć się w rozmowie o niczym. W tej chwili nienawidził zdolności swojego ojca do zachowywania idealnego spokoju w każdych okolicznościach.
Znaleźli miejsce w pobliżu kominka przy pustym stole Slytherinu, a Potter usadowił się z książkami przy stole Hufflepuffu, tak daleko, jak tylko pozwalała mu na to więź. Draco zmarszczył brwi, kiedy ojciec zajął miejsce twarzą w stronę stołu Puchonów, zmuszając Draco, żeby usiadł tyłem do Pottera. Sprawiając, że Draco czuł się nieswojo już od samego początku. Wspaniale.
- Jak się masz, Draco? - zapytał ojciec, po zażądaniu od przechodzącego skrzata dwóch filiżanek herbaty.
- Dobrze, dziękuję, ojcze - odparł Draco grzecznie i rozmawiali przez chwilę o niczym istotnym, czekając na herbatę, a Draco stawał się coraz bardziej niespokojny.
- Rzuciłem wokół nas zaklęcie wyciszające, wierzę, że możemy teraz rozmawiać bez przeszkód - powiedział w końcu ojciec. - Oczywiście wolałbym robić to gdzieś indziej, ale ministerstwo w dalszym ciągu ma pewne wątpliwości odnośnie mojego przebywania w pobliżu Pottera... - Delikatny uśmiech pokazał, jak bardzo bawi go fakt, że ministerstwo myśli, iż byłby na tyle głupi, by skrzywdzić Pottera.
- Zakładam, że czytałeś gazety - zaczął i Draco przytaknął z poczuciem winy, ponieważ wcale tego nie robił. Miał taki zamiar, ale...
- Czytałeś? - zapytał Lucjusz znacząco i Draco zaklął w myślach. Ojciec zawsze, zawsze wiedział, kiedy kłamał. Jak, do diabła, to robił?
- Nie... nie zawsze, ojcze. Ja... ja próbowałem, ale nasze zajęcia...
- W takim razie podsumujmy - powiedział ojciec niecierpliwie z tą nutką protekcjonalności w głosie, która zawsze dotykała Draco do głębi. - Wielką niewiadomą jest to, wobec której strony jestem lojalny. A kolejną to, kiedy i gdzie poplecznicy Czarnego Pana uderzą następnym razem. Ostatnio były pewne pogłoski o zwiększonej aktywności śmierciożerców, kilka przypadkowych zniknięć, kilka włamań i kradzieży bez wątpienia czarnomagicznych przedmiotów.
Draco skinął głową. Tyle dowiedział się już od Blaise'a i Pansy. Było mu niesamowicie ciężko słuchać tego z punktu widzenia osoby z zewnątrz, a przy tym dobrze wiedział, że proszenie rodziców o podanie większej ilości szczegółów nie ma najmniejszego sensu, bo najprawdopodobniej nie wiedzą wiele więcej niż on.
- Nie muszę ci mówić, że sytuacja jest niezwykle delikatna. - Draco potrząsnął głową. - Zdajesz sobie sprawę, że były... konkretne plany, zanim rzucono na ciebie klątwę. - Draco przytaknął.
- Nie znałeś wtedy szczegółów i teraz też nie jest ci to potrzebne. Musisz tylko wiedzieć, że pewne wydarzenia, które miały mieć miejsce tej jesieni, zostały opóźnione z powodu twojej więzi, co było przejawem łaskawości Czarnego Pana w stosunku do naszej rodziny. Nie obiecał odkładać swoich planów w nieskończoność - nie żebym tego oczekiwał - ale był na tyle łaskawy, by pozwolić nam spróbować rozprawić się jakoś z więzią, zanim wykona swój ruch. Nie potrafię wystarczająco podkreślić, jak dużo zostało dla ciebie zrobione, Draco. - W oczach Lucjusza widać było powagę. - I nie potrafię wystarczająco podkreślić, jak trudno było mi uzyskać taką pobłażliwość ze strony Czarnego Pana.
Draco ciężko przełknął ślinę i ponownie kiwnął głową.
- Jak bez wątpienia zdajesz sobie sprawę, krąg leczniczy nie wpłynął dobrze na raczej delikatną równowagę panującą między poplecznikami Czarnego Pana. - Ojciec upił herbaty. - Robiłem co w mojej mocy, żeby pozostać z nim w dobrych stosunkach, z daleka. Nie spotkałem się z nim i nie schlebiam sobie, że liczę się dla niego na tyle, by oszczędził mi kary za udział w kręgu, ponieważ to kwestia dyscypliny. Na jego miejscu postąpiłbym tak samo.
- Tak, ojcze.
- Robimy co możemy, żeby nie palić za sobą mostów, w razie gdybyśmy mogli wrócić na właściwą stronę kiedyś w przyszłości. Ale jeśli to zrobimy, będziemy potrzebować czegoś, z czym moglibyśmy wrócić - jakiegoś symbolu naszej lojalności, który będzie odpowiednią rekompensatą za moje działania. Informacje na temat drugiej strony, broń, którą mogą mieć, linie obrony i to, jak je złamać, tożsamości członków Zakonu Feniksa.
Draco kiwnął głową, zmuszając się do zignorowania narastających mdłości. Nieważne, czy były one spowodowane lekko dezorientującą odległością dzielącą go od Pottera, czy tym, co mówił ojciec. Zmusił się do skupienia na jego słowach.
- To jest dokładnie to, o co podejrzewa mnie druga strona i powód, dla którego mi nie ufa, nie bez przyczyny zresztą. Oczywiście, ofiarowuję datki na odpowiednie cele i odpowiednim ludziom. Z chęcią pokażemy, że twoja więź z ich bohaterem jest udana i niemal na pewno trwała. Cokolwiek, co pozwoli nam zdobyć władzę w społecznej strukturze przeciwnej strony, niezależnie od tego, czy będziemy mogli wrócić do Czarnego Pana czy nie. W dalszym ciągu szukamy osoby, która rzuciła zaklęcie. Bo nawet kiedy więź się uspokoi i będziecie mogli się rozejść, jeszcze przez długi czas będziesz bardzo podatny na zranienia Pottera. Nie mam pojęcia, ile czasu minie, zanim Potter zostanie zaatakowany - jak już mówiłem, poczyniono plany co do wydarzeń, które mają mieć miejsce w tym roku.
- Ale aurorzy próbowali znaleźć...
- Chyba nie muszę ci mówić, że metody działania aurorów są znacznie ograniczone.
Draco kiwnął głową. Oczywiście: żadnych nieautoryzowanych legilimencji czy myślodsiewni, żadnych tortur, po których rzucało się Obliviate, nic nieetycznego.
- Zrobiliście jakieś postępy?
Lucjusz zawahał się.
- Nie... takie, jakbyśmy chcieli, ale udało nam się wykluczyć kilku podejrzanych. Skupiamy się aktualnie na ludziach, którzy mają jakieś powiązania z uczniami w Hogwarcie, głównie, ale nie tylko, w Slytherinie. Nie znaleźliśmy nic na twoich przyjaciół, Pansy i Blaise'a - nie żebym się czegoś spodziewał, skoro zostali przesłuchani z użyciem veritaserum tej nocy, kiedy miał miejsce leczniczy krąg. Jednakże oszukanie veritaserum nie jest niemożliwe, zwłaszcza jeśli jesteś tak czujny, jak my wszyscy byliśmy tamtej nocy. Jeśli nie znajdziemy nic na nikogo innego, może poproszę, żebyś sam ich przepytał. Nie będą się tak mieli na baczności, rozmawiając z tobą.
Draco wzdrygnął się na samą myśl, ale pokiwał tylko posłusznie głową.
- Rozważamy też możliwość, że klątwę rzucił członek Zakonu Feniksa, niezadowolony z posiadanego przez Pottera statusu gwiazdy. Może chciał zabić Pottera i przy okazji osłabić też naszą stronę.
Draco zmarszczył sceptycznie brwi.
- To nie brzmi zbyt prawdopodobnie.
- Wiem. Ale muszę mieć pewność, że poruszyłem niebo i ziemię, rozważając wszystkie opcje.
- Dziękuję, ojcze.
- Czy to szczere podziękowania, Draco? - zapytał Lucjusz mimochodem, mieszając herbatę.
- Przepraszam?
- Czy nadal chcesz, żeby więź została rozwiązana?
Żołądek Draco po raz kolejny zacisnął się w ciasny supeł. Ton jego ojca był taki spokojny i bezceremonialny, zupełnie jakby dyskutowali o szansach na wygranie Pucharu Quidditcha.
- Oczywiście - odparł, starając się wyglądać na zaskoczonego tym pytaniem.
- Jesteś pewien?
- Czemu miałbym nie być? - spytał Draco, zmuszając ojca do udzielenia odpowiedzi.
- Z pewnością nie zachowujesz się tak, jakby ta więź była uciążliwym brzemieniem, Draco.
- Nie walczymy już z więzią, ale to nie znaczy, że nie chcę się jej pozbyć.
- Czyżby.
- Tak.
- Pamiętaj, że widziałem niektóre z twoich wspomnień, Draco - przypomniał mu ojciec chłodno i Draco skrzywił się w duchu z zażenowania.
- Widziałeś, że fizyczna część naszego związku jest intensywna - zmusił się do zachowania obojętnego tonu. - I zdajesz sobie sprawę, że jest to w całości spowodowane więzią. Nie ma nic więcej, ojcze. - Zaczynało go coraz bardziej mdlić.
Lucjusz pochylił głowę, przyjmując jego wyjaśnienie.
- Można powiedzieć, że jestem zadowolony. Są ludzie którzy obserwują tutaj was obu i ich raporty są zadowalające. Dogadujecie się ze sobą, co z pewnością sprawia, że nasza rodzina jest bardziej wiarygodna, a także zwiększa trochę prawdopodobieństwo, że uda nam się zdobyć informacje, które mogą być użyteczne na dłuższą metę. Oczekuję, że ty także robisz, co w twojej mocy, oczywiście.
- Oczywiście.
- Przy okazji, zaaranżowałem spotkanie z dyskretnym reporterem, który porozmawia z tobą w poniedziałek.
- Słucham?
- „Prorok" chciałby przeprowadzić z tobą wywiad.
- Na temat...
- Na temat więzi, Draco - powiedział Lucjusz, jak zwykle zniecierpliwiony jego powolnym kojarzeniem. - I Pottera, i tego, jak się między wami układa. Nie musisz tego wyolbrzymiać i udawać, że się w nim zakochałeś, po prostu wytłumacz, że ustabilizowaliście więź, że po drodze było kilka problemów, ale udało się wam je przezwyciężyć i wystarczy. Będzie wiedziała o czym może napisać, a o czym nie. - Podał Draco kawałek pergaminu. - Upewnij się, że przeczytasz to, zanim się z nią spotkasz. A jeśli będą chcieli robić zdjęcia, przynajmniej postaraj się wyglądać przyzwoicie. - Wzrok ojca spoczął na jego potarganych przez wiatr włosach i brudnej szacie, jakimś trafem pogniecionej w trakcie ich ostatniej gry. Draco się zarumienił.
- Ojcze, skoro... skoro chcemy, żeby wyglądało, jakbyśmy byli tak bardzo w tę więź zaangażowani, to co się stanie, kiedy znajdziemy tego, kto rzucił klątwę i usuniemy więź?
Ojciec wzruszył obojętnie ramionami.
- Nieważne, jak stabilna okazała się więź. Wątpię, by dużo osób spodziewało się, że poprzednio heteroseksualny siedemnastoletni chłopak, syn czystokrwistej rodziny będzie dalej z kimś, kto nie został dla niego wybrany. Nie mówiąc już o tym, że małżonek jest półkrwi, nawet jeśli to wielki Harry Potter. - Ojciec upił herbaty. - I oczywiście pozostaje jeszcze raport medyczny.
- Raport medyczny?
- Te... obrażenia, które odniosłeś z jego rąk. Podczas zawieszenia.
- Co?!
- Draco - mruknął Lucjusz, kiedy kilka osób odwróciło się w ich stronę. - Pamiętaj, z łaski swojej, gdzie jesteś.
Draco przełknął głośno, czując nagłą suchość w ustach.
- Ojcze.. To... to nie było...
- Jestem doskonale świadomy, czym to było, a czym nie, Draco. Ale to udokumentowany fakt, że szkolna pielęgniarka obawiała się o twoje fizyczne bezpieczeństwo. A także fakt, że Potter jest w jakimś stopniu niezrównoważony. Nawet bez tego raportu było dosłownie setki świadków incydentu w Wielkiej Sali. Oczywiście wykorzystamy oba te zdarzenia i inne, które jeszcze będą miały miejsce, gdy uda nam się rozwiązać waszą więź.
Ponownie upił herbaty.
- Jestem jednak zaciekawiony, czemu nie uznałeś za słuszne wspomnieć o tym twojej matce lub mnie.
Draco zamarł pod chłodnym spojrzeniem ojca. Przez głowę galopowały mu myśli. Ojciec zdobył jego medyczne akta - jak mógł w ogóle zakładać, że ich nie zdobędzie? I jak mógł sądzić, nawet przez chwilę, o zrobieniu tego, o co prosił Potter i opowiedzieć Pomfrey o całym incydencie? O tym, że jedynym powodem, dla którego Potter stał się „brutalny", było to, że Draco go sprowokował, bo tego potrzebował, bo nie był w stanie zaakceptować swoich uczuć w stosunku do Pottera i zastąpił je czymś znajomym i bezpiecznym, jak ich długotrwała nienawiść?
Ojciec pozwolił ciszy narastać, dając mu do zrozumienia, że - jak zawsze - to on miał przewagę i nie było nic, co Draco mógłby na to poradzić. Ojciec wiedział, jak on się czuje, miał wszędzie szpiegów, miał dostęp do medycznych akt Draco i mógł, do cholery, zrobić wszystko.
- Wydawało mi się, że to... to nie jest istotne - wykrztusił w końcu Draco, siląc się na lekceważący ton i krzywiąc w duchu, gdy w swoim głosie usłyszał zdenerwowanie. Lucjusz spojrzał ponad jego ramieniem i zakończył zaklęcie wyciszające.
- Mal... eee, Draco? - rozległ się cichy głos za jego plecami, a zmniejszenie mdłości i zawrotów głowy przekonało go, do kogo należał, jeszcze zanim poczuł rękę Pottera na swoim ramieniu.
- Przepraszam, możesz na chwilę przerwać?
Draco odwrócił się, zauważając lekko pobladłą twarz Gryfona i przykrył jego dłoń swoją własną.
- Wybacz, zaraz wrócę do moich książek - powiedział Potter cicho. - Ja tylko...
- Nie, nie ma problemu - zgodził się ojciec uprzejmie. - Nie powinienem tak naciskać waszej więzi. I tak już praktycznie skończyliśmy. Draco, chciałbyś jeszcze porozmawiać o czymś innym?
Innym niż mój obiad? Draco szybko stłumił tę myśl i przybrał pełen szacunku wyraz twarzy. - Nie, ojcze.
- W takim razie powinienem już was opuścić. Proszę, nie zmieniajcie swoich planów na ten dzień. - Lucjusz wstał.
- Do widzenia, ojcze.
- Do widzenia, Draco. Nie zapomnij przeczytać tego, co ci dałem. - I ojciec zniknął, nawet nie obejrzawszy się za siebie.
- Dobra, co to było? - zapytał Potter i usiadł, a jego twarz zaczęła odzyskiwać kolory.
Draco potrząsnął głową.
- Później. Przebierzmy się i chodźmy do Hogsmeade.
- Wszystko w porządku?
- Tak, a u ciebie?
- Też.
- Wiesz, wcale nie musiałeś przychodzić. Nie czułem się aż tak źle. - Zmrużył oczy. - I ty też nie.
- Nie tylko więź sprawiała, że źle się czuliśmy - stwierdził Harry spokojnie.
Draco odwrócił wzrok.
- No dobra, chodźmy do Hogsmeade - powiedział głucho, po czym obaj wstali i opuścili Wielką Salę.

Koniec rozdziału trzynastego.

[T] Bond/Związani DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz