rozdział 8

1.2K 146 41
                                    

#papierowechances

Nie potrafiłam kazać mu iść.

Nie, kiedy kilkanaście minut temu staliśmy tuż pod moją kamienicą, na uporczywym mrozie panującym tej nocy, a on wyglądał jeszcze gorzej niż gdy wyruszyliśmy w drogę powrotną z motylarni. W świetle dawanym przez uliczną latarnię widziałam jego twarz. Zdradzała wykończenie. Davian miał na niej wielkie wypieki, których widok przeraził mnie na tyle, że nie zważając na swoje wcześniejsze postanowienie, aby trzymać go na dystans, zabrałam go do swojej skromnej kawalerki i usadziłam na starej kanapie.

Nie powinnam go tu wpuszczać ani nawet pozwalać, żeby odprowadzał mnie do domu. Nie chcę przecież, aby moje odejście w przyszłości go zabolało. Jednak... kiedy stoję w kuchni i przyrządzając herbatę zerkam na niego przez ramię, czuję ulgę, że zamiast błąkać się po ulicach Denver, chłopak wydmuchuje nos w chusteczki na mojej sofie w ciepłym pokoju.

Szkoda, że nie mam pojęcia, jak długo jeszcze będzie w nim ciepło. Tam, gdzie pracuję, nie zarabiam zbyt wiele i obawiam się, że w ciągu kolejnych tygodni trudno będzie mi opłacić rachunki, które właściciel kawalerki i tak rozłożył mi na raty.

Postanawiam na razie o tym nie rozmyślać, i biorę w dłonie dwa białe kubki z parującą herbatą. Następnie przechodzę do pomalowanego na szaro salonu, w którym pali się jedynie światło stojącej w rogu pomieszczenia lampy. Znajduje się w nim wyłącznie kanapa i stolik kawowy, na którym kładę ostrożnie nasze napoje.

– Skończyłam – obwieszczam cicho i posyłam mu uśmiech. – Mam nadzieję, że herbata ci posmakuje.

Davian wlepia we mnie to charakterystyczne, przeszywające spojrzenie szarych oczu, którym bez trudu sprawia, że moje wnętrzności znacząco się kurczą.

– Wyglądają obłędnie. – Jego grdyka podskakuje pod skórą, gdy przełyka powoli ślinę.

– Prawda? – Kąciki moich ust unoszą się jeszcze wyżej. – Bardzo się nad nimi starałam.

Siadam na przeciwnym skraju jasnej kanapy i podsuwam kolana do klatki piersiowej, a on, nie odrywając ode mnie wzroku, dopowiada jak gdyby nigdy nic:

– Twoje oczy, gdy cieszą się z błahych powodów. To o nie mi chodziło.

Moje tętno przyśpiesza tak bardzo, że przez chwilę nie jestem pewna, czy zaraz nie prześcignę Daviana w konkurencji kto ma większe wypieki na buzi.

O raju.

Dlaczego cokolwiek ten chłopak zrobi czy powie, wywołuje to we mnie całe mnóstwo emocji? Zwłaszcza kiedy usilnie staram się ich nie czuć. Oczywiście w głębi duszy wiem, dlaczego tak jest, ale po prostu nie chcę dopuszczać do siebie faktu, że Davian mi się podoba. Że ilekroć pojawia się w pobliżu i próbuje mnie lepiej poznać, robi mi się o wiele cieplej.

Przecież nasza relacja kiedyś pozostawiłaby w jego życiu wielką pustkę. Davian na pewno by jej pożałował. Nie chcę, by z mojego powodu doskwierał mu smutek.

Więc próbuję temu zapobiec.

– Gdy masz gorączkę włącza ci się tryb flirciarza? – pytam i opieram policzek na kolanach, które wciąż obejmuję kurczowo rękami. Przy tym nadal przyglądam się chłopakowi. Jego roztrzepanym, ciemnym włosom, które przykleił do jego skroni śnieg i pot. Uważnym tęczówkom skoncentrowanym na moich i wygiętych w uśmieszku wargom.

– Przeszkadza ci to?

– Wydaje mi się, że tobie będzie jutro przeszkadzał fakt, że niewiele pamiętasz z tego, co mówisz dzisiaj, gdy ledwo kontaktujesz. – Śmieję się pod nosem. Davian naprawdę zdaje się być nieobecny, kiedy obraca się przodem do mnie i kładzie rękę na oparciu sofy.

94 chances [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz