Poczucie wstydu towarzyszyło mi jeszcze przez wiele godzin po opuszczeniu kawiarni, ale jego kulminacja nastąpiła w momencie, kiedy późnym wieczorem po skończonych zajęciach zajrzałam do torby, a w niej... Znalazłam dwie kanapki.
Nie miałam wątpliwości, że to Reynolds podrzucił mi kanapki. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Czy ja wyglądałam na osobę, której nie było stać na jedzenie? Co do cholery kierowało tym chłopakiem, że podrzucił mi jedzenie jak jakiejś bezdomnej? I to jeszcze po tym, jak wcześniej mnie traktował?
Jedyne co czułam, starając się rozgryźć intencje chłopaka to zakłopotanie. Wszystkie moje dotychczasowe interakcje z nim nie pozostawiały raczej dobrego wrażenia, a jednak ta jedna mała rzecz, którą wczoraj dla mnie zrobił...
Miałam ogromną nadzieję, że był to z jego strony przejaw bezinteresowności, bo szczerze nie wiedziałabym, jak mu się odwdzięczyć. Byłam tak cholernie głodna, ale to jak... nawet cały ten chaos w mojej głowie nie był w stanie uciszyć burczącego żołądka. Kiedy sięgnęłam po kanapkę, uczucie wstydu odeszło wraz z pierwszym kęsem posiłku, który był chyba najporządniejszym w ciągu ostatniego tygodnia.
Następnego dnia w drodze do szkoły, wciąż rozmyślałam o wydarzeniach z poprzedniego dnia i o chłopaku z nimi związanymi. Jeden idiotyczny, mały gest, a ja już zdążyłam pomyśleć o nim w nieco bardziej przychylny sposób. Szybko jednak wrażenie, jakie na mnie zrobił, zostało zabite przez coś lecącego w moim kierunku.
Coś ostrego, mokrego i zimnego... Zbita kulka śniegu rozbryznęła się na mojej twarzy, a lodowate uczucie przeszyło mnie na wylot. Strzepałam szorstki śnieg z policzków i rozejrzałam się wokół.
– Cholera, taka ładna pogoda dzisiaj, skąd ten śnieg się wziął? Miało przecież nie padać... – rozległ się z oddali donośny głos Reynolds'a. Zmarszczył brwi i wygiął usta w podkówkę, ale jego teatralne zaskoczenie szybko przerodziło się w rozbawienie.
Zrobiłam najbardziej dojrzałą rzecz, jaką przyszła mi do głowy: minęłam go bez słowa.
Z początku mogłam uznać trafienie mnie śnieżką za przypadek, nie miał powodu, żeby we mnie celować. Tym bardziej że wczoraj zapłacił za mnie w kawiarni i podrzucił te cholerne kanapki. Jakaś część mnie wiedziała jednak, że zrobił to celowo.
Może miał głupkowaty nastrój, a może był po prostu jeszcze dzieciakiem. W każdym razie cała chęć odwdzięczenia się za kolację wyparowała szybciej, niż się pojawiła.
Powstrzymałam się od pokazania mu wulgarnego gestu i udałam się w stronę wejścia do budynku, pewna, że jeśli będę go ignorować, to szybko mu się znudzi.
Nie sądziłam, że chodziło o coś zupełnie innego.
***
Lekcja matematyki właśnie dobiegła końca. Ledwo zadzwonił dzwonek, a wszyscy rzucili się do wyjścia. Zazwyczaj nie śpieszyło mi się aż tak na przerwy, chyba że po historii. Z matematyką było wręcz przeciwnie. Często zostawałam po lekcji przedyskutować z nauczycielem zadania wybiegające poza zakres materiału lub te, w których znalazłam błędy.
Dlatego, gdy i tym razem Pan Darrow poprosił mnie, żebym podeszła do jego biurka, spodziewałam się rozmowy dotyczącej tego, co zwykle.
– Tak? – odezwałam się, kiedy już stanęłam przy drewnianym meblu.
Mężczyzna spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym się odezwał:
– Nie wpisałaś się na żadną dodatkową aktywność związaną z wydarzeniami szkolnym – oświadczył spokojnie, jednak byłam w stanie usłyszeć w jego głosie nutę podejrzliwości.
CZYTASZ
blade
RomanceZachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie trudno skupić uwagę wszystkich na dumie miasteczka, a sprzyja to tym mieszkańcom, którzy o tą uwagę...