Piętnaście minut zostało do zakończenia dzisiejszego spotkania i Barcelona prowadziła 2:0 po spektakularnych golach Leo i Neymara. Nikt nie wiedział co wstąpiło w tego drugiego, na samym początku pozostawał gdzieś w cieniu, a jak tylko wbiegł po przerwie na murawę, był zupełnie innym graczem. Zaledwie po pięciu minutach strzelił bramkę, wydawał się być bardzo zacięty.
- Co się z nim dzieje... - mruknęła pod nosem jego siostra, obserwując jak po raz kolejny fauluje Moratę. Szczerze mówiąc sama dziwiłam się, że sędziowie jeszcze na to nie zareagowali, ale z drugiej strony... Cieszyłam się, że ktoś próbuje skopać hiszpanowi tyłek. Bałam się, że po meczu faktycznie będzie próbował mnie odnaleźć, tak jak to zapowiedział. Muszę trzymać się blisko reszty, nie chcę go już widzieć nigdy więcej.
Spojrzałam na Anto, która narzekała, że mdłości nie ustąpiły i nadal nią miotały. Przypomniałam sobie okres kiedy była w ciąży z Thiago, wtedy też męczyła się z nimi przez calutki miesiąc, a na szczęście póżniej pojawiały się już tylko sporadycznie. Pocieszyłam ją, że zostały ostatnie dwie minuty do końca i ku naszemu zdziwieniu, Neymar brutalnie powalił na ziemię Moratę i mijając go strzelił prosto w bramkę, czego nikt się chyba już nie spodziewał. Drużyna momentalnie oblepiła go z każdej strony i wspólnie wiwatowali, podobnie jak wszyscy na trybunach. Nie wiem kiedy Rafaella ścisnęła mnie za dłoń, ale zaczęłyśmy skakać i wołać ze szczęścia razem z tłumem. Dla mnie był to podwójny sukces: Neymar nie tylko zaprowadził nas do wygranej, ale też ośmieszył Moratę. Sędzia zagwizdał, oznajmiając tym samym zakończenie meczu i jak na zawołanie sytuacja na boisku zrobiła się nie przyjemna. Ktoś pchnął Neymara, prawie powalając go na ziemię.
- Kto to był? - zapytałam, w duchu znając już odpowiedź.
- Morata, próbuje się zemścić! - zawołała Anto, a ja zasłoniłam usta dłonią i patrzyłam na ich przepychanki. Neymar próbował oddać mu za to co zrobił, ale Dani i Gerard szybko go przytrzymali, i klepali po plecach, próbując go uspokoić. Wyrywał się jeszcze przez chwilę, ale ostatecznie dał sobie spokój, kiedy sędzia podbiegł i pokazał Moracie czerwoną kartkę.Dwadzieścia minut później udało nam się w końcu opuścić nasz sektor i zejść na boisko. Część drużyny Juventusu nadal się na nim znajdowała, udzielając wywiadu licznym reporterom. Mijając Álvaro skryłam się tuż za Anto i przybrałam najbardziej lekceważący wyraz twarzy na jaki mnie było stać. Leo przemknął tuż obok mnie, porwał na ręce Thiago i objął Anto w pasie, całując ją przy tym zachłannie. Uciekłam wzrokiem od tego widoku, dając im trochę prywatności ( co i tak śmiesznie brzmiało, bo wszędzie było mnóstwo kamer i aparatów ) i rozejrzałam się dookoła. Wokół mnie wszyscy się całowali i ściskali, i to był ten moment w którym poczułam się jako najbardziej osamotniona przyzwoitka wszechczasów. Gdyby Ines przyszła ze mną, z pewnością bym tego uniknęła.
- No i takie to... - mruknęłam sama do siebie. Nie minęły dwie minuty, kiedy ktoś delikatnie położył rękę na moim ramieniu. Nie musiałam się odwracać, wiedziałam, że to On. Ale mimo wszystko to zrobiłam.
- Nie nie nie... - zaczęłam kiwać głową i powoli cofać się, twarzą do niego.
- Błagam, chcę tylko Ci wyjaśnić... - zaczął i podążał tuż za mną.
- Nie.
Cofnęłam się jeszcze o kilka kroków i w pewnym momencie uderzyłam w czyjeś plecy. Álvaro zmrużył gniewnie brwi, a ja podążyłam za nim wzrokiem.
- Neymar... - chyba jeszcze nigdy nie ucieszyłam się na czyjś wido tak, jak w tym momencie. - Dobra robota, gratuluję!
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, chwyciłam go w ramiona i uścisnęłam, zezłaszczając tym Moratę do czerwoności. Zaczekałam aż sobie stąd pójdzie i wtedy wypuściłam bruneta z objęć. Przez cały ten czas nie zareagował i nie odezwał się ani słowem, a teraz, ku mojemu zdziwieniu, minął mnie i z kamiennym wyrazem twarzy tak po prostu sobie odszedł.Zabrałam moją torbę z pokoju i zaczęłam przeciskać się do wyjścia.
- Livi, pamiętaj o imprezie! - zawołał za mną Marc a ja westchnęłam, odwracając się do niego. - Oo nie, znam to spojrzenie i mówię niezaprzeczalne: n i e!
- Ale jestem zmęczona...
- Proszę...
- Marc... - zrobiłam minkę zbitego pieska. Nie miałam ochoty na zabawę, marzyłam tylko o tym żeby znaleźć się w domu.
- No dobrze, niech Ci będzie. - westchnął.
- Na prawdę? - uniosłam brew w zdziwieniu. Nie sądziłam, że zwycięztwo przyjdzie mi aż tak łatwo.
- Nic na siłę. Czym przyjechałaś? - zapytał.
- Tramwajem, samochodem utknęłabym w korkach na całą wieczność. - odpowiedziałam i założyłam na siebie kurtkę.
- Zaczekaj, podwiozę Cię. Tylko daj mi się przebrać. - nie czekając na moją odpowiedź odwrócił się na pięcie i pobiegł do szatni. Wzdychając, wyszłam na korytarz i oparłam się o parapet, obserwując jak coraz więcej osób opuszcza pokój. Z niektórymi miałam na prawdę bardzo dobry kontakt i tak jak po każdym meczu, trochę mi smutno, że nie zobaczymy się aż do następnego. Żegnałam się z każdym kolejno, choć wszyscy wyznawali swoje niezadowolenie, że nie będzie mnie na przyjęciu świętującym wygraną. Sala była zarezerwowana już wcześniej, aby nawet w razie niepowodzenia, spotkać się i wspólnie pogodzić się ze smutkiem i porażką.
- Jestem gotowy. - Marc stanął tuż obok mnie jakieś piętnaście minut później i wspólnie udaliśmy się do wyjścia. W mojej głowie wciąż siedział Álvaro, nie mogłam nadal uwierzyć w to, jak daleko się dziś posunął. - Hej, co ty taka nie w humorze? - objął mnie ramieniem. Wychodząc ze stadionu specjalnym wyjściem wyznaczonym dla zawodników, momentalnie zostaliśmy oślepieni przez błyski fleszy. Ochroniarze stali w rządku i odgradzali nas od zachłannych dziennikarzy. Zdawałam sobie sprawę, że w internecie znowu będzie wrzało od sugestii, czy coś łączy mnie z Bartrą, bo przecież obejmował mnie swoją ręką... Już i tak wszędzie pojawiały się spekulacje na temat: co było powodem zerwania Marca ze swoją dotychczasową dziewczyną Melissą Jimenez?
- Ciężki dzień, to wszystko. - westchnęłam i zmrużyłam oczy przed oślepiającym światłem aparatów. Z eskortą ochroniarzy udaliśmy się na parking dla vipów, gdzie Marc zaprowadził mnie do swojego samochodu i otworzył dla mnie drzwi. Gdy znalazłam się w środku, oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam powieki. Cieszyłam się, że wreszcie znajdę się w swoim wygodnym łóżeczku i tam nikt nie zakłóci mi mojej przestrzeni osobistej. Po dziesięciu minimutach jazdy, w której to prowadziłam z Marc'iem żywą dyskusję na temat meczu, uświadomiłam sobie, że jedziemy w złym kierunku.
- W tamtą stronę były zbyt duże korki, wszyscy wracają teraz ze stadionu. - odpowiedział na moje zadane wcześniej pytanie. Ale wtedy zdałam sobie też sprawę, że Marc wcale nie spytał mnie gdzie mieszkam i w którym kierunku mamy jechać. I właśnie wtedy, kiedy doszło do mnie co zrobił, zaparkował pod znanym mi, drogim lokalem i otworzył dla mnie drzwi.
- To temu tak szybko przestałeś mnie namawiać! Od początku w ogóle nie zamierzałeś odwozić mnie do domu! - zawołałam, a na on zachichotał, ukazując rządek śnieżnobiałych zębów. Wyciągnął ku mnie swoją dłoń, którą niechętnie przyjęłam, spozierając na niego spode łba. Reporterzy chyba dostali jakiegoś cynka, bo momentalnie nas dostrzegli, podobnie jak i resztę zawodników i ich rodziny. Tuż przed wejściem Jordi Alba i Andrés Iniesta udzielali szybkiego wywiadu.
- Marc! Marc! - zaczęli biec w naszym kierunku, a on zwinnym ruchem wyciągnął mnie z samochodu, zamknął drzwi i pognaliśmy do środka. - Możemy prosić na dwa słowa? Jak się czujesz po pokonaniu Juventusu? Cieszysz się, że po raz pierwszy od dawna rozegrałeś cały mecz? - zasypali go pytaniami, ale on nie zwrócił na nich uwagi. Ochroniarze wpuścili nas do lokalu w którym panował gwar i półmrok. Recepcjonistka wskazała nam drogę do wynajętej sali, więc udaliśmy się w tamtym kierunku. Nie zdążyłam nawet usiąść przy stoliku, kiedy czyjeś mocne palce zacisnęły się na moim nadgarstku.-----
Baardzo dziękuję za wszystkie ciepłe słowa, które od was otrzymuję! Jest mi niezmiernie miło, że spodobała wam się moja spontanicznie wymyślona historia. Jutro wyjeżdżam nad morze i będę miała słaby internet, ale obiecuję mimo to coś tu wstawiać :) x
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...