Pusty las podczas burzy- najlepsze miejsce dla mnie. Tylko tu mogę spokojnie pomyśleć. Nikt tu nie przyjdzie. Wszyscy boją się zmoknąć. Tylko ja, sama jak palec, siedzę pod drzewem niemal cała mokra. Czarna, skórzana kurtka lepi mi się do ciała, a moje martensy mienią się od dużej ilości kropel.
Co chwilę dzwoni telefon, zakłócając tym samym moją wspaniałą ciszę. Nie mam zamiaru odebrać. Jeszcze nie.
Po chwili znów jest cicho. Wdycham świeże powietrze, opierając głowę o pień drzewa. Podciągam kolana pod brodę i obejmuję je rękami. Deszcz ustaje. Niebo zaczyna z wolna ciemnieć. Czas wracać do domu.
***
Krzyk i chaos- mój dom. Rozwrzeszczane dzieci, zabiegani dorośli i ja w tym wszystkim.
Bez zbędnych dyskusji idę do kuchni. Wyciągam z szafki czystą szklankę i nalewam do niej pepsi, z szuflady wyciągam tabletki. Nienawidzę ich. Łykam jedną, popijając napojem. Mimowolnie się krzywię od ohydnego smaku, który zostaje na moim języku i przełyku. Wychodząc z pomieszczenia, prawie przewracam się o masę rozrzuconych zabawek. Z moich ust wydobywa się siarczyste przekleństwo.
-Ida! Co to za słownictwo? Tu są dzieci!- słyszę głos mojej macochy próbującej złapać jednego z gromady bachorów... znaczy dzieci. Przewracam na jej uwagę oczami.
-Przepraszam. Choć... Jednak nie. Jestem już ,, duża " i będę mówić co chcę- odpowiadam, łapiąc za rękę małą blondynkę. Podprowadzam ją do żony ojca i idę do swojego pokoju. Zamykam za sobą drzwi na klucz. Muszę zagłuszyć ten jazgot z dołu. Włączam muzykę, nie zważając na resztę domowników.
Po chwili już ktoś dobija się do mojego królestwa. Ignoruję krzyki kobiety i wsłuchuję się w tekst piosenki. Czy ona da mi wreszcie spokój?
Po chwili nerwy mi już puszczają. Przyciszam muzykę i otwieram drzwi z impetem.-Czego chcesz?- pytam zirytowana.
-Wzięłaś leki?
-Tak.
-Mogłabyś być milsza! Ja się po prostu martwię!
-Nie masz o kogo?
-Nie tym tonem!
-Bo co?
-Bo dostaniesz szlaban!
-Nie byłaś, nie jesteś i nie będziesz moją matką, rozumiesz?! Więc odwal się, z łaski swojej- mówię i zamykam jej drzwi przed nosem. Nie lubię jej... Nie. Nienawidzę jej.
***
Kolejna książka przeczytana. Muszę kupić następną. Tę czytałam o wiele za długo. Dzieciaki nie dają mi żyć. Nie mogę się przez nie na niczym skupić. Chciałabym później nie wysłuchiwać narzekań mojego ojca na moje nie najlepsze oceny. Banda kretynów...
Odkładam skończoną lekturę na półkę i zaczynam się uczyć. Może chociaż dzisiaj mi dadzą spokój?
Oczywiście, jak zawsze, muszę się cholernie pomylić! Po chwili do mojego pokoju, wpada trójka rozwrzeszczanych dzieci. Próbuję je ignorować, ale poddaję się, gdy zaczynają się kłócić. Czemu nie zamknęłam tych głupich drzwi?
-Nie lubię Cię! Jesteś beznadziejny!
-Kto to mówi, cyborgu!
-Głupi jesteście!
Zaczynają się przekrzykiwać, a mi głowa pęka.
-Cisza!- krzyczę, a oni aż kulą się ze strachu.-Jeśli tak bardzo chcecie się kłócić, to idźcie do rodziców! Nie zamierzam Was dłużej znosić w moim pokoju!
Małolaty wybiegają z pomieszczenka z piskiem. Gdy ostatni z nich znika za zakrętem, zamykam drzwi na klucz. Spokój. Sięgam po książkę od historii i zagłębiam się w wojnę secesyjną.
***
Kiedy zasnęłam? Która godzina? Cholera... nie wstanę jutro do szkoły! Biegnę wziąć prysznic. Jest trzecia w nocy, więc mam wolną łazienkę. Gdy jestem już czysta, wskakuję do ciepłego łóżka i przykrywam się po szyję kołdrą. Jak na złość już nie chce mi się spać. Wstaję z łóżka i ubieram dresy oraz za dużą bluzę. Nakładam jeszcze trampki i wychodzę na ciemną ulicę. Nie mam się czego bać. Nikt mnie nie zaczepi. Nikt mnie na ulicy nie zauważa. Bardzo przydatna umiejętność. Siadam w parku na ławce przy jeziorze. W tafli wody odbija się księżyc w pełni. Piękny widok. Wszystko jest nieruchome, jakby wstrzymało oddech. Nawet nie wieje wiatr. Wdycham ciepłe powietrze. Rzadko w maju jest tak ciepło, szczególnie w tym mieście. Zazwyczaj pada tu deszcz lub ziemię spowija mgła. Jednak nie dzisiaj. Jest wręcz duszno.
Słyszę za sobą jakieś kroki. Odwracam się powoli. Za mną stoi chłopak na oko w moim wieku. Jest wyższy ode mnie o, co najmniej, głowę. Jego czarne włosy są ułożone w artystyczny nieład, a te oczy... Duże, piękne, szmaragdowe oczy. Jesteśmy bardzo podobnie ubrani... niemal identycznie. Nie odzywając się, siada obok na ławce. Trwamy tak w przyjemnej ciszy przez dłuższy czas. Jedno muszę przyznać- chłopak mnie niesamowicie intryguje.
***
Następnego ranka budzę się w cholernie złym humorze. Wszystko mnie irytuje. Najmniejszy dźwięk ze strony bachorów sprawia, że wpadam w furię. Zwracanie mi uwagi przez kogoś nie kończy się dobrze... Jestem jak tykająca bomba. Muszę się w końcu udać na trening. Może wypocę moją negatywną energię i chociaż trochę się uspokoję.
Droga do szkoły strasznie się dłuży. Znowu pada deszcz. Jest tak wielki, że po chwili jestem mokra od stóp do głów. Klnę pod nosem, co chwilę wpadając na kogoś, przez co klnę jeszcze bardziej.
Pewnie! Jeszcze mi tu któregoś dzieciaka z domu ześlij!
Wreszcie docieram do szkoły. Z kurtki ściekają krople, a ja cała drżę z zimna. Ja rozumiem, że pogody nie da się przewidzieć, ale to, to już cholerna przesada! Przyznaję, kocham deszcz, ale nie zimno! Dlaczego nie mieszkam w Sydney? Tam jest ciepło i... chociaż nie. Wolę moje za duże, grube bluzy, skórzane, czarne kurtki i martensy.
Jednak do mojej definicji jakiegokolwiek szczęścia nie zalicza się chłopak, który najwyraźniej mnie śledzi. Jestem aż tak interesująca? Nie sądzę... w takim razie ma nieźle popierdzielone w głowie, ładnie mówiąc. Krew odpływa z mojej twarzy, gdy zaczyna do mnie podchodzić. Co on tu robi?!~~~~~~~~•••~~~~~~~~
Słabe... ale jest.
PessimisticChocolate
CZYTASZ
Ja, Śmierć ✔
ParanormalNie jestem rannym ptaszkiem. Nie jestem optymistką. Tak- nie lubię go, jej... Ciebie też nie lubię. Nie jestem tą dziewczyną w różowej sukience, która myśli, że jest lepsza od wszystkich. Nie jestem tą nastolatką w za dużej kurtce i glanach. Jestem...