Przez pierwsze parę minut Destiny kręciła się w na tyle bliskiej odległości od drogi, żeby słyszeć rozmowę łowców i jednocześnie na tyle dalekiej, by nie zostać zauważoną. Nieustanne wątpliwości męczyły ją, ale nie było to coś, czego mogła się całkowicie wyzbyć w przeciągu paru dni.
Jak dotąd nie usłyszała niczego podejrzanego, a wymęczona wrażeniami chciała się już położyć i odpocząć. Może Chase wykaże się odrobiną zrozumienia i nie obudzi jej — o ile w ogóle sama zdoła zasnąć — tylko po to, żeby zrobić kazanie.
W co ona wierzyła?
Wypatrując domku, ruszyła przed siebie w, jak miała nadzieję, odpowiednim, podpowiedzianym przez Chase'a kierunku. Na szczęście tutejsza temperatura była wyższa niż w Montriverson, a sama ziemia jakby bardziej stabilna, pozbawiona bagien, moczar i dochodzących z nich jęków. Destiny przynajmniej nie miała przeczucia, że lada chwila coś ją chwyci za ramię lub kostkę, że potknie się o czyjąś wyrwaną głowę, zadławi gęstą mgłą lub że przeklęta siostra matki natury pochłonie ją na wieki. Tamten las musiał być nawiedzony, może właśnie przez opuszczone cmentarzysko.
I jakieś... Hieny. Któż postanowił je tak nazwać i dlaczego? Zjawy, Poczwary, Cienie, Demony, Pomioty Szatana czy dosadne Błotniste Straszydła o Których Nie Chcesz Myśleć Idąc Ciemnym Lasem pasowałoby znacznie bardziej.
Zawiodła się na sobie. Może nie oczekiwała, że w razie niebezpieczeństwa rozgromi je bez mrugnięcia okiem, jednak spodziewała się więcej po kimś, kto widział i przeżył już niejeden horror. Powinna chociaż wstać, uciekać, jeśli samoobrona wykraczała poza jej możliwości, ale na pewno nie znieruchomieć i czekać na cud. A gdyby nie żywiły się ludzkim mięsem, tylko Przeistoczonych? Gdyby Nate ich nie śledził, gdyby Chase sobie z nimi nie poradził?
Cóż za marnotrawstwo nadludzkiej siły.
Przedzierała się przez pozostałości krzaków w postaci łysych, suchych rozgałęzień, kiedy coś zaszeleściło zaledwie parę metrów dalej. Zastygła w niewygodnej pozycji, po czym, nie zważając na ostre zakończenia badyli, błyskawicznie utorowała sobie drogę na mniej kłopotliwą przestrzeń, gdzie zaczęła się rozglądać niczym zaniepokojona gazela. Przekonała się tylko, że ścieżka już zniknęła z oczu i w gruncie rzeczy nie była stuprocentowo pewna jej położenia.
Przyspieszyła, coraz mocniej martwiąc się tym, że zabłądziła. Brak orientacji w terenie dawał się jej we znaki za każdym razem, gdy przemierzała las. I zawsze takie wyprawy kończyły się dla niej tragicznie.
Już niemal biegła, kątem oka dostrzegając przemieszczające się pomroki, cienie wyrastające znikąd. Choć nie natknęła się na nic, co mogłoby je rzucać, nie potrafiła wyzbyć się wrażenia bycia obserwowaną. Obraz pociemniał, aż ze strachu kolejny już raz poczuła suchość w ustach. Po nagle pulsującej nodze coś zaczęło spływać, więc złapała za nią z przerażeniem. W nieustającym ruchu zbadała drżącą ręką materiał przylegających spodni.
Suchy.
Potknęła się o kamień i niemal wyrżnęła orła, co jeszcze bardziej podniosło jej ciśnienie. Chciała zawołać Chase'a, ale nie mogła krzyczeć. Pędem pokonała kolejne krzewy, zarośla, stosy martwych gałęzi i przewalone pnie, przynajmniej kilka razy obrywając po twarzy czymś kłującym. Nie śmiała obejrzeć się za siebie.
Drzewa gęstniały, jakby lada moment miały stworzyć barierę nie do przejścia, odcinając jej drogę ucieczki. Czuła się jak we śnie złożonym z własnych wspomnień, najgorszych i najbardziej przerażających wydarzeń ostatnich tygodni. Nie wiedziała już, kto ją ścigał — Chase, któremu uciekła z piwnicy, wilkołak, Chris, przemieniony Collin, jego ojciec, skazańcy, łowcy czy Hieny. Może wszyscy naraz.
CZYTASZ
Exodus
FantasyCo łączy wyprawę Krzysztofa Kolumba, złoża planetoidy z okresu permskiego oraz wykształcenie się u ludzi ujemnego układu krwi? Zaskakująco wiele. Destiny przekonała się o tym na własnej skórze, lądując w samym oku cyklonu. Teraz musi zmierzyć się z...