Piosenka do rozdziału: I Found - Amber Run
Typowo oznaczę miejsce (/\/\/\)***
Przez ciemność, która nieustannie towarzyszyła mi w ostatnim czasie, zaczęły przedzierać się jasne prześwity. Ciężar na powiekach wydawał się ustępować miejsca lekkości i zachęcona tym włożyłam mnóstwo siły w otworzenie oczu. Nie przyszło mi to łatwo, ale za którymś razem się udało.
Pierwsze, co spotkało mnie po obudzeniu to fala niesamowitego bólu promieniującego przez całe ciało. Czułam go tak dosadnie, że wywołał on falę paniki. Bałam się, że jeśli ból fizyczny był odczuwalny w takim stopniu, ból psychiczny będzie jeszcze gorszy. Zaniepokoiło mnie to, że mój wyłącznik emocji nie zadziałał. Ostatnie, co pamiętałam to próba wyłączenia go.
- Maeve? Słyszysz mnie? - usłyszałam znajomy głos.
Nie mogłam się na nim w pełni skupić, bo coś w mojej buzi utrudniało oddychanie. Instynktownie chciałam sięgnąć do niej ręką, ale uniemożliwiła mi to kolejna fala bólu i plątanina kabli. Czułam, jak zalewa mnie panika, a nieudolna próba złapania powietrza tylko ją wzmogła. Do oczu zaczęły napływać mi łzy, klatka unosić się w coraz szybszym tempie.
- Cii, już spokojnie, oddychaj. Co za idioci zostawili ci te rury, kiedy czekają, aż się wybudzisz - dochodził do mnie męski głos.
- Fane, idź po lekarza - odezwał się zaraz drugi.
Fane tu był, pomyślałam. Na samą wzmiankę o nim poczułam w sobie coś ciepłego, przyjemnego. Sama myśl o chłopaku wywoływała we mnie emocje, co dopiero... emocje, czułam emocje. Wyłącznik nie zadziałał i właśnie się w tym utwierdziłam.
Jeśli byłam w stanie stwierdzić obecność moich uczuć wobec Fane'a, oznaczało to, że te negatywne emocje również mnie zaleją. I miało się to wydarzyć za moment.
Stałam na rozdrożu między ulgą, że praca, jaką włożyłam w relacje z tym tak ważnym dla mnie chłopakiem, nie poszła na marne, a przerażeniem, że zaraz dosięgną mnie konsekwencje idące za utratą kolejnej ważnej osoby w moim życiu. Nie byłam gotowa na stawienie czoła śmierci Charlotte.
- Pozwól mi sobie pomóc - poprosił mężczyzna. Widzenie nabrało ostrości i teraz rozpoznałam w nim Nathana. Majstrował coś przy plastikowej rurce i mojej twarzy. - Proszę, zobacz, masz już tylko maskę z tlenem. Z nią powinno ci się dużo łatwiej oddychać - powiedział głośno i wyraźnie, ale spokojnie.
- Char... lotte... - wychrypiałam. Zaskoczył mnie dźwięk własnego głosu i chrypa, jaka mu towarzyszyła. Musiało to mieć coś wspólnego z bólem gardła, jaki odczuwałam.
- Charlotte jest cała i zdrowa - oświadczył Nathan. Te słowa mogły oznaczać tylko jedno. Przyjęłam informację do wiadomości, na szukanie w niej sensu przyjdzie czas później.
- Mikey... - od razu wypaliłam. Pamiętałam, że po wyjściu ze szkoły miałam się udać właśnie do niego, ale z jakiegoś powodu nie udało mi się dotrzeć.
- Jest na oddziale, ma zapewnioną najlepszą opiekę - wyjaśnił mi Pan Reynolds.
Nie myślałam o podziękowaniach, potrzebowałam kolejnych informacji, dlatego skupiłam się na wypowiedzeniu kolejnych słów, chociaż przyszło mi to niesamowicie ciężko:
- F... Fane...
- Poszedł po lekarza, zaraz wróci - odpowiedział mi niezwłocznie mężczyzna nachylony nad łóżkiem.
Przyglądałam się jego twarzy, z ulgą stwierdzając, że obraz przed moimi oczami nabiera coraz większej ostrości.
Parę chwil później uwagę pana Reynoldsa zwrócił odgłos otwieranych drzwi, a następnie dwie osoby, które weszły do pokoju.
CZYTASZ
blade
RomanceZachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie trudno skupić uwagę wszystkich na dumie miasteczka, a sprzyja to tym mieszkańcom, którzy o tą uwagę...