- Charlotte? - szepnęłam, a kobieta momentalnie się przebudziła. Może to instynkt macierzyński tak działał, a może zawsze miała płytki sen.
- Tak? Maeve? - zdziwiła się, głos miała mimo wszystko zaspany.
- Wybacz, że cię budzę, ale... - zaczęłam, ale w momencie kiedy kobieta zapaliła lampkę nocną, a ta drobna ilość światła padła na moją twarz, przerwała mi.
- Jezus, dziecko, co ci się stało?!
- To nic, nie o to chodzi - wskazałam ręką na lekko opuchnięty, zadrapany nos i strupa na wardze, a następnie ją machnęłam zbywając temat. Charlotte wstała i założyła satynowy szlafrok, szczelnie się nim opatuliła i dopiero wtedy poświęciła mi całą swoją uwagę.
- Czy wy się pokłóciliście? Nie wiem, czy będę w stanie w to uwierzyć, ale przysięgam że jeśli Fane podniósł na ciebie rękę to go... - głos jej się załamał. Szczęka mi opadła, że byla w stanie w ogóle o czymś takim pomyśleć, dlatego od razu wyprowadziłam ją z błędu.
- Nie, Boże nie. Nigdy by tego nie zrobił! - Byłam o tym święcie przekonana i niemal pewna, że ona również, a to jedynie okoliczności, w jakich się znajdowałyśmy - środek nocy i mój wygląd - popchnęły ją do takich rozważań. - Ale o niego chodzi, jest rozpalony. Ma gorączkę i majaczy, zrobiłam mu zimne okłady, ale nie wiem, gdzie macie leki.
Pani Grims ruszyła w stronę pokoju chłopaka, a ja podreptałam za nią.
- Synku, co się dzieje? - przysiadła na brzegu łóżka i dotknęła ręką jego czoła.
- Nie wiem co robić - wymamrotał chłopak.
- Dużego pola do popisu to nie masz. Najlepiej leżeć i to przespać - pokręciła głową z politowaniem. Kącik ust drgnął jej ku górze. Próby sklejenia przez chłopaka spójnej wypowiedzi musiały ją nieznacznie rozbawić.
- Dzieje jej się krzywda, nie wiem jak mam pomóc - powiedział, a ja cała się spięłam. Charlotte również spoważniała, ale nie miałam pewności, czy będzie wiedziała, co chłopak ma na myśli. Ja jednak wiedziałam.
- Fane, to ja, mama - nachyliła się nad nim i lekko potrząsnęła go za ramię. Reynolds otworzył oczy, ale zaraz znów je przymknął. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Mamo... ja ją kocham - wymamrotał, a mi serce podeszło do gardła. Czy on właśnie powiedział, że...
Kobieta chwilę jeszcze przyglądała się tworzy syna, ale w końcu wstała i wyszła z pokoju. Chciałam podążyć za nią, ale powstrzymały mnie słowa Fane'a.
- Vee? Nie zostawiaj mnie - poprosił.
Przysiadłem na brzegu materaca, w miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmowała kobieta, i przyłożyłam dłoń do policzka chłopaka.
- Ciii, już dobrze. Jestem przy tobie.
- Obiecaj, że mnie nie zostawisz...
- Nie zostawię Cię. Obiecuję ci to tak, jak ty obiecałeś dzisiaj mi. Nie zostawię cię - zarzekłam się.
- Umieram? - majaczył, a na moje usta wpłynął niekontrolowany uśmieszek.
- Nie, Fane, nie umierasz - parsknęłam rozbawiona.
Do pokoju weszła z powrotem Charlotte. W jednym ręku miała szklankę z wodą a w drugim plastikowy kubeczek z tabletkami. Obudziłyśmy chłopaka i zmusiłyśmy, jest by usiadł i wziął leki. Zrobił to na wpół świadomie, a jak tylko połknął tabletki, niemal od razu zasnął z powrotem.
Charlotte dała mi do zrozumienia, żebym dołączyła do niej na korytarzu, tak też więc zrobiłam.
- Może czymś się zatruł? - zastanawiała się na głos kobieta, ale było to dalekie od prawdy.
CZYTASZ
blade
RomanceZachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie trudno skupić uwagę wszystkich na dumie miasteczka, a sprzyja to tym mieszkańcom, którzy o tą uwagę...
25,5. Same gorzkie łzy
Zacznij od początku