- Myślałem, że masz grypę.
Cholera. Czemu ty się zawsze pojawiasz w tym miejscu i o takim czasie, kiedy to jesteś najmniej potrzebny, Fane.
- Musiałam przyjść na historię, bo hulk się na mnie uwzięła - rzuciłam zgodnie z prawdą i na tym moja szczerość w nadchodzącej rozmowie prawdopodobnie się kończyła.
- Unikasz mnie - po tych słowach wiedziałam, że mogę pomarzyć, żeby ta rozmowa zaraz się skończyła.
- Nie unikam cię - zaprzeczyłam. To była w zasadzie pół prawda, bo unikałam wszystkich. - Mam dużo na głowie.
- Możesz się na mnie spojrzeć? - Zbliżył się i złapał mnie za ramię, żeby odwrócić mnie przodem do siebie. - Czy nadal będziesz udawać, że nic między... - przerwał, gdy zorientował się, jak duży ból wywołał tym ruchem w moim ciele. Zgięłam się niemal w pół.
- Co ty robisz? - spytał zmieszany, momentalnie mnie puszczając.
- Zostaw mnie - wysyczałam. Starałam się zamaskować swój nierówny oddech.
- Spójrz się na mnie - rozkazał, podczas gdy ja wbijałam wzrok w dal korytarza, ani myśląc o przekręceniu głowy w jego stronę.
Fane powoli podszedł do mnie i kątem oka widziałam, że przygląda się mojemu lewemu profilowi i marszczy brwi.
- Pomalowałaś się - zauważył.
- Masz oczy i umiesz ich używać, brawo - odburknęłam, ale nie wydawał się ta odpowiedzią usatysfakcjonowany, więc dodałam: To normalne, że dziewczyny przychodzą w makijażu do szkoły.
- Kiedy mają tylko jedną lekcje i rzekomo są chore też?
Zacisnęłam usta w wąską linię i nie odpowiedziałam mu. I tak zaraz zobaczy, co mnie do nałożenia tego makijażu nakłoniło.
Wyciągnął dłoń w kierunku mojej twarzy i złapał mnie za podbródek, po czym przekręcił głowę w swoją stronę. Światło z okien korytarza padało idealnie na moją buzię.
Widziałam, jak analizuje wzrokiem każdy niepasujący element mojej twarzy. Opuchnięte oko i przebijający się spod podkładu fiolet, rozcięcie na policzku i zadrapania skroń, strup na wardze... biegał wzrokiem od jednej rany do drugiej, nieustannie szukając kolejnych obrażeń.
W końcu puścił moją brodę i cały się napiął. Miałam wrażenie, że urósł na moich oczach dobre pięć centymetrów.
- Maeve, zadam ci to pytanie tylko raz i nalegam, abyś dobrze przemyślała odpowiedź, a następnie sformułowała ją w bardzo jasny i wyraźny sposób - zaczął poważnym tonem z kamienną miną.
Nie wyglądał, jakby miał ochotę na przekomarzanki czy inne żarty. Tak poważnego dawno go nie widziałam.
- Kto ci to zrobił? - wycedził przez zaciśnięte zęby, wbijając we mnie lodowate spojrzenie szarych tęczówek, a ja poczułam, jak cała się kurcze.
- Ja... nie wiem - wyszeptałam, stale myśląc nad najlepsza wymówką, jakiej mogłabym teraz użyć.
- Jak to nie wiesz? - wysyczał jadowicie. Wyglądał na wściekłego, a przecież nic mu nie zrobiłam. Odkąd dał mi się poznać z tej łagodnej strony, nie chciałam konfrontować się więcej z jego innymi osobowościami.
- Ktoś mnie napadł... i pobił - wypaliłam w końcu. Genialne Maeve!
Reynoldsa ogarnęła furia. Zacisnął szczękę tak mocno, że linia żuchwy mogłaby rozciąć skórę od wewnątrz. Zaczął ciężej oddychać, aż w końcu przeszedł przez korytarz na jego drugą stronę, zamachnął się i wbił pięść w metalową szafkę jednego z uczniów.
CZYTASZ
blade
RomanceZachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie trudno skupić uwagę wszystkich na dumie miasteczka, a sprzyja to tym mieszkańcom, którzy o tą uwagę...