Rozdział 17

920 120 13
                                    


ROZDZIAŁ 17

Raiden

Tłum napierał na mnie ze wszystkich stron, jakby miał dotknąć samego Jezusa, a nie kolesia, który wygrał wyścig. Nie rozumiałem tego fenomenu ani usilnego robienia ze mnie boga. Byłem dobry. Ba! Byłem zajebisty i w ostatnich dwóch latach nie pojawił się nikt lepszy, ale w każdej chwili mogło się to zmienić. Wygraną traktowałem jak pewnik, choć tak naprawdę jedyną pewną w naszym życiu, jest tylko śmierć.

– Nienawidzę tych piszczących lasek – odezwała się Ava z wyraźnym grymasem na twarzy, gdy tylko do nich dotarłem.

Odłożyłem kask na maskę auta Ronana i przeczesałem palcami włosy. Ciekawskie spojrzenia wokół mnie doprowadzały mnie do szału, więc po prostu je ignorowałem. Tak naprawdę cokolwiek znaczyło dla mnie zaledwie kilka osób: Madoc, Ronan, Ava, Xander i... Hailey?

Co do chuja?

Zmarszczyłem brwi, bo nie miałem pojęcia, co ona tu robiła. Stała przy Xanie, rozmawiając z nim i jakimś rudzielcem, którego nie znałem.

– Co ona tu robi? – zapytałem, wyciągając paczkę fajek z ręki Ronana.

Wszyscy, którzy stali obok, natychmiast spojrzeli w tym samym kierunku.

– Zaprosiłam ją – odpowiedziała Ava, wzruszając ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

– Po jaką cholerę? – zapytałem, ale nie dałem jej czasu na odpowiedź, bo była ona zbędna. Nie interesowało mnie, czym się kierowała. – To nie twoja piaskownica – burknąłem, odpalając papierosa.

– Kiedy tak się zachowujesz, to faktycznie mam wrażenie, że twój rozwój zatrzymał się na etapie dziecka, bawiącego się w piaskownicy – odgryzła się, nic sobie nie robiąc z moich słów. – Jest moją siostrą i wszyscy ją lubią, więc ją zaprosiłam.

Prychnąłem pod nosem, a następnie zaciągnąłem się dymem.

– Jak sobie chcesz – mruknąłem, strzepując popiół.

Oparłem się o maskę samochodu, próbując zignorować narastającą w moim wnętrzu irytację. Choć próbowałem skupić się na rozmowie Ronana i Madoca, mimowolnie co jakiś czas mój wzrok uciekał w kierunku Xandera i młodszej Scott. Akurat, gdy na nią spojrzałem, zaśmiała się z czegoś, co powiedział Xander, ale w jej oczach była pustka i obojętność. Wciąż udawała, że wszystko ma pod kontrolą, i że jej życie nie jest jedynie oczekiwaniem na jego zakończenie.

– Wiesz już, kiedy organizatorzy planują wznowienie wyścigów? – zapytał Ronan, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Zależy od pogody – odpowiedziałem obojętnie, sunąc wzrokiem po otaczających mnie ludziach, którzy zerkali w moim kierunku. Jedni robili to z uwielbieniem, drudzy z ciekawością a inni z zazdrością, zakrawającą o złość. – Raczej nie wcześniej niż marzec, kwiecień.

Madoc klepnął mnie w ramię, jakby właśnie sobie o czymś przypomniał. Ściągnąłem brwi i przeniosłem na niego znudzone spojrzenie.

– To co, świętujemy później kolejną wygraną? – Potarł dłonie, jakby się na coś szykował. – Nieźle ich objechałeś.

– Jak zawsze – mruknąłem bez entuzjazmu. – A co do tego świętowania. – Westchnąłem zerkając na cholerną Scott. – Nie miałem nic konkretnego w planach.

– Ty nie musisz mieć planów, bo od planowania, to masz nas. – Madoc z zadowoleniem wskazał obiema rękoma na siebie, a później machnął jedną z nich w kierunku Xandera.

CollideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz