Fane zgiął się w pół. W pierwszej chwili nie miałam pojęcia, co planuje zrobić. Dopiero gdy złapał mnie za nogi na wysokości kolan i bez żadnego wysiłku podniósł, pisnęłam wystraszona.
Chłopak przerzucił mnie przez ramię jak worek kartofli. Włożył w to trochę za dużo siły, ale w ostatniej chwili zreflektował się i przytrzymał moje udo, żebym nie przeleciała za niego. Czy on nie zdawał sobie sprawy, że między nami była naprawdę spora różnica wzrostu i gabarytów?
Skupiłam się na jego dłoni, która znajdowała się niebezpiecznie blisko wewnętrznej strony uda, a tamto miejsce było nie dość, że bardzo wrażliwe, to jednak też dla mnie intymne. Spięłam się i włożyłam mnóstwo wysiłku w przekierowanie myśli gdziekolwiek indziej.
- Ben, porywamy Maeve! - krzyknął Reynolds do młodszego brata. Słyszałam w jego głosie nutkę rozbawienia.
- Fane, puść mnie! - miotałam się.
- Młody, dawaj jej buty! - rozkazał szatyn.
- Buty - posłusznie zasalutował Ben, a po chwili poczułam, jak ktoś zakłada na moje, w dalszym ciągu wiszące w powietrzu nogi, zimowe buty. - Są!
- Czapka i szalik?
Dziesięciolatek pojawił się w zasięgu mojego wzroku, z czapką i szalikiem. Podszedł do mnie i założył mi na głowę czapkę, a szal owinął wokół szyi.
- Chyba sobie żartujecie - warknęłam. To przypominało jakąś komedię.
- Czapka i szalik, są! - zameldował ponownie Ben, mając przy tym niesamowicie poważną minę. Chyba właśnie przestawał być moim ulubionym uczniem.
- No dobra Maeve, będziesz grzeczna? Musze postawić Cię na ziemi, bo inaczej nie ogarniemy tego logistycznie - westchnął zrezygnowany Fane.
- Jesteście niemożliwi! - pisnęłam wyrzucając ręce w górę, a raczej w dół, zważywszy, że wisiałam do góry nogami.
W końcu chłopak postawił mnie na ziemi. Ubrałam się w kurtkę, chłopaki zrobili to samo i byliśmy gotowi do wyjścia.
- Margo! - zawołał Fane, a pies leżący przy kominku momentalnie się poderwał i przytruchtał do nas.
Chłopak kucnął i założył suni obrożę, wziął do ręki smycz i kluczyki od auta i wskazał na drzwi prowadzące do garażu.
- A nie idziemy na jedzenie?
Pogodziłam się z tym, że byłam na przegranej pozycji. Poza tym w domu pewnie nie było nic do jedzenia, a do mnie powoli zaczął docierać głód. Aczkolwiek obecność psa była zastanawiająca.
- Idziemy.
- A Margo? - zastanawiałam się na głos. - Chyba nie zamierzasz zostawić jej na zewnątrz w taki mróz?
- Te psy są stworzone do życia na Alasce, Antarktydzie i wszędzie gdzie jest biało i zimno. Gdy Margo była młodsza, nie dało jej się ściągnąć do domu do ciepła, chyba że siłą. Wycwaniła się na starość, a ty się dajesz nabrać - mrugnął do mnie, jednocześnie tarmosząc psa po głowie. - Idziemy?
- Do Coop'a, nie? - zagadał Ben, a brat skinął mi głową.
***
Jechaliśmy autem dosłownie kilka minut. Siedziałam na siedzeniu pasażera i kątem oka spoglądałam, jak chłopak prowadzi auto.
W końcu zaparkował przed dużą restauracją. Wysiadłam z auta i spojrzałam na szyld z nazwą Coop's Steak. Kojarzyłam ją, ale nigdy nie byłam w środku.
CZYTASZ
blade
RomanceZachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie trudno skupić uwagę wszystkich na dumie miasteczka, a sprzyja to tym mieszkańcom, którzy o tą uwagę...