Rozdział 60

7.1K 385 40
                                    

JOHN

Odsunąłem się o krok do tyłu, łapiąc za metalowy klucz. Miałem świadomość, że narobiliśmy sporo hałasu, ale patrząc na wyjście z garażu, nikt się tym nie przejął. Spojrzałem na Skylor, z której oczu zaczynają, płynąc łzy, a podbródek zaczyna drżeć.

Odłożyłem klucz na ziemie i wyciągnąłem rękę, podając kobiecie na dole. Była tak słaba, że myślałem, iż nie da rady, ale w końcu udało jej się podnieść na tyle rękę, że mogłem ją złapać. Podciągnąłem ją do góry, aż spokojnie udało jej się usiąść na białej podłodze obok nas.

-Skylor, dziecko- Kobieta była tak zdezorientowana, że jej oczy zaczęły błądzić wszędzie i nie mogły skupić się na jednym miejscu.

-Myślałam, że nie żyjesz- Skylor przyłożyła rękę do ust, a drugą złapała z dłoń swojej mamy.

-Przestań, nie mogę odejść z tego świata, nie patrząc, jak moja córka wychodzi za mąż- Machnęła ręką, jakby odganiała jakąś nieprzyjemną myśl.- Poczekaj, czy ty masz makijaż?

-Co tutaj robisz?- Dziewczyna zaczerwieniła się, ale zignorowała pytanie.

-Chyba ja powinnam cię o to zapytać. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale nie rozsądnie postąpiłaś, przychodząc tu- Westchnęła i spróbowała wstać, niestety nogi zawiodły i z powrotem wylądowała na ziemi.- Dwóch osiłków zabrało mnie spod kawiarni, a potem przywieźli mnie tutaj. To wszystko wina tego drania, nie chciał, żebym mu przeszkadzała, dlatego wrzucił mnie w tę dziurę, żebym tu zdechła z głodu, ale na szczęście Magde, przynosiła mi czasami resztki z obiadu i szklankę wody.

-Jak się czujesz?- Skylor spojrzała na czarny koc, na którym jak myślałem, była zaschnięta krew. Melinda nie wyglądała najlepiej, co prawda nie wyglądała gorzej niż przed ucieczka od Hale'a, ale rany na rękach i na twarzy nie wyglądały dobrze.

-Jak na siedzenie w ciasnej klitce, to dosyć dobrze- Kobieta spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, żeby następnie zwrócić się twarzą do córki.- Ale powiedz mi, jak się tu dostaliście.

-To skomplikowane, mamo. Powiem ci później, teraz jak najszybciej musisz jechać do szpitala.- Złapała za rękę kobiety i spróbowała ją podnieść, ale w ostatniej chwili zrobiła zbolałą minę i odpuściła.

-Do jakiego szpitala, nigdzie nie jadę- Zacisnęła usta i przeciągle westchnęła.- Dlaczego tu musi być tak gorąco.

W tej samej chwili usłyszałem, jak coś zaczyna cicho strzelać za drzwiami od piwnicy. Na początku myślałem, że się przesłyszałem, więc nie zwracałem na to uwagi. Jak się później okazało, nie tylko ja to słyszałem. Skylor i Melinda, zaczęły przyglądać się drzwiom z ciekawością. Nie zwlekając, podniosłem się z ziemi i przeszedłem odległość dzieląca mnie od piwnicy. Może tylko coś się przesunęło albo ktoś coś stamtąd wziął, ale z każdym krokiem czułem narastający nie pokój. Miałem wrażenie, jakby to już kiedyś słyszał, jakby to nie był pierwszy raz.

Złapałem za klamkę, ale zaraz ją puściłem. Zakląłem i spojrzałem na swoją rękę, gdzie odcisnął się ślad po klamce, w postaci czerwonego paska. Była gorąca jak diabli. Ściągnąłem trochę rękaw marynarki i mimo wszytko nacisnąłem ją, pociągając drzwi do siebie. Tak szybko, jak je otworzyłem, odskoczyłem od nich, jak najdalej się dało. Buch gorącego powietrza uderzył we mnie z wielką siłą. Zanim udało mi się ponownie otworzyć oczy, poczułem zapach spalającego się drewna. Już wtedy wiedziałem, co się dzieje, ale i tak musiałem na to spojrzeć. Po raz kolejny poczuć dym i zobaczyć to, co było nieuniknione. Płomienie ognia zaczęły wkradać się do garażu, a jeden z palących się regałów runął przez drzwi, uniemożliwiając mi ich zamknięcie. Ogień. Ogień był wszędzie.

Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz