Rozdział 48

18.9K 1K 226
                                    

Fabien

Przyniosłem mojej maleńkiej pudrowe cukierki przyglądając się jak je zajada. Wyglądała słodko nic nie mówiąc. Nagle rzuciła pudełko na ziemię i pobiegła do łazienki. Poszedłem za nią. Pochylała się nad kiblem.

- Kochanie co robisz? Jak chcesz wody to mogę ci przynieść.

- Nie idioto. To przez dziecko.- spojrzała na mnie wściekle, ale po chwili zzieleniała. Odwróciła głowę. Zaczęła rzygać. Poszedłem do niej odgarniając jej piękne włosy do tyłu. Przy okazji pomacałem ją po szyji. Kiedy skończyła opłukała usta.

- Jak ma tak być codziennie to cię wykastruję.

- Przecież to nie moja wina.

- A niby kto mnie zapłodnił.

- No ja. Ale skąd miałem o tym wiedzieć.

- Czy ty w ogóle wiesz coś o dzieciach.

- Nie każda baba w ciąży rzyga.

- Baba?! Że ja to niby baba?!

- No raczej nie chłop.

- Jesteś porąbany.

- Oj kochanie. Przepraszam.- cholera, jeszcze mi kłótni brakowało. Ominęła mnie obrażona.

- Ubierz się ładnie skarbie.

- Ubierz pampersa piesku- przedrzeźniała mnie. Zaczynam wątpić czy dziecko to był dobry pomysł.

- Najlepiej sukienkę.

- I co jeszcze?!

- Bieliznę.

- Idiota.

- Zołza.- uwielbiam ją złą. Przyglądam się jak wybiera sukienkę.

- Ta czerwona jest ładna.

- Czerwone będziesz miał jaja jak ci przywalę. Ładniejsza jest czarna.

- Jak wolisz. - podszedłem do niej. Położyłem ręce na jej brzuchu gładząc go.

- Daj mi się ubrać.

- Dobrze.- zabrałem ręce. Ściągnęła wszystkie ciuchy. Wytrzeszczyłem oczy. Jest taka piękna. Założyła czerwoną, koronkową bieliznę, a na to czarną sukienkę.

- Zadowolony?

- Bardzo. Żebra ci już nie wystają.

- Co?- podbiegła do lustra i podniosła sukienkę.- Cholera. Ja grubnę.

- Nie. Nasze dzidzi rośnie.

- Ale moje uda są większe.

- Wydaje ci się. Chodźmy.

- Gdzie?

- Niespodzianka.

- W takim razie zawieź mnie koniku.

- Jestem wilkiem nie koniem.

- Masz ryj jak koń. Na barana.- wystawiła do mnie ręce.

- Okej chodź.- kucnąłem. Wskoczyła mi na plecy jak mała dziewczynka. Podniosłem się.

- Wio koniku.

- Nie przesadzaj maleńka.

- Ruszaj no.- pociągnęła mnie za włosy jakby to byłe lejce. Warknąłem niezadowolony.

- Zaraz cię zrzucę królewno. Zachowuj się.

- Konie nie mówią.- ścisnąłem jej uda ruszając w stronę ogrodu. Wszedłem po schodach na dach.

- Jak tu pięknie.- zachwyciła się.

- Wiem.

- Chcę na ziemię.-  Puściłem ją. Wyjąłem z kieszonki czerwoną chustę.

- Zawiąże ci oczy.- mruknąłem jej do ucha. Uniosłem dłonie przykrywając materiałem jej oczy.

- Po co to?

- Tak będzie romantyczniej.

- Raczej podejrzanie.

- Nie. Romantycznie.- chwyciłem jej rękę. Poszliśmy do altanki gdzie jest przyszykowana kolacja. Wszędzie świecą się kolorowe lampki. Odwiązałem jej chustę. Zrobiła wielkie oczy.

- Jednorożec tu nasrał.- zaśmiała się.

- Raczej to dzieło mojej matki.

- O jak słodko. Są twoje urodziny?

- Nie.

- Moje?

- Nie.

- Walentynki?

- Daj mi dojść do słowa. Przecież to randka.

- Trochę za bardzo się postarałeś. Kombinujesz coś.

- Możliwe.- cholera. Ona się domyśla.

- Czy ty chcesz mnie zaciągnąć znowu do łóżka?

- Co! Nie! Znaczy tak, ale najpierw co innego.

- Ha wiedziałam. I tak ci nie pozwolę. Masz karę za dziecko.

- Nie bądź okrutna.

- Będę.- usiadła do stołu.- Czy to są czekoladki? Chcesz mnie utuczyć?

- Jezu. Moja mama przyszykowała to.

- I tak już za dużo słodyczy zjadłam.

- Możesz posmakować teraz co innego.- ruszyłem sugestywnie brwiami.

- Chciał byś.

- No pewnie.

- Może za kilka lat.

- Co to to na pewno nie. Musimy mieć co najmniej czwórkę dzieci w najbliższym czasie.

- Poproś bociana. Na pewno ci przyniesie.

- Z moimi i twoimi genami.

- Czy ty myślisz, że będę ci rodzić co 3 miesiące dzieci?!

- Tak.

- Idiota.

- Nie denerwuj się bo dziecku zaszkodzisz.- podeszła do mnie i się w tuliła. Przez chwilę zdrętwiałem nie wiedząc co się dzieje.

- Przepraszam. Wiem że jestem nie do wytrzymania.

- Daj spokój. Nie jest tak źle.- owinąłem ręce wokół jen tali. Mój wilk zamruczał zadowolony.

~ Zrób to w końcu.

Podpowiedział.

- Roz?- odsunąłem  się lekko. Spojrzałem w jej piękne szare oczy.

- Hmm?- chwyciłem jej rękę i uklęknąłem. Strasznie się stresuję.

- Jesteś miłością mojego życia. Najpiękniejszą osobą jaką spotkałem. Nie tylko na zewnątrz ale też i w środku. Marzę byśmy byli rodziną. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- spytał wyciągając czerwone pudełeczko z kieszeni i otwierając je.

- Ja...

Seksowny idiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz