Piątkowy powrót do domu bez kurtki był idiotyczny. Praca przez cały weekend na mrozie nie do końca odpowiedzialna, ale konieczna. Wejście na lód podczas treningów otwartych niemądre, a pojechanie do Banff i przemarznięcie na wylot kretyńskie.
Bezlitosnych skutków tych bezmyślnych decyzji doświadczyłam dzisiaj. Obudziłam się za trzecim budzikiem, tylko po to, by w nieludzkich męczarniach wywlec się z łóżka. Bolały mnie wszystkie mięśnie, co przypominało zakwasy po treningu życia. Zatoki miałam zatkane do tego stopnia, że czułam to aż w uszach. Ból głowy był nie do opisania, a gdy myślałam, że gorzej być nie może, spojrzałam w lustro i wymsknęło mi się ciche: ja pierdolę...
Otworzyłam szerzej oczy na dźwięk własnego głosu. Przypomniało to demona opuszczającego moje ciało. Brzmiałam gorzej niż troll.
Do śniadania wypiłam elektrolity i wzięłam ostatnią tabletkę przeciwbólową. Upomniałam się w myślach, żeby po szkole zahaczyć o aptekę. Ubrałam się cieplej niż zwykle i żółwim tempem ruszyłam do szkoły.
Nie przejęłam się nawet spóźnieniem na pierwszą lekcję. Wolna ławka czekała na mnie obok Leah'i, więc po cichu udałam się w jej stronę, przepraszając skinieniem głowy nauczyciela angielskiego za spóźnienie.
– Wyglądasz tragicznie! – brunetka szepnęła na tyle cicho, żeby nauczyciel jej nie usłyszał, a jednak wydawało mi się, że krzyczy wniebogłosy.
– Ty też, a nie wytykam ci tego na dzień dobry – mruknęłam, czym skutecznie zamknęłam jej buzię.
Nie byłam w stanie bawić się w uprzejmości. Miałam jedno zadanie, dotrwać do końca dnia.
Z lekcji na lekcję czułam się coraz gorzej, ale na historii miałam ochotę popłakać się z bezsilności. Jak na złość nauczycielka dobrała nas w pary według własnego uznania i oświadczyła, że do końca przyszłego tygodnia mamy przygotować prace zaliczeniowe na jakieś tam tematy.
Nie usłyszałam co mam robić ani z kim. Oczy łzawiły mi do tego stopnia, że wszystko przed nimi było rozmazane. Zupełnie nie wiedziałam, co napisała białą kredą na zielonej tablicy, a siedziałam w pierwszym rzędzie.
Po chwili zaczepił mnie Brad siedzący za mną.
– Hej, to co, który temat bierzemy? – spytał entuzjastycznie.
– Hm?
– Mamy zrobić razem projekt na przyszły tydzień – powtórzył to, co zapewne powinnam już wiedzieć.
– Tak?
– Maeve, facetka przed chwilą wyczytała naszą dwójkę jako jedną z par, słuchałaś?
Ręką wskazał na tablicę, na której prawdopodobnie były wypisane tematy prac, po czym przyjrzał mi się dokładnie.
– Tak, tak. Ale jakoś umknęło mi – mruknęłam.
– Dobrze się czujesz? – wwiercał się we mnie spojrzeniem brązowych oczu.
– Tak, tak, jest okej – westchnęłam i oparłam czoło na dłoniach.
Nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że mi nie uwierzył.
***
Po ostatnich zajęciach, na korytarzu zatrzymało mnie rodzeństwo Evans.
– Wyglądasz jak zombie, czemu nie zostałaś w domu? – spytała Leah z wyrzutem.
– Nie mogę, będę miała zaległości – wzruszyłam ramionami.
– Nie gadaj głupot, wszystko bym ci wysłał – spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu Owen.
Przez chwilę bliźniacy przyglądali mi się w ciszy z nietęgimi minami, a ja wodziłam błędnym wzrokiem od jednego do drugiego.
CZYTASZ
blade
RomanceZachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie trudno skupić uwagę wszystkich na dumie miasteczka, a sprzyja to tym mieszkańcom, którzy o tą uwagę...