Rozdział 4- przełamanie lodu

175 5 0
                                    

Kolejnego dnia obudziłam się wcześniej niż zwykle. A to do mnie nie podobne, bo zazwyczaj śpię do południa jak mam wolne od szkoły. Po burzliwych emocjach, które towarzyszyły mi przez ostatnie dni, w końcu postanowiłam podjąć inną taktykę. Zrozumiałam, że bunt, choć słuszny, nie prowadził do porozumienia z tymi cymbałami, wręcz przeciwnie. Wiedziałam, że jeśli chce znaleźć swoje miejsce w tej nowej rzeczywistości, muszę pokazać im, kim naprawdę jestem - jaką jestem siostrą. Zdecydowałam, że zrobię dla nich coś, czego się absolutnie nie spodziewają. Postanowiłam przygotować śniadanie. Dawno tego nie robiłam. Ostatnim razem robiłam je dla rodziców jak uciekłam z domu i chciałam udobruchać ich, udało mi się, a na samo wspomnienie o nich w myślach, stanęły mi łzy w oczach.
Chciałabym się do nich przytulić...
Nigdy wcześniej nie gotowałam dla tak wielu osób, a zwłaszcza nie w królewskiej kuchni, pełnej profesjonalnych kucharzy i służby, którzy zazwyczaj zajmowali się posiłkami. Jednak moja determinacja była silniejsza niż obawy, dlatego, z pomocą jednej z życzliwszych gospoś, a była to starsza kobieta co powiedziała mi o zakazanej bibliotece. Okazało się, że miała na imię Stephani i miała wnuczkę w moim wieku. Miło się z nią gawędziło. Zaczęłam przeszukiwać spiżarnię i kuchnię w poszukiwaniu potrzebnych składników. Byłam, jej bardzo wdzięczna za pomoc, bo inaczej bym chyba otruła swoich braci w najgorszym scenariuszu. Chociaż po usłyszeniu rygorystycznych zasadach Williama, przeszła mnie myśl żeby coś dosypać.
Ale ciii...
Nic nie zrobiłam...
Po godzinie pełnej intensywnego krojenia, smażenia i mieszania, kuchnia wypełniła się zapachem świeżo pieczonego chleba, jajek na bekonie, naleśników z owocami i aromatycznej kawy. Której nie mogłam pić... Byłam dumna z efektu – stół w jadalni został pięknie nakryty, a jedzenie pachniało tak, że nawet ja, mimo zdenerwowania, poczułam wilczy apetyt. Chociaż od jakiegoś czasu zbytnio nie jadłam.
Kiedy w końcu wszyscy bracia zaczęli schodzić na śniadanie, ich reakcje były dokładnie takie, jakich się spodziewałam.
Sebastian był pierwszym, który wszedł do jadalni. Zatrzymał się w progu, zaskoczony widokiem stołu pełnego jedzenia i mnie, która z nieco zakłopotanym uśmiechem poprawiałam serwetki. Przy okazji nuciłam coś pod nosem. Zawsze zostawała mi w głowie ostatnia piosenka z tiktoka.
– Mikuś? Ty to zrobiłaś? – zapytał, podchodząc bliżej, jego twarz wyrażała mieszaninę zdumienia i podziwu.
– Tak – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, choć moje serce biło szybciej z nerwów i stresu, prawie bym zawału dostała – Chciałam... no wiesz, zrobić coś miłego... Aż mnie ciarki przeszły...
Zanim Sebastian zdążył odpowiedzieć, do jadalni weszli Richard i Lucas, a tuż za nimi James. Wszyscy zatrzymali się jak wryci na mój widok, jak sterczałam przy stole, i zamiast służby przygotowałam dla nich śniadanie.
Zatkało Kakao, co ?
Lucas, który zazwyczaj pierwszy rzucał żartami, tym razem tylko otworzył usta, po czym je zamknął, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
– Ktoś tu chyba podmienił nam siostrę – odezwał się w końcu William, który wszedł do jadalni z lekkim uśmiechem, choć w jego oczach wciąż czaiła się rezerwa. – Mikane, co się tutaj dzieje?
Choć trochę zestresowana, odpowiedziałam mu spokojnie, nie chciałam jak narazie sprzeczek.
– Chciałam wam pokazać, że potrafię zrobić coś dla was. I... – zawahałam się na moment, przewracając oczyma, bo nie lubiłam tego robić, po czym odetchnęłam głęboko, decydując się na szczerość. – Chciałam też przeprosić za moje zachowanie. Wiem, że ostatnio byłam nie do zniesienia. Rozumiem, że chcecie dla mnie dobrze, i... Zgadzam się pójść do Akademii. Co mi szkodzi i tak już pewnie jestem na liście uczniów...
- Zgadza się- potwierdził moje przypuszczenia William.
W jadalni zapadła cisza. Bracia, zaskoczeni moją nagłą zmianą nastawienia, patrzyli na mnie z mieszanką niedowierzania i radości. Will, choć zazwyczaj niechętnie okazywał emocje, uśmiechnął się lekko, a jego głos złagodniał.
– Dobry wybór, mała. – powiedział z aprobatą. – Cieszę się, że jesteś gotowa spróbować. Chociaż uroczo wyglądasz jak się wkurzasz hah
Czy on zażartował?
Wielki, surowy władca, właśnie zemnie ciśnie bekę?
Chyba ktoś jego podmienił !
Zmarszczyłam więc nosek i poczułam, jak napięcie opuszcza moje delikatne i szczupłe ciało. Cieszyłam się, że mój gest został dobrze przyjęty. Choć wciąż miałam wiele wątpliwości co do zmian, to przynajmniej na chwilę poczułam, że między mną, a braćmi zaczyna pojawiać się zrozumienie.
Po chwili wszyscy zasiedli do stołu, a atmosfera, która zazwyczaj była sztywna, tym razem stała się bardziej swobodna. Lucas, widząc, jak nałożyłam sobie jednego naleśnika, zaczął przekomarzać się ze mną na temat moich umiejętności kulinarnych, co wywołało uśmiech na mojej bladej twarzy. Dostałam nawet lekkich wypieków.
– A co to za szef kuchni się w tobie obudził, Mikane? – zażartował, szturchając mnie lekko łokciem. – Czyżbyś miała tajemne ambicje w kuchni?
Parsknęłam śmiechem, nakładając sobie małą porcję jogurtu do miseczki.
– Może – odpowiedziałam pod nosem. – Albo po prostu nie chcę już jeść tylko tego, co ktoś inny dla mnie przygotuje.
Sebastian, który zwykle był bardziej poważny, uśmiechnął się szeroko, widząc, jak Lucas się ze mną przekomarza przy stole. Atmosfera zaczynała się robić coraz bardziej radosna, co wyraźnie łamało surowość zwykłego porządku dnia.
Zawsze tak mało jesz?- spytał Richard widząc ile jedzenia mam na talerzu.
Nie wiedziałam w czym problem. W końcu nikt wcześniej nie zwracał mi na to uwagę. Wydawało mi się, że była to normalna porcja, przy tym jak oni się objadają. Naprawdę z nich głodomory.
No tak... Bo gruba jestem haha- chciałam zażartować , ale na to stwierdzenie, każdy zmierzył mnie wzrokiem.
Jak to chłopacy, nie lubili gdy dziewczyna robiła sobie krzywdę nie jedząc normalnie, dlatego każdy nałożył coś od siebie na talerz. Oni chyba oszaleli, że pochłonę tyle żarcia na raz. William dodał, że nie wyjdę z jadalni do puki tego wszystkiego nie zjem. Oczywiście, że się zbuntowałam i prychnęłam na nich przewracając oczyma.
Nie miałam ochoty na nic oprócz jogurtu.
W pewnym momencie, chcąc rozluźnić atmosferę i zrobić jeszcze większe zamieszanie, połączyłam się z niewielkim głośnikiem, który leżał na szafce za mną. No przecież tak los chciał. Po chwili w jadalni rozbrzmiała wesoła, skoczna melodia. Choć na początku chłopacy byli zaskoczeni, szybko złapali rytm i zaczęli bujać na swoich krzesłach, śmiejąc się. Zrobiła bym wszystko, aby uniknąć jedzenia.
– No dalej! – zawołałam, machając rękami, by podnieść najstarszych trzech braci z krzeseł. – Nie bądźcie takimi sztywniakami! Do nakładania jedzenia jesteście pierwsi, ale do tańczenia już nie, cykory!
Richard, który początkowo patrzył na to wszystko z pewną rezerwą, w końcu nie wytrzymał i również dał się ponieść chwili. Lubił chodzić na imprezy i taniec był jednym z jego hobby. Zaczął lekko klaskać w rytm muzyki, a potem dołączył do niego Sebastian, który zaczął bębnić rękami po stole, wywołując u wszystkich salwy śmiechu.
Lucas, widząc, że wszyscy zaczynają się dobrze bawić, chwycił za serwetę i, udając, że to mikrofon, zaczął „śpiewać" do melodii na przemian ze mną. Gdy podszedł do mnie bliżej, zaczął mnie nagle delikatnie łaskotać, co sprawiło, że wybuchnęłam uroczym śmiechem, próbując uciec.
– Lucas, przestań! – zawołałam przez śmiech, próbując odsunąć jego ręce, ale łaskotki były nie do zniesienia.
Sebastian dołączył się do zabawy, próbując łaskotać Richarda, ale ostatecznie dostał od niego tylko przez łeb. Nawet William, który zwykle był najbardziej zdyscyplinowany, nie mógł powstrzymać się od śmiechu, widząc, jak jego bracia i siostra, tracą wszystkie dobre maniery, śmiejąc się do rozpuku i zapominają o surowych zasadach, które zazwyczaj rządziły ich życiem. Cieszyłam się. Nareszcie mogłabym powiedzieć, że czułam się jak miałam rodzeństwo.
– Kto by pomyślał, że śniadanie może tak wyglądać? – zażartował James, widząc, jak Lucas i ja niemal spadamy z krzeseł ze śmiechu. – Krzywdy sobie nie zróbcie! Wariaty... Chyba naprawdę podmienili nam Mikane...
Wciąż śmiejąc się i próbując złapać oddech, spojrzałam na Williama z szerokim uśmiechem.
– Może tak – odpowiedziałam. – Ale tylko na lepsze! Chyba...
- Co znaczy „Chyba" ?- spojrzał na mnie wymownie James.
To śniadanie, choć rozpoczęte jako gest pojednania, przerodziło się w coś więcej – w chwilę, która zbliżyła nas do siebie bardziej niż jakiekolwiek słowa mogłyby to zrobić. Poczułam, że w końcu, choć na krótko, udało mi się przełamać barierę między sobą a braćmi, sprawiając, że choć na chwilę mogli poczuć się jak normalna rodzina, bez ciężaru obowiązków królewskich.
Nie musieli być książętami 24godziny na 7 , co nie?
Trzeba znać umiar.
Dobra, koniec tego dobrego. Ty siadaj- pociągnął mnie za koszulkę, czego się nie spodziewałam- Zjedz to Mikuś, licho wyglądasz- rzucił Will dopijając kawę.
No dobra... Daj mi łyka kawy, bo te małpy wszystko wypiły- zrobiłam gest ręką, jakbym chciała coś powiedzieć dłonią, ale brat mi nie dał, dodając, że jestem za młoda na kofeinę- No to chyba jakieś żarty!!

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz