Charakterystyczny zapach wiekowych kart ksiąg sprawiał, że Faye natychmiast zapragnęła wrócić na świeże powietrze. Każdy z jej zmysłów zdawał się być podrażniony, jakby buntował się przeciw niej.
Zignorowała tę myśl.
Podobne zachowanie świadczyłoby o słabości, a ona z całą pewnością słaba nie była. Jeśli nawet, to nie okaże jej przed księciem - nie po raz kolejny. Członek nadwornej gwardii zaciska zęby przez ból, lecz go nie okazuje. Była to zasada, którą wpajano wszystkim młodzikom. I tego zamierzała się trzymać.
- Czyli - Faye położyła dłoń na żelaznej balustradzie i zaczęła wspinaczkę w górę schodów. - opowiem im o ataku żeby wiedzieli czego mają szukać.
- Między innymi - odpowiedział książę zdawkowo.
Pomimo trzymanej w dłoni latarni zdawał się bardzo skupiać na tym, aby nie potknąć się w ciemnych holach biblioteki co zauważyła ku niemałemu rozbawieniu.
- Wiesz, byłoby o wiele prościej gdybyś wydusił z siebie coś więcej niż dwa słowa.
- Albo, ty spróbujesz wykrzesać z siebie trochę cierpliwości i poczekasz aż wejdziemy do środka żebym nie musiał się powtarzać - odparł.
Gdyby nie było tak ciemno mogłaby przysiąc, że posłał jej jeden z tych swoich przemądrzałych uśmieszków i wyprzedził ją pokonując po dwa schody na raz.
Gdy dotarła na górę ciosane z jasnego drewna wrota prowadzące zarówno do kwater skrybów jak i tymczasowych kwater czarowników stały już otworem, a ona u boku Księcia Kierana wpatrywała się teraz prosto w Rose, która przystanęła w pół kroku w nonszalanckiej pozie z jedną dłonią opartą na biodrze, a drugą zaciśniętą na kryształowym kieliszeczku.
Zwiewne rękawy jej brzoskwiniowej tuniki przepasanej wstążką w talii i głębokim dekoltem podkreślały jej delikatną urodę jak i każdy ruch, który wykonywała z wdziękiem najznakomitszej baletnicy.
- Świeżynka - rzuciła na ich widok z kocim uśmieszkiem. - Czas najwyższy.
- Zbierz wszystkich, mamy problem - polecił jej Książę.
Rose skinęła tylko głową i zniknęła za jednymi z drzwi znajdujących się na przeciwległej ścianie pomieszczenia.
Dało to chwilę Faye by przyjrzeć się wnętrzu komnat skrybów, a raczej w tym wypadku czarowników. Nigdy przedtem nie było jej dane w nich bywać, bo i niby po co.
Nie mogła więc powstrzymać się by nie przejść się po komnacie i nie zajrzeć w jej najmniejszy zakątek.
Komnata był okrągła, podtrzymywana przez drewniane, rzeźbione kolumny, z pokaźnymi łukowymi oknami, przez które bez wątpienia w ciągu dnia wpadało mnóstwo światła. Musiało wpadać go tu na tyle dużo, że tuż przy drzwiach, przez które przeszła Rose zadomowiła się pnąca roślina.
Pulpity, które teraz świeciły pustkami, a przy których zwyczajnie pracowaliby skrybowie mieściły się wzdłuż okien.
No, może nie całkiem świeciły pustkami.
Wyglądało na to, że niektóre pełniły teraz całkiem inną funkcję. Jeden jako składzik bardzo ładnych noży do rzucania, na drugim ktoś zostawił niedojedzony posiłek, a na jeszcze innym w górę pięła się wieża z ksiąg.
Oprócz tego w pomieszczeniu znajdował się kominek, kilka wypchanych po brzegi regałów z książkami, oraz trzy komódki, na których poukładano bliżej nieznane jej cuda, których wolała nie dotykać z obawy, że rozpadną się jej w dłoniach.
CZYTASZ
Nadworna Obrończyni
FantasyHistoria dziewczyny, która ma sekret. I księcia, który nieoczekiwanie go poznał. Czy zdradzi go w obliczu dziwnych zdarzeń, do których zaczyna dochodzić na dworze? Nadworna Obrończyni to tytuł, który dziewiętnastoletnia Faye nosi z dumą. Nie wyobraż...