1/ sezon 2

393 13 12
                                    

POV. JJ

Nie czułem nic poza strachem. Gdy trzymałem Cami w ramionach, jej głowa opadła bezwładnie na moją pierś, a jej oddech był tak płytki, że ledwo go czułem. Miałem wrażenie, że świat zatrzymał się w miejscu, a jednocześnie każda sekunda trwała wieczność

Wbiegłem do szpitala jak w amoku, niemal krzycząc

– Pomocy! Potrzebujemy pomocy!

Ludzie w poczekalni spojrzeli na mnie, ale nie zwracałem na nich uwagi. Pielęgniarki i lekarze podbiegli, wyrywając mi Cami z rąk, a ja nawet nie zdążyłem nic powiedzieć. Patrzyłem tylko, jak kładą ją na noszach. Jej blada twarz była nieruchoma, a ja... Ja nie mogłem nic zrobić

– Dwa złamane żebra przebiły płuco! Musimy natychmiast jechać na salę operacyjną! – usłyszałem głos jednego z lekarzy

To zdanie uderzyło mnie jak młot. Płuco? Złamane żebra? Operacja? Czułem, jak nogi uginają się pode mną, ale musiałem się trzymać. Musiałem być silny. Dla niej

Kiedy zabrali ją na blok operacyjny, chciałem iść za nimi. Naprawdę chciałem. Potrzebowała mnie, a ja... Nie mogłem zostawić jej samej. Ale zatrzymali mnie

– Proszę poczekać tutaj. Nie może pan wejść dalej

Byłem wściekły. Jak to "nie mogę"? Przecież to Cami! To ona zawsze była tą, która ratowała wszystkich dookoła, tą, która potrafiła się uśmiechać nawet wtedy, kiedy wszystko szło nie tak. A teraz leżała tam, między życiem a śmiercią, a ja miałem czekać?

Usiadłem ciężko na krześle. Czułem, jak moje dłonie drżą, jak serce wali mi w piersi tak mocno, że wydawało się, iż zaraz pęknie. Nie mogłem oddychać. Gdzieś obok pojawiła się mama Cami. Próbowała mnie uspokoić, kładąc dłoń na moim ramieniu, ale ja ledwo ją słyszałem

– Nie mogę jej stracić – wyszeptałem, bardziej do siebie niż do niej – Nie ona. Nie Cami

Przełknąłem ślinę, ale w gardle czułem tylko pieczenie

– Ona musi przeżyć... – dodałem cicho – Zawsze była silna, prawda? Silniejsza ode mnie, silniejsza od wszystkich... Ona nie może się poddać

Zamknąłem oczy, próbując się uspokoić, ale zamiast tego przed oczami miałem obrazy jej uśmiechu. Jej śmiech, który potrafił rozproszyć każdy mrok. Jej sposób, w jaki zawsze mówiła, że „wszystko będzie dobrze". Ale teraz to ja powinienem w to wierzyć. To ja powinienem być tym, który ją podtrzymuje

Prawda była jednak taka, że bałem się jak cholera. Może nawet bardziej niż kiedykolwiek w życiu. I to nie tylko dlatego, że Cami była moją przyjaciółką. Nie mogłem tego powiedzieć głośno, nawet sam przed sobą nie chciałem się do tego przyznać, ale Cami była... wszystkim

Każda sekunda, kiedy jej nie było obok, wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Wiedziałem, że jeśli coś jej się stanie, jeśli naprawdę ją stracę... To będzie koniec. Dla mnie, dla tego, kim jestem. Bo ona była tą, która trzymała mnie w całości, nawet jeśli o tym nie wiedziała

– Cami, proszę... – powiedziałem cicho, zaciskając pięści – Nie zostawiaj mnie. Nie teraz. Nie tak

Czekanie było jak tortura. Siedzieliśmy w tej poczekalni godzinami – przynajmniej tak to odczuwałem – a czas dłużył się niemiłosiernie. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. Wstawałem, chodziłem tam i z powrotem, siadałem, a potem znów wstawałem każda minuta bez informacji sprawiała, że napięcie we mnie narastało

Mama dziewczyny próbowała mnie uspokoić, ale słowa jakoś do mnie nie docierały

– JJ, usiądź, dobrze? – powiedziała cicho, łapiąc mnie za rękę – Wiem, że to trudne, ale musisz trochę odetchnąć. Zrobili wszystko, co mogli. Na pewno będzie dobrze

It has always been you / JJ MaybankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz