7.

66 14 20
                                    

Wykłady trwają do szesnastej. Kiedy się kończą lecę do akademika, żeby się ogarnąć i przygotować choć trochę do kolosa z matmy. Siadam przy łóżku i rozkładam na nim notatki. Zero. Kompletnie nic nie rozumiem. Przewracam kartki w tę i z powrotem, ale za nic w świecie nie wiem, jak to cholerstwo obliczyć. Całki. Przecież to chyba nie jest wiedza dla ludzi! Tylko dla kosmitów! Wzdycham i zwieszam ramiona. Moje myśli uciekają do Davida. Pocałował mnie w policzek. Zastanawiam się, w co się ubrać. Wstaję z kolan i wyciągam z szafy jeansy oraz koszulkę z krótkim rękawem. Nic specjalnego, ale to przecież tylko knajpa. Wkładam i zerkam na zegarek. Jest siedemnasta. Chłopaki mają przyjść do Trigger o dziewiętnastej, a Ivy i Sophie jeszcze nic nie wiedzą. Może to i lepiej. Zostawię im kartkę, że czekam tam na nie na miejscu. Wtedy będą zmuszone przyjść, nieświadome, że umówiłam się tam z chłopakami. Tak, to idealny plan.

Zbieram się i biorę ze sobą notatki. Pouczę się na miejscu, zanim wszyscy się zjawią.

Wychodzę z pokoju.

Kiedy docieram do Trigger, siadam w boksie. Zamawiam kawę i rozkładam notatki. Przeglądam wszystko od początku, ale wciąż nie łapię co, gdzie i z czym. Na wykładzie to było proste, a teraz nic kompletnie nie wchodzi mi do głowy. Kilka razy próbuję rozwiązać jedno i to samo zadanie, podchodząc do niego z różnych stron. Nic. Wynik nie chce wyjść poprawny. Kreślę po zeszycie i zaczynam od nowa.

Po godzinie zmagań, rezygnuję, a pierwsza pojawia się Sophie. Kurde — trochę przeklinam tę sytuację. Gdyby przyszła jak chłopcy by już tu byli, byłoby łatwiej.

— Hej, po co nas tu ściągnęłaś? — pyta wesoło i wciska się na siedzenie.

— Siadaj, zaraz zobaczysz — mówię do niej i poklepuję miejsce obok siebie.

Przysuwa się bliżej i zerka w moje notatki.

— O fuuu, matma, jak dobrze, że jej nie mam — mówi z ulgą i wkłada palec do ust, udając, że wymiotuje.

— Nooo mam jutro kolosa — wzdycham i krzywię się do niej.

— Masz kolosa i siedzisz w knajpie? — mówi tonem jakbym Coreya słyszała.

Następna mądralińska.

— Eeee tam, jeden zawalony kolos to nie tragedia — mówię, jakbym z kolei ja była Davidem.

Nie podoba mi się to. Nie podoba mi się, że on ma na mnie taki wpływ. To niedobrze, ale nic nie umiem na to poradzić. Chciałabym się wreszcie z kimś spotykać. Przeżyć tę młodzieńczą miłość, której nie dane mi było przeżyć w liceum.

Sophie patrzy na mnie jak na zjawisko.

Wiem dlaczego. Olewam kolosa, podczas gdy ta sama ja jeszcze tydzień temu, miała wylistowane wszystkie zajęcia dodatkowe i przypisane do nich założenia, które planowałam osiągnąć.

— Zwariowałaś? Chodź do pokoju, musisz do tego przysiąść — karci mnie i zbiera zeszyty ze stołu.

— Kto zwariował? — zwraca się do nas John, który właśnie pojawił się przy stoliku.

Sophie zastyga w bezruchu i teraz na niego patrzy jak na zjawisko paranormalne. On uśmiecha się do niej i robi maślane oczy.

Tak, to ona mu się spodobała. Trafiłam! Teraz tylko muszę jakoś spacyfikować Sophie. Przesuwam mój kubek z kawą w jej stronę, a ona puszcza zeszyty i pochyla się do mojego ucha, marszcząc brwi.

— Umówiłaś się tu z tymi chłopakami z Ameryki? — syczy przez zęby.

— Yhm — uśmiecham się do niej.

MądralaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz