Rozdział 7- zapoznanie na bankiecie

123 5 0
                                    

Kiedy schodziłam na dół na śniadanie, czułam, że w powietrzu wciąż wisi atmosfera po wczorajszej burzy. Wiedziałam, że nie uniknę moich braci, ale starałam się, żeby nie wyglądać na ponurą. Zeszłam po schodach, cicho przemykając przez korytarz, starając się zachować spokój i być gotową na każdą ewentualność.
Weszłam do kuchni, chcąc jedynie nalać sobie kawy i zjeść coś szybko, zanim zaczną się pytania. Ale zanim dotarłam do ekspresu, coś przykuło moją uwagę. Na lodówce, przyczepione do magnesów, wisiało zdjęcie. Moje zdjęcie. Z początku pomyślałam, że to jakaś głupia pamiątka z rodzinnych wakacji chłopaków czy coś, ale gdy podeszłam bliżej, rozpoznałam scenę.
Na zdjęciu leżałam na plecach Jamesa, śpiąc jak małe dziecko, kiedy wracaliśmy z tych szalonych zakupów w galerii. Pamiętam, że wtedy zmęczenie mnie pokonało i zasnęłam, a on nosił mnie jak małego misia. Ale żeby zrobić mi zdjęcie w takim momencie? Serio? Wpatrywałam się w to z szeroko otwartymi oczami, próbując przetrawić całą sytuację.
– Co to, do cholery...? – wymamrotałam pod nosem, zbliżając się do lodówki, żeby zdjąć to zdjęcie.
Zanim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, usłyszałam chichot z wejścia do kuchni. Obróciłam się i zobaczyłam moich braci, wchodzących jeden po drugim, wszyscy w znakomitych humorach, jakby wczorajsze wydarzenia zupełnie im umknęły.
– Nie mów tak brzydko – syknął Richard.
– A, znalazłaś! – powiedział Lucas, uśmiechając się szeroko, z takim irytującym błyskiem w oczach, jakby już od dawna wiedział, że prędzej czy później na to wpadnę. – Nie dotykaj, to pamiątka dla nas.
Sebastian, który stał obok niego, parsknął śmiechem, opierając się o blat.
– Tak, zostaw to – dodał z szerokim uśmiechem. – To jedyne, co mamy jak narazie!
Oburzyłam się, bo naprawdę, co to miało być? Zdjęcie, na którym wyglądam, jakbym była o dziesięć lat młodsza, jak śpię na plecach brata, jakbym była dzieckiem, które nie umie wytrzymać zakupów?
– Serio? – wykrzyknęłam, podnosząc ręce w geście rezygnacji. – Jakim cudem to zdjęcie wylądowało na lodówce? Kto to zrobił?
Lucas uśmiechnął się szeroko, a jego oczy błyszczały z dumy.
– Kto? Ja, oczywiście. Musiałem uwiecznić tę chwilę, bo nie codziennie widzi się, jak księżniczka pada ze zmęczenia po zakupach.
Przewróciłam oczami, czując, jak irytacja wzbiera we mnie z każdym ich słowem.
– No świetnie, to wasza definicja „pamiątki"? – zapytałam, zbliżając się do lodówki, żeby raz na zawsze pozbyć się tego wstydu.
Ale zanim zdążyłam zdjąć zdjęcie, William wszedł do kuchni z lekkim uśmiechem na twarzy, jakby już wiedział, o co chodzi.
– Nie ruszaj tego, Mikane – powiedział spokojnie, ale stanowczo. – To naprawdę dobre zdjęcie. Zostawmy je tutaj.

Obejrzałam się na niego, gotowa do dalszej kłótni, ale spojrzał na mnie z takim ciepłem, że moje słowa zamarły na ustach. W końcu odpuściłam, wzdychając głośno.
– Dobra, niech wam będzie – mruknęłam. – Ale przynajmniej przyznacie, że jestem fotogeniczna. Nie to co wy.
James, który wchodził do kuchni jako ostatni, zaśmiał się głośno.
– Fotogeniczna? Może. Ale ta fota bardziej przypomina śpiącą królewnę po nieudanym balu niż buntowniczkę hah.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja przewróciłam oczami, ale tym razem z lekkim uśmiechem na ustach. Może to zdjęcie nie było tak straszne, jak na początku myślałam, a może bycie częścią tej rodziny oznaczało, że takie momenty, nawet te najbardziej zawstydzające, są częścią codzienności.
Wiedziałam jedno – cokolwiek by nie robili, zawsze znajdą sposób, żeby mnie rozbawić, nawet jeśli przy tym będą mnie drażnić.
***
Bankiet. Jasne, wiedziałam, że nadchodzi, ale nie spodziewałam się, że to będzie aż takie wydarzenie. Byłam przygotowana na to, że będzie tłum ludzi, eleganckie stroje i sztywna atmosfera, ale kiedy usłyszałam, że na bankiecie będzie cała rodzina, to aż mnie zmroziło.
– Cała rodzina? – zapytałam z niedowierzaniem, patrząc na Williama, który próbował mi to wyjaśnić. – Wujkowie, kuzyni, dziadkowie, znajomi? Naprawdę wszyscy?
William tylko skinął głową, jakby to było coś normalnego, podczas gdy ja czułam, że moje serce zaczyna bić szybciej.
– Przecież ich nawet nie znam! – wykrzyknęłam, zirytowana. – Jak mam się z nimi witać? Mam udawać grzeczną księżniczkę przed całą rodziną?
– Spokojnie, Mikane – powiedział James, który wchodził właśnie do salonu. – To tylko rodzina. Musisz się przywitać, uśmiechnąć i tyle. Damy sobie radę.
Damy sobie radę? Jasne. Dla nich to było normalne. Od zawsze byli przyzwyczajeni do takich spotkań, do tej całej etykiety. A ja? Czułam się jak ryba wyrzucona na ląd.
– Ale to jest bez sensu – powiedziałam, czując narastającą frustrację. – Nie mogę po prostu iść, przywitać się z nimi i potem usiąść gdzieś z boku? Albo najlepiej wrócić do pokoju?
– Nie – odpowiedział surowo William, przerywając moje narzekania. – Masz obowiązki. Jesteś teraz częścią rodziny królewskiej i to oznacza, że musisz zachować odpowiedni wizerunek.
– Wizerunek, jasne – mruknęłam pod nosem, ale wiedziałam, że nie mam wyjścia. William zawsze miał rację, nawet jeśli nie chciałam tego przyznać.
No i tak się zaczęło.
Bankiet ruszył pełną parą, a ja, ubrana w suknię do ziemi, która wyglądała oszołamiająco, ale w której czułam się jak przebrana lalka, stałam obok braci. Gdy wchodziły kolejne osoby, musiałam witać się z każdym, a na mojej twarzy malował się coraz bardziej wymuszony uśmiech. Każdy uścisk dłoni wydawał mi się coraz bardziej męczący, a tłum wokół mnie zdawał się rosnąć.
Przywitałam się z dziadkami – formalnie, jak nakazywała etykieta. Potem wujkowie, kuzyni... każdy z nich rzucał mi szybkie spojrzenie, jakbym była nową atrakcją wieczoru. W myślach przewracałam oczami, ale na zewnątrz starałam się to ukryć. Niestety, nie wystarczająco dobrze.

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz