Rozdział 28

1K 84 44
                                    

W pokoju brakowało powietrza. Destiny czuła ból w płucach, łapiąc rozedrgany dech. Całe jej ciało było tak wiotkie, że gdyby musiała wstać, to by się przewróciła. Odnosiła wrażenie, że jest pijana.

Chase siedział naprzeciwko, na krześle pod ścianą. Wargi miał spuchnięte i jeszcze mokre od pocałunku, twarz umazaną własną krwią, a włosy potargane. Ona doprowadziła go do tego stanu. Szybko odwróciła wzrok za okno, nawet nie zamierzając sobie wyobrażać, jak sama musiała teraz wyglądać. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Na wieczność.

Skóra wystygła i oblepiający pot sprawił, że Destiny zadrżała z chłodu. Z absolutnego roztrzęsienia tym, co zaszło.

– Rozkuj mnie – powiedziała słabo, gdy od niezręcznego milczenia zaczęły ją swędzieć kości. Wciąż czuła na sobie jego usta i dłonie. Kręciło jej się w głowie z nadmiaru... wszystkiego. Doznań, emocji, galopujących myśli.

Próbowała na niego nie patrzeć, mimo że nie odwdzięczył się tym samym. Twarz płonęła jej z upokorzenia i złości na siebie. I na Chase'a też. Powinien był ją odepchnąć. Dlaczego po prostu jej nie odepchnął?

– Nie ma antidotum na saksytoksynę – odezwał się po uspokojeniu oddechu. – To był bloker, który wziąłem przed wypiciem herbaty z twojego kubka. Nie będę się musiał po nic czołgać.

Nie przyswoiła w pełni jego słów, ale zrozumiała najważniejsze: trucizna go nie zabije. Destiny była jeszcze zbyt rozchwiana, żeby zdecydować czy to dobra, czy zła wiadomość.

Powtórzyła prośbę bardziej stanowczo, nadal wpatrzona w nocny las za oknem.

– To zwykłe kajdanki. Sama możesz się uwolnić. 

– Daj mi kluczyki. 

– Oboje dobrze wiemy, że ich nie potrzebujesz. 

Szarpnęła ręką. 

– Rozkuj mnie! 

Znów ta nieznośna cisza. Czy choć ten jeden raz mógł posłuchać?

– Dobrze – zgodził się w końcu. – Jak odpowiesz mi na pytanie. Dlaczego Jamie truje cię pikrotoksyną? 

Gniew wywołany szantażem dodał jej odwagi, żeby ponownie na niego spojrzeć.

– A więc teraz to przesłuchanie – stwierdziła gorzko, nie dając się złapać na troskę w jego oczach. – Stęskniłeś się za torturowaniem mnie? 

Skrzywił się, słysząc ten zarzut, jakby go zabolał. A przecież pod wieloma względami w Halloween sytuacja wyglądała łudząco podobnie. Wtedy też obserwował ze stołka, jak motała się spętana i bezradna. Teraz miała po prostu wygodniejsze podłoże.

– Możesz chociaż raz ze mną normalnie porozmawiać? 

– Chciałeś mnie odurzyć, skułeś mnie jak jakieś zwierzę i teraz chcesz normalnie rozmawiać?! 

– A ty chciałaś poderżnąć mi gardło i otruć śliną, więc myślę, że jesteśmy kwita – odgryzł się, jak gdyby byli w trakcie jakichś błahych przekomarzanek.

– Będziemy kwita, jak cię zabiję!

Wolną ręką chwyciła leżącą na stoliku obok butelkę z wodą i cisnęła nią z całej siły. Chase uchylił się, przez co z łomotem uderzyła w szafkę. Przynajmniej nie zrobiła wgniecenia w ścianie.

– Nie jesteś zła na mnie, tylko na siebie.

– Taki jesteś pewien? – Destiny zbliżyła się na odległość, jaką umożliwiał krótki łańcuch. Chase był w błędzie. Nie była zła. Była wściekła, rozdarta i skołowana, a cała ta wybuchowa mieszanka musiała gdzieś znaleźć ujście, więc kumulowała się i trafiała w niego. – To rzuć mi te kluczyki. I uciekaj.

ExodusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz