TW: Rozdział opiera się na szczegółowych opisach przemocy fizycznej.
——-
- Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy wczoraj w robocie podchodzi do mnie znajomy i pyta, czy moja córka ma jakieś korzyści z tego, że kurwi się z synem burmistrzowej.
Chwilę mi zajęło zrozumienie słów tego człowieka, a kiedy wreszcie dotarł do mnie ich sens, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Zaczęłam się śmiać tak bardzo, że musiałam podeprzeć się ręką o ścianę kuchni.
Parę dłuższych momentów zajęło mi opanowanie emocji, aż w końcu wyprostowałam się. Potarłam palcem jedną z powiek, żeby pozbyć się ewentualnej łezki, która mogła się podczas tego nagłego napadu rozbawienia pojawić.
Spojrzałam na ojca i zrozumiałam, że czeka na odpowiedź.
- Ty tak na poważnie? - zapytałam, maskując resztki rozbawienia.
Ojciec podszedł do mnie wolnym krokiem i mocno mnie spoliczkował. Głowa odleciała mi na bok, ale nie straciłam równowagi. Przyłożyłam dłoń do policzka, co robiłam za każdym razem, gdy podosił na mnie rękę. Zupełnie jakbym chciała sprawdzić, czy rzeczywiście się do tego dopuścił. I za każdym razem tylko się w tym urwierdzałam.
- Nie twoja sprawa z kim i kiedy się spotykam - warknęłam, zmieniając postawę o sto osiemdziesiąt stopni.
- Czyli nie zaprzeczasz - stwierdził ojciec.
Zaczęłam analizować tą sytuację. O czym on w ogóle mówił? Nie mogło chodzić o to, że wychodziłam dzisiaj rano z domu Reynolds'a. W końcu ojciec powiedział, że wie o tym od wczoraj i od kogoś z roboty. Tu nie chodziło o korepetycje, więc może o czwartkowy wieczór, kiedy to Fane przyszedł do mnie na lodowisko? Mogłam tak gdybać i gdybać, a i tak nie doszłabym do tego, kto, kiedy i gdzie nas widział, a następnie przekazał ojcu.
- Nie potwierdzam, ale Ty i tak już sobie wszystko dopowiedziałeś, prawda? - odezwałam się w końcu.
Uważnie obserwowałam wyraz twarzy Harolda i z satysfakcją uniosłam kąciki ust, gdy zaczęło wpływać na nią niezadowolenie.
Wiedziałam, co się dzisiaj wydarzy. Zgubna była dla mnie tylko chęć przejęcia nad tym kontroli.
Wbiłam w ojca wyzywające spojrzenie, mając świadomość, że jeśli będzie ono wystarczająco nonszalanckie, wystarczy by posunął się dalej. Przynajmniej powinno, zwłaszcza gdy był w takim stanie jak teraz, czyli zły i doskonale świadomy, że przyłapuje mnie na kłamstwie.
W końcu wszystko ruszyło, jak mały kamyczek turlający się z góry, powodujący lawinę.
Pierwsze uderzenie było najgorsze tylko wtedy, kiedy ciało nie spodziewało się tak gwałtownego bodźca. Policzek, który dostałam wcześniej tworzył idealne podłoże, a próba oszukania mojego mózgu i nastawienie się na kolejny atak tylko w tym pomagało, aby znieść spotkanie pięści ojca z moją twarzą.
Dotknęłam wargi opuszkiem palca, a następnie na niego spojrzałam. Zdobiła go czerwona plamka ciemnej krwi, która spływała mi dalej po brodzie. Uśmiechnęłam się szerzej, wiedząc że to tylko bardziej zirytuje Harolda.
Był taki przewidywalny. Uniósł dłoń zaciśniętą w pięść i zamachnął się. Zamknęłam odruchowo oczy, ale spotkanie twardych, szorstkich knykci ze skronią za nic nie uszłoby mojej uwadze.
Zdusiłam w sobie chęć syknięcia. Lekko mnie zamroczyło, ale na szczęście stałam oparta tyłem o blat kuchenny i trzymałam się jego krawędzi, by nie stracić równowagi.
CZYTASZ
blade
RomanceZachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie trudno skupić uwagę wszystkich na dumie miasteczka, a sprzyja to tym mieszkańcom, którzy o tą uwagę...