Rozdział 12 - Starcie serca z rozumem

27 4 3
                                    

Nowy Jork, USA, 2001 rok

– To było TAK NIEPRZEMYŚLANE – wyznała, mimo ubiegu lat rumieniąc się i zakrywając twarz ze wstydu. – Jak to w ogóle brzmi bez kontekstu? Przeżyłam pierwszą namiętność ze swoim byłym w hotelu pod lekkim wpływem alkoholu, ponieważ mi się to przyśniło i nie mogłam się powstrzymać, kiedy zobaczyłam go na żywo? Płytko, prawda?

– Bez kontekstu owszem, tak się wydaje – przyznała dziennikarka. – Ale zakładam, że to tylko takie wrażenie. Z pewnością ma pani na to uzasadnienie.

– Oczywiście, że mam. Pod tym wszystkim, co właśnie powiedziałam, kryje się znacznie więcej. Ja myślę, że tamtej nocy wyszło z nas coś, co dusiliśmy latami. Zdawałam sobie sprawę, że przez intrygę straciłam chłopaka, który traktował mnie jak królową i jako jedyny pociągał mnie fizycznie. Co wtedy działo się w jego głowie, tego powiedzieć nie umiem. Wiem tylko tyle, ile sam wyjaśnił następnego dnia. W każdym razie, udowodnił mi, że wciąż mnie szanuje i skrycie się o mnie troszczy. Zanim zasnęłam tamtej nocy, przypomniałam sobie o historii ptaka Butimara. Byłam jak on, od lat usychająca z niespełnionej miłości, a dzięki Gilbertowi miałam możliwość skosztowania tego zakazanego trunku. Nie byliśmy już dziećmi, ale myślę, że to, co zrobiliśmy, na swój sposób wciąż było niewinne. Wynikało przede wszystkim z miłości i to miłości tak wielkiej, że nie potrafiliśmy bez niej żyć. To nie było tylko połączenie ciał. To było także połączenie dwóch dusz, cierpiących i zagubionych. Wprawdzie w okolicznościach takich, w jakich się to stało, ale jeśli mam być szczera, nie winiłabym o nic ani alkoholu, ani snu. Nie byliśmy nawet aż tak pijani. My tego potrzebowaliśmy. Oboje. Z tym, że ostateczne dojście do zgody naprawdę nie było takie proste. On domagał się czegoś, czego dać mu nie mogłam. Prawdy o Josie. Bez tego mogłam jedynie pomarzyć o ponownym związku, a i z tym taka opcja stawała się nierealna. Bo i jak mógłby zareagować na wieść o tym, w co uwierzyłam? Na ten moment czekał nas powrót do rzeczywistości. Niełatwy powrót, gdyż niebawem miałam znaleźć odpowiedź na to pytanie w najmniej odpowiednim momencie.

Nowy Jork, USA, sierpień 1986 roku

Gilbert gwałtownie otworzył oczy, gdy usłyszał drażniący dźwięk telefonu, który leżał na szafce nocnej tuż obok jego głowy. Ania spała tak twardo, że ją to nie obudziło i wciąż pozostawała wtulona w jego nagi tors. Chłopak spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Do dwunastej musieli się wymeldować.

Leniwie sięgnął po słuchawkę, nawet nie ruszając się z miejsca.

– Słucham?

– W lobby czeka pani Jessica Palmer – odezwała się po drugiej stronie słuchawki recepcjonistka. – Twierdzi, że musi się z państwem pilnie zobaczyć.

– Proszę jej powiedzieć, żeby zaczekała pięć, dziesięć minut. Zejdziemy do niej.

– Dziękuję. Przekażę.

Gdy się rozłączyła, Blythe ciężko westchnął.

– Nigdzie nie idę – mruknęła Ania, która jednak przebudziła się na dźwięk jego głosu.

– Jest dziesiąta. I tak musimy już wstawać.

– Jeśli myślisz, że ogarnę się w pięć minut, to jesteś w błędzie.

– Niech będzie – odparł, wyswabadzając się z uścisku i wstając, by zarzucić na siebie cokolwiek. – W takiej sytuacji pójdę do niej sam.

Doskonale wiedział, że ją to sprowokuje. Zerwała się z łóżka, by założyć bieliznę i najluźniejszą sukienkę, jaką znalazła. Włosy rozczesała i upięła spinką. Gilbert zaśmiał się z satysfakcją.

Somebody to Love - ShirbertOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz