Rozdział szósty

Zacznij od początku
                                    

Usiadłem na parapecie i zacząłem wypatrywać Meghan i tego przydupasa. Zauważyłem jak idą powolnym krokiem przemierzając błonia  i rozmawiają. Wkurzyłem się jeszcze bardziej niż jakieś pół godziny temu kiedy ją zapraszał. Nagle drzwi do sypialni się otworzyły i wparował do niej George. Popatrzył na mnie i usiadł naprzeciwko.

- Szukałem cię, gdzie byłeś? - spojrzałem na Meghan i Diggory'ego. Śmiali się, a ten dupek objął ją ramieniem! Nie musiałem stać obok, żeby wiedzieć, że się właśnie rumieni. Zawsze tak robiła. George spojrzał w tą samą stronę co ja i przekręcił głowę zastanawiając się nad czymś. - Czego to ci aż tak przeszkadza? To tylko spacer- powiedział i spojrzał na nich ponownie.

- Potem będzie to coś więcej niż zwykły spacer - podkreśliłem mocno dwa ostatnie słowa. Mój bliźniak się tylko uśmiechnął łobuzersko i po chwili zaczął chichotać. -Z czego rżysz? -Zapytałem wciąż wkurzony.

- On nie jest w jej typie - zapewnił mnie.

- Przystojniak jest w typie każdej kobiety - fuknąłem.

- Meghan nie jest jak każda kobieta. Oj Fred, Fred, Fred - pokręcił głową . -Ty się zakochałeś brachu.

~*~

Szliśmy właśnie z Meghan na miejsce gdzie miało się odbyć pierwsze zadanie z Turnieju Trójmagicznego. Wychodziliśmy z Wielkiej Sali. Meg tak się stresowała, że nic kompletnie nie zjadła, chociaż nie jestem pewien czy przez ostatnie dni jadła cokolwiek. No nieważne.

Ja i mój kochany braciszek obstawialiśmy zakłady. Liczyliśmy na chociaż minimalny wpływ gotówki do kieszeni. Kiedy znaleźliśmy się już na naszych miejscach widziałem jak dziewczyna trzęsie się z zimna, a może ze strachu? Nie czekając dłużej zdjąłem swoją kurtkę i umieściłem na jej ramionach. Spojrzała na mnie zdziwiona i powiedziała:

- Fred nie wygłupiaj się i załóż kurtkę. Przeziębisz się.

- Lepiej, żebyś ty się nie rozchorowała. Mam sweter, luz - odparłem. Posłała mi spojrzenie, które ewidentnie mówiło "Nie wytrzymam z tobą". Zaśmiałem się tylko i poczochrałem jej włosy. Wiedziałem doskonale, że tego nienawidzi, ale uwielbiałem jak się wściekała. Wyglądała wtedy cudnie. Obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem, na co się tylko uśmiechnąłem.

Zadanie się rozpoczęło. Reprezentanci musieli przejść obok smoka, którego wcześniej wylosowali i zabrać mu złote jajo, które zawierało informacje dotyczącą drugiego zadania. Pierwszy był Cedrik. Ze smokiem poradził sobie nawet dobrze. Po skończeniu wyzwania posłał Meghan wielki śnieżnobiały uśmiech. Zarumieniła się i wbiła wzrok w buty. Spojrzałem na niego groźnie i stanąłem bliżej przyjaciółki. George posłał mi tylko spojrzenie mówiące jasno "Luzuj brachu". Ja jednak się nie uspokoiłem. Czułem do tego typa czystą nienawiść.

Następna była Fleur. Nie poszło jej najgorzej, ale zawsze mogło być lepiej. Madame Maxime, sympatia Hagrida jak i jej opiekunka przesadziła lekko z punktami. Później Krum, który według mnie powinien dostać zdecydowanie mniej punktów. Karkorow przyznał mu za dużo. Wreszcie nadeszła kolej Harry'ego.

Kiedy wyszedł z namiotu Meghan gwałtownie wciągnęła powietrze. Zacząłem ją uspokajać i gładzić po plecach. Myślę, że trochę się uspokoiła. Kiedy smok wyrwał się spod kontroli rozwalając zabezpieczenia i odlatując nad zamek za Harry'm dziewczyna krzyknęła cicho z przerażenia.

Przytuliłem ją wtedy i dalej patrzyłem na wyczyny reprezentanta. Wszystko jednak skończyło się dobrze i Harry wylądował cały i zdrowy zgarniając złote jajo. Meghan wtuliła się we mnie, a na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Przytulała się do mnie, a nie do tego lalusia Diggory'ego. Mógłbym trwać tak wiecznie.

~*~

Meghan's pov

Po pierwszym zadaniu odetchnęłam z ulgą. Harry sobie poradził, nie mówiąc już o tym, że miał ciężej niż pozostali reprezentanci. Wielkimi krokami zbliżał się grudzień i Święta. Nie mogłam się doczekać powrotu do domu.

Siedziałem właśnie na kolacji w Wielkiej Sali. Na moje nieszczęście bliźniacy wnikliwie obserwowali każdy mój kęs sałatki. Powiem szczerze, że mnie to denerwowało, ale nie chciałam wywoływać kłótni, więc po prostu milczałam.

Po skończeniu posiłku Dumbledore wstał, żeby coś ogłosić. Wieściami, które przekazał nam dyrektor był Bal Bożonarodzeniowy. Skrzywiłam się na samą myśl o nim. Nie wyobrażałam sobie siebie w sukience. Co to, to nie. Stwierdziłam, że na niego nie pójdę. Na słowo "partner/partnerka" Cedrik na mnie spojrzał i puścił do mnie oczko. Speszona odwróciłam się do niego czerwieniąc się. Usłyszałam tylko jego chichot. Fred natomiast przyciągnął mnie po tej akcji do siebie i posłał Diggory'emu wrogie spojrzenie. posłałam mu kilka piorunów przywołując go do porządku, na co się tylko uśmiechnął i posadził mnie między swoimi nogami.

- Ty mnie kiedyś wykończysz - szepnęłam, tak żeby tylko on słyszał. Wszyscy nas obserwowali, nie było to komfortowe. Widziałam jak George i Cedrki walczą ze sobą na wzrok. Śmieszyło mnie to. - Co ja wam zrobiłam, że zachowujecie się jak moi rodzice, NADOPIEKUŃCZY RODZICE - podkreśliłam dwa ostatnie słowa z wściekłością.

- Musimy się kimś opiekować, a ty jesteś naszą kochaną ofiarą - odparł George wciąż tocząc potyczkę z Diggory'm.

- Macie młodsze rodzeństwo nimi się zaopiekujcie - wskazałam na Rona i Ginny.

- Oni dadzą sobie radę - przekręciłam oczami i wypuściłam głośno powietrze.

Po skończeniu przemówienia dyrektora wszyscy wstali i zaczęli kierować się do swoich dormitoriów. Nie miałam jednak możliwości udać się tam sama. Zostałam uwięziona pomiędzy moimi dwoma ochroniarzami. Bliźniacy zaczynali przesadzać. Los sprawił, że musiał podejść do nas Cedrik ze swoim śnieżnobiałym uśmiechem.

- Witaj Meggggg - przeciągał ostatnią część mojego imienia patrząc się na mnie szczęśliwy.

- Hej - odparłam krótko czując jak rudzielce przysunęli się do mnie jeszcze bardziej.

- Chciałbym z tobą porozmawiać, ale tak sam na sam - spojrzał na moich towarzyszy.

- Jasne - powiedziałam i ruszyłam w jego stronę. Oddaliliśmy się trochę od moich przyjaciół. Pochylił się w moja stronę i szepnął:

- Od kiedy oni cię tak niańczą skarbie? - spytał i podgryzł lekko moje ucho, odsunęłam się cała czerwona. Nie sądziłam, że jesteśmy na tym etapie. W sumie nie sądziłam, że jesteśmy na jakimkolwiek.

- Em no w sumie to od zawsze - poprawiłam nerwowo włosy. Napotkałam wzrok Freda i popatrzyłam ponownie na Puchona.

- Uwielbiam jak się tak zachowujesz - zaśmiał się. - Chciałbym zaprosić Cię na bal - dodał, a mnie po prostu zatkało. Musiałam mu odmówić. Nie miałam zamiaru tam iść. Chciałam wrócić do domu na Święta. Spojrzałam na niego niepewnie i rzekłam:

- Ja nie idę na bal - powiedziałam cicho i zaczęłam się przyglądać swoim butom. Chłopak podszedł do mnie i podniósł mój podbródek.

- Dlaczego? - szepnął. - Przecież to będzie wielka i niepowtarzalna impreza - uśmiechnął się zachęcająco.

- Przykro mi, zaproś kogoś innego - powiedziałam i oddaliłam się do niego.

Czułam jego spojrzenie utkwione w mojej sylwetce. Doszłam do bliźniaków bez słowa i ruszyliśmy na górę. Kątem oka widziałam jak przybijają za moimi plecami żółwika. Nie chciałam tego komentować, po prostu szłam w ciszy dalej.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz