Rozdział I

5.3K 180 117
                                    


Valentina :

Rok 2022:

Od wydarzenia w parku minęły dwie doby. Nikomu o tym nie powiedziałam, tak jak ON chciał. Miałam nadzieje, że to było nasze pierwsze i za razem ostatnie spotkanie.

Jak to mówią, nadzieja matką głupich.

Jak na dobrą i wzorową córkę przystało, zawsze wstałam o 5 żeby pobiegać, bo jak to mówi mój ojciec „moja córka nie może być gruba, a tobie przydało by się zrzucić trochę kilogramów.'' Wstałam ubrałam moje ciuchy do biegania i wyszłam biegać. Wróciłam chwile po 6 i zaczęłam się szykować. Zrobiłam swój codzienny skin care, następnie ubrałam idealnie wyprasowany mundurek mojej szkoły, a później zrobiłam lekki makijaż. Resztę czasu spędziłam na powtarzaniu materiału z matematyki. Jak ja nienawidzę tego przedmiotu, a jeszcze bardziej tej wiedźmy, która go uczy. Do szkoły miałam na 8, więc równo o 7:30 wychodziłam, ponieważ nie miałam jeszcze swojego auta. Zeszłam na dół do kuchni, żeby wziąć coś do jedzenia. Na dole spotkałam ojca popijającego kawę.

-Witaj ojcze - przywitałam się z nim, siląc się na mały uśmiech.

Ojciec tylko zmierzył mnie oceniającym spojrzeniem od góry do dołu i nic nie powiedział, tylko wrócił do picia swojej czarnej kawy. Podeszłam do miski z owocami i wzięłam sobie dwa jabłka.

-Tobie chyba jedno wystarczy.-odparł chłodno ojciec.

Nic nie powiedziałam, bo mogło by się to dla mnie źle skończyć, tylko odłożyłam jedno jabłko. Już miałam wychodzić z kuchni, ale automatycznie zatrzymałam się gdy znowu usłyszałam chłodny głos ojca.

-Mogła byś lepiej się pomalować a nie wyglądasz jak dziwka-powiedział.

Wyglądasz jak dziwka.

Jak dziwka.

Dziwka.

Takie komentarze dostaje parę razy dziennie. Na początku bolało, ale szybko się przyzwyczaiłam, ale nadal trochę boli.

Skinęłam tylko głową i zmierzałam w stronę wyjścia z domu. Jak byłam już na dworze w końcu mogłam ze spokojem odetchnąć. W drodze do szkoły czułam się obserwowana, ale zwaliłam to na moją bujna wyobraźnie.

                                                                             ***

Dzień minął mi w miarę szybko. Przez cały dzień towarzyszyło mi uczucie, że coś się dzisiaj wydarzy. Miałam iść dzisiaj do pracy, ale okazało się, że Elizabeth moja szefowa zamknęła ją dzisiaj z niewiadomego powodu i wszyscy mamy dziś dzień wolny. W drodze do domu znowu czułam się obserwowana, co chwile obracałam się za siebie żeby zobaczyć czy czasem ktoś mnie nie śledzi. Gdy dotarłam do domu, taty jeszcze nie było wiec odetchnęłam z ulgą. Ściągnęłam buty i skierowałam się do swojego pokoju. Gdy weszłam do środka zmurowało mnie. Na moim biurku leżała czarna koperta, w której jak podejrzewałam był list i bukiet moich ulubionych kwiatów-białych róż. Nie wiem ile tak stałam w wejściu do mojego pokoju, ale po chwili postanowiłam wejść i zobaczyć co jest w kopercie. Nie myliłam się, był to list.

Droga, Valentino Davies.

Mam nadzieje, że mój prezent ci się podoba.

Chciał bym ci powiedzieć, że ślicznie wyglądasz o 5 rano, gdy biegasz albo jak próbujesz się skupić na lekcji, ale z tyłu głowy masz, że coś dzisiaj może się stać. I stało się, napisałem do ciebie swój pierwszy i zapewne nie ostatni list.

Zapewne zastanawiasz się kim jestem?

Tego na razie się nie dowiesz, może kiedyś, a może wcale.

To chyba na tyle w moim liście, bo nic ciekawego dzisiaj nie robiłaś.

PS: Zjedz porządny obiad, bo twoje dzisiejsze śniadanie to była jedna wielka masakra. Pamiętaj, że nie jesteś gruba jesteś śliczna taka jaka jesteś.

Do zobaczenia, wisienko

Twój N.A.

Who are you? #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz