Rozdział 2 - Nowy uczeń

4.2K 199 68
                                    

Nasze liceum nie było bardzo duże, ale z racji, że uczęszczali do niego uczniowie również z pobliskich miasteczek, miało po kilka klas każdego rocznika. Sporo osób kojarzyło się z widzenia, ale z pewnością nie każdy znał się z każdym. Wyjątkiem byli chłopcy z drużyny hokejowej.

Tkwili w kółku wzajemnej adoracji, a i spoza niego przebywało w ich otoczeniu sporo osób. Nie było w tym nic dziwnego biorąc pod uwagę aktywny towarzysko tryb życia, chociażby poprzez integrację na imprezach po zwycięskich meczach.

Mnie to nie jarało. Dużo bliżej było mi do reprezentacji łyżwiarzami, chociaż od czterech lat już się z nimi nie utożsamiałam. Mimo wszystko ta elegancja, spokój i klasa, jaką sobą reprezentowali była tak magnetyzująca, że nie potrafiłam przejść obok nich obojętnie.

Oni też byli specyficzni, ale nie dało się tego uniknąć, kiedy osiągało się w sporcie pewien poziom profesjonalizmu, dlatego teraz, kiedy z zawodowstwem nie miałam już nic wspólnego, trzymałam się z boku.

Nie lubiłam być w centrum uwagi, ale nie drżałam za każdym razem, gdy ktokolwiek się do mnie odzywał. Funkcjonowałam obok tego całego zgiełku wokół młodych talentów i skupiałam się na sobie, nie mieszając się w żadne afery, nie angażując w życie szkoły bardziej, niż było to konieczne. Nikomu nie przeszkadzałam i w zamian oczekiwałam tego samego.

Zawładnięta nostalgią, powędrowałam wzrokiem w stronę plakatów oprawionych w ramki, które przedstawiały absolwentów CHS na podium czy na międzynarodowych lodowiskach, ale po drodze wyłapałam zdecydowanie zmierzającego w moją stronę chłopaka.

– LeBlanc, nie? – odezwał się Corey, wciąż będąc w odległości kilku kroków ode mnie.

– Wiesz, jak mam na nazwisko – syknęłam pod nosem, kiedy już się zbliżył, by tylko on mnie usłyszał. – Co ty wyprawiasz?

– Umów się ze mną – powiedział normalnym tonem, nic sobie nie robiąc z mojej próby zachowania dyskrecji.

– Weź daj spokój, ludzie patrzą – wytrzeszczyłam oczy w zdumieniu.

– Więc widzą, jak zapraszam cię na randkę – dodał tym razem ciszej.

Corey Smith nie pozwalał ludziom wokół niego odczuć, że są gorsi, mniej utalentowani, słabsi. Był kulturalny, służył pomocną dłonią i dużo się śmiał. Tyle, że trzymał się z chłopakami z drużyny, imprezował z nimi i wychodził, co w jakimś stopniu wpływało na jego relacje z osobami trzecimi, czy tego chciał czy nie.

I może nie prowadzał się co tydzień z inną dziewczyną, ale był atrakcyjny i wzbudzał zainteresowanie wśród płci przeciwnej, a fakt, że tkwiliśmy w naszym układzie od dłuższego czasu tylko potwierdzał, że był on skłonny do zawierania relacji, kierując się jedynie potrzebami fizycznymi.

– Dam ci kosza przy wszystkich, tego chcesz?

– Pytałaś, jak to ogram – wzruszył ramionami i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej.

– Corey, naruszasz trochę moją przestrzeń osobistą – nieznacznie się spięłam, bo chociaż nie był to pierwszy raz, kiedy był w takiej odległości, teraz nie czułam się nawet w najmniejszym stopniu swobodnie.

– Nie wymyślaj tylko się zgódź – zrobił maślane oczy, a ja uległam, byle tylko znów zdobyć wokół siebie trochę przestrzeni.

– No dobrze, dobrze.

– Dzisiaj po szkole – zarządził i nie czekając na moją odpowiedź, wrócił do grupki chłopaków ubranych w granatowe bluzy z logiem CHS.

To było dziwne. Stałam, jak osłupiała ze wzrokiem wbitym w przestrzeń, ale nie za bardzo miałam co zrobić. Może... Może byłam winna Corey'owi to spotkanie. W pewnym sensie dosyć sporo mu zawdzięczałam.

bladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz