1.

1K 31 7
                                    

Venom

Pełen zwątpienia z moje wspaniałe życie wpatrywałem się w kopertę. Gdy dostałem wiadomość, odnośnie wyścigu, spadłem z krzesła z cztery razy i w sumie to nie wiedziałem kim jestem. Myślałem, że się przewidziałem ale nie. Serio mam ten list w ręku. Musiałem to przeczytać z 8 razy, zanim moja mina z obsranego kota znowu była nie wzruszona, słynny Raise Nazarov chce się ze mną ścigać. Czy to w jaki kolwiek sposób jest realne, czy mam jakieś schizy. Przejechałem palcem po kopercie aby się upewnić, ze nie śnie i wszystko jest absolutnie realne. No i było realne, moje myśli powędrowały do wyścigów, które oglądałem a w roli głównej Nazarov. To bylo piękne  jak potrafił jeździć, filmik w tokyo zrobił furorę. Jazda z zamkniętymi oczami, cóż może kiedyś ja tak będę umiał? Nie wątpiłem w siebie ale musiałem się przygotować, nie codziennie będę się ścigać z kimś takim jak On. No i nie codziennie spotykasz takich ludzi, ludzi na równym bądź wyższym poziomie. Jak dotąd nikt jeszcze nie był na tyle dobry aby ze mną wygrać, zawsze moje „cięższe" wyścigi były okazją, aby wygrać sporo kasy, każdy stawiał na mnie i nigdy się było inaczej. Zawsze kończyły się tak samo czyli moim zwycięstwem, nie było inaczej. Nigdy nie miałem wątpliwości co do wyjechania na ulicę i wyścigu. Do dzisiaj. Moja pewność siebie uciekła szybciej niż każdy kto spojrzał mi się w oczy, czyli zajebiście szybko. Z jednej strony nie powinienem się martwić, ponieważ z plotek innych wiem, ze Nazarov jeździ  dość czysto i trzyma się zasad. Chyba ujdę z życiem, ale czy ja kiedykolwiek na to patrzyłem. Nigdy mnie to nie obchodziło, brałem co chciałem piłem i się narażałem na różne rzeczy. Tak kurwa było, do czasu kiedy nie spotkałem Vivian. Ta dziewczyna na mnie zadziałała od pierwszego naszego spotkania, jej oczy i ten strach, który z dnia na dzień zmniejszał się, przy niej stałem się ludzki, cholera aż za bardzo. A empatia, która uciekła dawno temu wraca w podwojoną siłą. Dla niej mógłbym odpuścić, zabić a nawet uciąć dłonie gdyby  ktoś probowal ją dotknąć. Nie wiem kiedy aż tak się zmieniłem, stałem się lepszą wersją siebie. Ona mnie niszczyła ale w dobrym tego słowa znaczeniu, o ile może być dobre. Jedno wiem dla niej było warto. Zacząłem myśleć nad tym czy powinienem się z nim spotkać, i czy wziąć dziewczynę ze soba. Mogłaby mi pomóc a do tego wiedziałbym, że wszystko z nią okej, byłaby ze mną. Trzymałaby mnie za rękę jak małe dziecko, ale czy ja się tego wstydziłem. Jej bliskość była ukojeniem dla mnie. A blizny, które dla mnie były obrzydliwe teraz są piękne bo wiem że wygrałem. Wygrałem walkę ze sobą. Chwilę tak siedziałem patrząc w małe literki na kopercie, analizowałem każde słowo, za wygraną dostałbym tyle kasy. Ale czy ja dam radę? Czy jestem lepszy niż Nazarov, z minuty na minutę traciłem resztki wiary.   Z myśli wyrwal mnie głos dziewczyny.
-Venom co to?- Spytała a jej brwi się zmarszczyły.
-Nic ważnego.- mruknąłem z nadzieją że uwierzy. Lecz los jebał mnie w dupę...
-A mi się wydaje że ważnego.- Wysyczala i ruszyła w moją stronę. Jej mina mówiła „jeśli to coś złego umrzesz z moich rąk."
-Daj to.- Wyrwała kopertę, a ja spojrzałem się na nią spod byka. Nie chciałem się szarpać ani nie mogłem być na nią zły, martwi się. Jej chęć pomocy i ta cholerna ciekawość jest w niej wyjątkowa. Chwilę wlepiała wzrok w literki, ale a sekundy na sekundę z rozbawienia i zmartwienia w jej oczach widziałem strach. Ten sam, który towarzyszył jej gdy pierwszy raz mnie zobaczyła.
-O kurwa.- Podsumowała krótko i rzuciła mi pełne współczucia spojrzenie, odkąd wleciała do mojego samochodu w czasie wyścigu, zaczęła interesować się wyścigami. Pokochała adrenalinę, a ja pokochałem siebie za to, ze to dzięki mnie tak to kocha. Oglądała te legalne i nie legalne oraz miała paru znajomych w tym fachu, stąd wie kim jest Król Nowego Orleanu...
-I to uważasz za nie ważne?! Przecież tobie może się coś stać, ja widziałam jego wyścigi, byłam na jednym!- Ryknęła wyrzucając ręce w powietrze.
-Cicho.- Przerwałem jej przez co jej mina zmieniła się w dziwny grymas, i tak była urocza.
-Słuchaj, może i widziałaś ale on serio jest honorowy. Takie wyścigi wcale tak nie wyglądają, on serio jeździ dobrze. Więc nie potrzebuje robić jakiś przekrętów aby wygrać, jest w tym dobry.
Westchnąłem ciężko spoglądając na nią z wzrokiem mówiącym, jest okej luzik. Wcale nie było okej i ona o tym wiedziała.
-Teraz ty słuchaj, jeśli się coś stanie obiecuję ci. Nie zobaczysz mnie. Może to szantaż... ale do ciebie inaczej nie trafi.- Jej wzrok był pełen współczucia i wsparcia jednocześnie, może i nie była przekonana temu, ze się uda lecz we mnie wierzyła. Wiedziała, że dam radę. W końcu brunetka odrzuciła list na bok i wstała, chwilę wlepiała wzrok we mnie z splecionymi rękami pod piersiami. Stała tak spoglądając na mnie z niepewnością, po chwili  wystawiła rękę w moją stronę. Na jej twarzy nie było już strachu ani niepewności, teraz widniał na niej lekki uśmiech a oczy błyszczały czystym szczęściem i może uczuciem że, się udało?  Nie myśląc już więcej chwyciłem rękę dziewczyny i wstałem, po drodze wziąłem kluczyki od auta. Zatrzymaliśmy się przed wyjściem z pokoju, było dosyć wcześnie lecz muzyka w klubie grała. Było słychać przytłumione krzyki, śmiechy oraz rozmowy łączące się z dudniącą muzyką.
-Muszę zadzwonić.- Rzucila brunetka a ja skinąłem głową. Czekałem chwilę  w końcu skończyła.
-W koncu.-  jęknąłem z mina męczennika. Puściłem Viv pierwsza przez drzwi i wyszliśmy z mojego klubu. Brunetka  prawie biegiem rzuciła się do camaro, a ja spokojnie podążałem za nią z uśmiechem na twarzy zapominając o liście. Nie mogłem się tym przejmować gdy obok mnie, znajdowała się ta Brunetka. Stanęliśmy przed samochodem a ja uchyliłem drzwi, aby dziewczyna mogła zająć miejsce pasażera gdy to zrobiła obeszłam samochód, i również zająłem swoje miejsce. Spojrzałem na brunetkę, która wlepiała wzrok w telefon ewidentnie nad czymś myśląc.
-Gdzie jedziemy?- Spytałem na co Viv lekko się spięła.
-Zawieś mnie do domu.- Nawet na mnie nie spojrzała, nadal stukała palcami w ekran telefonu.
-Myślałem że chcesz gdzieś jechać, coś porobić.
-Nie tym razem. Teraz zawieś mnie do domu.- Gdy to mówiła, jej oczy jeszcze bardziej się świeciły. Iskierki które na przemian się pojawiały i znikały lśniły się. Nic nie odpowiedziałem tylko ruszyłem w stronę domu Vivian, była pogrążona w głębokich myślach i w sumie ja też. Co chwilę mój wzrok wędrował na nią, mimowolnie moja ręka znalazła się na jej udzie. Kciukiem jeździłem po skórze dziewczyny a rękę zaciskałem coraz mocniej, starałem się skupić na drodze ale list mnie męczył. Po chwili nie myślałem już o niczym, kochałem jeździć samochodem tym bardziej z ważną dla mnie osobą obok. Z głośników w samochodzie cicho leciała piosenka „U R mine"  od Arctic monkeys. Gdy jechaliśmy razem zawsze towarzyszyła nam przyjemna cisza, nigdy nie było niezręcznie. Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Viv wysiadła z samochodu i zamknęła z pełną mocą drzwi. Ała. Miałem zamiar odjechać, ale otwarła drzwi z mojej strony. Moja brew powędrowała w górę pytająco.
-Chodź ze mną.
-A twój ojciec?
-Chodź.- Uśmiech, który zagościł na twarzy brunetki zmusił mnie do tego. Zgasiłem wóz i ruszyłem za dziewczyna, dotarliśmy do jej domu. Nie zdziwiłem się, że w domu nie ma nikogo. Pociągnęła mnie za rękę wzdłuż schodów. Gdy dotarliśmy do jej pokoju zamarłem. Stała tam ta sama dziewczyna, która znana jest przez to, że aktualnie chodzi z Raisem. Obie złożyły na swoich policzkach całusy i przytuliły się, a ja patrzyłem na nie ja jakiś idiota. Nie było jednej osoby, najważniejszej w tym wszystkim. Gdzie jest do kurwy Raise? Zająłem miejsce na łóżku dziewczyny, w oczekiwaniu na Raise'a przeglądałem telefon. Widać było, że ani jedna ani druga nie chciała zaczynać rozmowy. W końcu odezwała się Vivian.
-Słuchaj.- Zaczęła więc mój wzrok powędrował na nią.
-Wiem, że może powinnam ci powiedzieć... Ale ja z lea znam się już trochę.- Kontynuowała, a ja cierpliwie słuchałem co ma do powiedzenia.
-To zaczęło się, gdy obie stałyśmy się rozpoznawalne przez was.- Wstała i wskazała na mnie palcem.
-Obie wiedziałyśmy, że wasz wyścig kiedyś nastanie. Nie wiedziałyśmy o tym, że wy też dostaniecie koperty.- Wtrąciła się druga dziewczyna.
-Też je dostałyśmy. Wiemy też, ze ani ty ani Raise nie wysyłaliście ich sobie nawzajem. To twoja organizacja Venom.- Rzuciła Viv na co wyszczerzyłem oczy.
-Osoby, które organizują wyścigi tu w Malibu chciały większe widowisko.- Wyjaśniła dziewczyna obok.
-Dlatego my zjawiliśmy się tu. Oni nie wiedzą, że Viv i ja się znamy stąd wiemy, że nie chcieliście aż tak wcześnie pojedynku. Listy to fałsz, miały was zniechęcić do siebie.- Słuchałem tego coraz bardziej niedowierzając w słowa, które wypadały z ust obu kobiet.
-Zaproszenia są prawdziwe ale adresanci są fałszywi.- Wzruszyła ramionami Viv.
-Wasz wyścig się odbędzie, ponieważ wyraziliście zgodę w obu listach rzucając sobie „wyzwanie".- Vivian dała duży nacisk na ostatnie slowo.
-Inni myślą że to zawiść i chcecie pojedynku, lecz wy nigdy w życiu nie wysłaliście do siebie listu.- Dziewczyny spojrzały się na siebie znacząco.
-Ścigacie się o swoje samochody.- jęknęła Viv na co moja szczęka opadła na drugą stronę planety, i wróciła.
-Wiemy, że to dość trudne ale... Wy dacie radę no bo..- Nie dałem jej dokończyć dość.
-Nie ma bo, okej wyścig się odbędzie ale na pieniądze. Mamy je.- Wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
-Nie możesz tego zmienić.- Rzuciła Lea na co posłałem jej piorunujące spojrzenie.
-Jeśli on się zgodzi razem ze mną, możemy zmienić nagrodę. Na coś o tej samej wartości oczywiście.- Z beznamiętnym wzrokiem skanowałem twarze obu dziewczyn.
-A co jeśli się nie zgodzą?- Spytała Viv, nie miałem sił żeby im to tłumaczyć.
-Jeśli się nie zgodzą to sądzę, że ja i Raise poradzimy sobie.- Wzrokiem znowu wróciłem do telefonu, Viv i Lea zaczęły o czymś rozmawiać a ja pogrążyłem się we własnych myślach. Jak do cholery miał być wyścig bez naszej zgody? I skąd one wiedziały. Kocham kobiety...  Nie wiem ile tak siedziałem ale dotarł do mnie głos dziewczyny.
-Będę się już zbierać, jutro obgadamy to w czwórkę. Mam nadzieję, ze nie za dużo informacji jak na jeden dzień.- Brunetka puściła mi oczko i wyszła zza drzwi. Jak dla mnie to i lepiej że idzie, przyjemniej odetchnę.
-Co chcesz zrobić?
-Kompletnie nic, nie znam zdania Nazarova więc nic nie zrobię.- Wzruszyłem ramionami, nie miałem ochoty żeby cokolwiek robić teraz w tej sprawie. Brunetka ruszyła w moją stronę i opadła obok mnie na materac, zbliżyła się do mnie i wyrwała telefon. Spojrzałem się na nią z pytającym wzrokiem.
-Musisz być taki obojętny?- Czasem jej pytania były tak głupie.
-Dla nich tak- złożyłem całusa, na jej skroni.
-Ale dla ciebie nie.- Tym razem cmoknąłem ją w usta. Dziewczyna zachichotała i oddała mi telefon, chwilę nad czymś myślała. Po minucie namysły odwróciła się w moją strone i usiadła na mnie okrakiem.
-Będzie dobrze uda wam się.- Powiedziała to tak spokojnie, że sam zacząłem wierzyć w to, że Raise nie jest dupkiem. Złożyła na moich ustach całusa i wtuliła się w mój tors. Nadzieja umiera ostatnia.

Dotarliście do końca‼️, dajcie znać kto według was wygra wyścig i z czyjej perspektywy będziemy czytać następny rozdział.🤫➡️
Za każdy poprawiony błąd dziękuję❤️

I tak moi dorodzy kończymy pierwszy rozdział, macie trochę wytłumaczone jak poznały się Vic i Lea lecz do tego jeszcze wrócę. Chciałabym przeprosić za każdy błąd językowy bądź interpunkcyjny ale mam z nimi duże problemy. Ale o tym już wspominałam pod prologiem

Miłego wieczorku bądź dnia do następnego...

Nazarov czy Venom?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz