~Rozdział 18~

121 5 0
                                    

Elizabeth
Podczas śpiączki słyszałam, jak Archer do mnie mówił, nawet próbowałam mu odpowiedzieć, czy chociaż poruszyć palcami, ale nie dałam rady.
-Wiesz może, kiedy wychodzę?
-Jasne, doktor zaraz przyjdzie, bo go wołałem.
-Dzień dobry, panno Evans, panie Johnson. Mam nadzieję, że pani czuje się już lepiej, a panu żadna z pielęgniarek nie zaproponowała wolnego łóżka? Od pięciu dni pan na krześle śpi.
-Czy ty jesteś nienormalny? Trzeba było iść do domu spać, a ty tu siedziałeś i pilnowałeś mnie, podczas gdy ja leżałam tutaj bez ruchu.
-Ale czy wy nie rozumiecie, że nie mogłem wrócić do domu?
-Dlaczego?
-Bo w nim nie było ciebie.
-Przepraszam, doktorze, kiedy będę mogła wyjść ze szpitala?
-Zostawimy cię jeszcze dziś na noc na kontrolę i jutro rano będzie mogła pani wyjść. A panie Johnson, może pan skorzystać z łóżka obok - powiedział, wskazując na łóżko obok mnie.
                  •••
Otworzyłam oczy, widząc, że leżę w kompletnym mroku. Odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam, że na łóżku obok leży Archer i wpatruje się we mnie.
-Hej, która godzina?
-Dwunasta dwadzieścia osiem.
-Mógłbyś zaświecić światło? Boli mnie głowa od tego mroku.
Chłopak w milczeniu sięgnął w stronę lampki nocnej, której za dnia nie zauważyłam. Nagle w pokoju rozbłysł blask lampki. Mogłam przyjrzeć się bardziej twarzy chłopaka: cera wysuszona, pobladła, fioletowe worki pod oczami.
-T...ty spałeś w ogóle?
-No, dwadzieścia minut.
-Połóż się spać, proszę.
-Nie dam rady.
-Oczywiście, że dasz radę.
-Nie rozumiesz, że kiedy tylko na moment odwracasz wzrok, biję się z myślami.
-P...przepraszam, po prostu po operacji strasznie jestem śpiąca i oczy same mi się zamykają. Nie chciałam cię zostawić, żebyś wszystko rozmyślał.
-Nie obwiniaj się, to nie twoja wina. Oglądniemy coś?
-T...tak, jasne.
Chłopak sięgnął po pilota i włączył telewizor, a na nim pojawiło się czerwone „N".
-Może tym razem Shreka?
-Okey.
Oglądaliśmy filmy do momentu, aż doktor nie przyszedł sprawdzić, co ze mną.
-Dzień dobry, pani Evans, jak się pani czuje?
-Dzień dobry, dużo lepiej niż parę dni temu. Kiedy będę mogła wyjść?
-Dzisiaj po południu. A pan, panie Johnson, jak się pan czuje?
-Dużo lepiej niż podczas dnia postrzału.
-Wyspał się pan?
-Oczywiście, spałem jak małe dziecko. Budziłem się co godzinę.
-Dobry żart.
Doktor wyszedł.
-Pomożesz mi wstać?
-Jasne.
Archer podszedł do mojego łóżka i podał mi obie ręce. Delikatnie chwyciłam je i wstałam.
-Dziękuję. Podałbyś mi torbę? Nie dam rady się schylać.
-Jasne. Przyjedzie po nas moja mama. Weźmie ci klapki, żebyś nie musiała się schylać i wiązać butów.
-A kiedy idziemy na mszę?
-O jaką mszę ci chodzi?
-Jak byłam w śpiączce, obiecałeś, że jeśli się obudzę, będziesz chodził do kościoła.
-No cóż, w niedzielę idziemy do kościoła.
-Który dzisiaj jest?
-Siedemnasty grudnia.
-O Boże, muszę ci jeszcze prezent kupić. Muszę zadzwonić do Tess. Pożyczysz mi telefon? Swój zostawiłam w aucie.
-Jasne, trzymaj, masz już wybrany numer.
Przyjęłam telefon od chłopaka i przyłożyłam do ucha. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci.
-Hej, Archer, co z Elizabeth?
-Hej, tu Elizabeth. Dałabyś radę dziś ze mną przejechać do galerii?
-Jasne, o której?
-Piętnasta pasuje?
-Oczywiście, jesteśmy umówione.
Rozłączyłam się i oddałam mu telefon.
-Elizabeth, kochanie, jak się czujesz? - zapytała Clara, wchodząc do sali.
-Dobrze, dziękuję.
-Była tu pani raz, prawda?
-Tak, tylko raz, bo Archer nikomu nie pozwolił wchodzić do sali po tym, jak się obudziłaś.
-Serio, nikomu nie pozwalałeś tu wejść?
-Tak.
Wyszliśmy z sali i podeszliśmy do recepcji.
-Panno Evans, tu pani wypis. Miłego dnia.
-Dziękuję, miłego dnia.
Wyszliśmy powolnym krokiem na parking. Clara otworzyła mi drzwi, a Archer pomógł wejść mi do środka. W domu zastaliśmy całą rodzinę.
-Za godzinę obiad - krzyknęła Clara, żeby usłyszeli ją w salonie.
            •••
-Pobieramy się w styczniu - powiedział John, gdy usiedliśmy do stołu.
-Dokładniej dwunastego stycznia - poprawiła Tess. - Elizabeth, Emma, Elen, Lily, Olivia, Mona, zostałybyście moimi druhnami na ślubie?
-Jasne - odpowiedziałyśmy wszystkie w jednym momencie.
-Chłopaki, mogę na was liczyć? Odwalicie się jak szczur na otwarcie kanału i pojawicie się na ślubie?
-A kto będzie waszym świadkiem? - zapytała podekscytowana Mona.
-Ja miałem w planach Archera, a jak się nie zgodzi, to Charliego.
-Ja myślałam nad Elizabeth. Dziewczyny, nie obraźcie się, ale z nią mam najbliższy kontakt, chociaż was znam dłużej.
Po obiedzie każdy rozszedł się do pokoju.
-To co, zapowiada się intensywny miesiąc? - zapytałam, wchodząc do garderoby.
-Jak widać.
Wzięłam najwygodniejsze dresy, żeby nie wrzynały mi się w ranę, i czarną bluzę. Wyszłam z pokoju i udałam się do sypialni Johna. Zapukałam delikatnie w drzwi.
-Już idę! - krzyknęła Tess.
Otworzyła drzwi i zaczęła wychodzić na jednej nodze, zapinając obcas.
-Minutę, tylko buta zapnę.
Dziewczyna ruszyła w stronę schodów, więc w milczeniu ruszyłam za nią.
-Jedziemy twoim autem czy Johna? - zapytałam, gdy weszłyśmy do garażu.
-Moim, bo John zaraz jedzie na spotkanie.
Wsiadłyśmy do białego Porsche 911 i wyjechałyśmy z garażu. W galerii byłyśmy po dwudziestu minutach.
-Dokąd idziemy?
-Do sklepu LEGO.
-LEGO?
-Tak, nie wiem, czy się ze mną zgadzasz, ale Archer to dalej takie duże dziecko. Kupimy mu zielone autko, takie jak on ma. Wydaje mi się, że Porsche 911 zielonego z klocków nie ma, ale kupimy inne.
-Ma to sens.
-Losowałaś osobę, której kupujesz prezent na święta?
-Co?
-Co roku losujemy, komu w święta kupujemy prezent. Ja mam Archera. Tobie został Dylan, więc wystarczy, że też mu kupisz autko LEGO.
Kupiłyśmy cztery autka i wyszłyśmy ze sklepu.
-Dzień dobry, pakuje pani na prezent?
-Oczywiście.
-To spakuje pani te wszystkie?
-Jasne.
-Ile za to będzie?
-Pięć dolarów.
Kobieta wręczyła nam prezenty. Tess podała jej banknot.
-Dziękuję ślicznie, miłego dnia.
-Miłego dnia, zapraszam ponownie.
Ruszyłyśmy w stronę samochodu. Dziewczyna otworzyła auto, a ja wrzuciłam do bagażnika kartony. Wsiadłyśmy do środka i pojechałyśmy.
-Wysadzę cię przy domu, dobrze? Bo ja muszę jeszcze jechać do domu rodzinnego.
-Dzięki, że ze mną pojechałaś.
-Nie ma za co. Ja też musiałam kupić Archerowi prezent na święta i urodziny.
Tess zatrzymała się, a ja otworzyłam drzwi.
-Otworzysz bagażnik?
-Oczywiście.
Otworzyła bagażnik, a ja wyjęłam swoje rzeczy. Weszłam na posesję, ruszając w stronę drzwi. Otworzyłam je delikatnie i poszłam do sypialni, gdzie na łóżku siedział Archer. Podeszłam do niego i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
-Co się stało?
-Nic.
-Mów, przecież widzę, że cię coś gryzie.
-Boję się.
-Czego?
-Po tym, jak cię postrzelili, wystraszyłem się, że nie przeżyjesz. Teraz, jakby to ode mnie zależało, nie wypuszczałbym cię z domu, a jak już wychodzisz, to przynajmniej ze stu ochroniarzami, i tak by to było dla mnie za mało.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że aż tak się tym przejmiesz. Gdybyś mi powiedział, zostałabym w domu. Tess sama by pojechała.
-Nie masz za co przepraszać. Po prostu przez te dwa miesiące stałaś się dla mnie ważniejsza od mojego rodzeństwa, a nawet mamy i taty.
-Serio?
-No, jesteś dla mnie jak najcenniejszy skarb. Chciałbym cię chronić przed wszystkim, lecz nie zawsze wiem jak.
-I tak robisz więcej niż mój ojciec, który powinien chronić mnie przed innymi, a nie oddawać jakiemuś nieznanemu mężczyźnie. Bez urazy, twój ojciec jest zajebisty, ale rozumiesz, on oddał mnie, bo nie miał pieniędzy na zwrócenie. Zrozumiałabym, gdyby starał się je zdobyć, ale on bez zastanowienia sprzedał mnie. I podobno byłam warta tylko dwieście tysięcy. Na początku układało się świetnie: wspólne obiady, szkoła, nauka, spędzanie czasu z tobą i tak w kółko. Później zemsta nauczyciela. Właśnie, co się z nim stało?
-Ludzie ojca najpierw go torturowali, później zabili.
-Aha, dobra, nieważne. Po tym znów był spokój, po tym znowu strzelanina. Teraz jeszcze ślub Johna i Tess, na którym będziemy świadkami. Nie chcę odmawiać, ale się stresuję, że nie podołam, i mam czasami myśli, że na przykład Olivia albo Emma byłyby lepsze, bo znają się dłużej.
Poczułam, że po moich policzkach zaczynają płynąć łzy.
-Hej, myszko, spokojnie, chodź tu - powiedział, rozkładając ramiona.
Ostrożnie przytuliłam się do torsu chłopaka, a on szczelnie zamknął mnie w uścisku.

Mafia wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz